Mężczyzna, który musiał poddać się przeszczepowi serca po przejściu Covid-19 opuścił już szpital. Zabieg zakończył się sukcesem. - Chcę przytulić dzieci, narzeczoną i rodziców. Pogadać ze znajomymi, chociaż przez okno jak na razie, bo spotkać się nie spotkamy. Przede wszystkim chcę powrócić do pracy, do normalnego życia - wyznał w rozmowie z RMF FM.
26-letni Paweł Matusik po ciężkim zachorowaniu Covid-19 musiał mieć przeszczepione serce. Do operacji doszło trzy tygodnie temu. Teraz mężczyzna opuszcza już Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu, gdzie przeprowadzono transplantacje. Zespołowi przewodził dr Roman Przybylski.
- Chcę przytulić dzieci, narzeczoną i rodziców. Pogadać ze znajomymi, chociaż przez okno jak na razie, bo spotkać się nie spotkamy. Przede wszystkim chcę powrócić do pracy, do normalnego życia. Te kilka miesięcy z tą chorobą ciężką to była wegetacja, a nie życie. Przede wszystkim chciałbym podziękować lekarzom, którzy tutaj robią naprawdę wielką robotę, a rodzinie dawcy za gest jaki wykonali
- powiedział w rozmowie z RMF FM.
Mężczyzna już wcześniej miał problemy z sercem, cierpiał na wrodzoną kardiomiopatię rozstrzeniową. - Chorowałem, ale nie miałem żadnych objawów choroby. Pracowałem fizycznie. Nie było problemów z wysiłkiem - wyjawił.
- Zachorowałem w sierpniu na Covid. 3 dni miałem gorączkę, potem straciłem węch i smak. I też się nic nie działo - do listopada. Zaczęły mnie łapać duszności. Dostałem leki na astmę pocovidową, bo takie było podejrzenie. Po tygodniu nic się nie poprawiało. Pojechałem do pracy, ale miałem duszności. Nie umiałem dwóch dachówek wnieść na dach. Nie miałem siły. Zdecydowano, że potrzebny jest przeszczep
- przekazał.