Tak, zaszczepiliśmy się z mężem. Ale to był zupełny przypadek. Po prostu wyczytaliśmy na stronie WUM informację, że jest taka możliwość, że jest dodatkowa pula dawek. I szybko zgłosiliśmy się z mężem do centrum przy WUM - przyznaje Mariola Bojarska-Ferenc. - Nie jestem jakąś nastolatką, co się wepchała przed kolejkę - przekonuje trenerka.
Od końca grudnia 2020 roku trwa szeroka debata publiczna nt. szczepień, jakie celebryci przyjęli w Centrum Medycznym - przychodni Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Do przyjęcia preparatu jako pierwszy przyznał się były premier Leszek Miller, później dołączyli do niego celebryci. Krystyna Janda, Andrzej Seweryn, Maria Seweryn, Krzysztof Materna, Wiktor Zborowski. Magda Umer…
Dziś do listy dopisać można kolejne nazwiska. To trenerka Mariola Bojarska-Ferenc wraz z mężem - Ryszardem Ferencem. Jak celebrytka tłumaczy się z zaszczepienia w etapie „zero”?
- Tak, zaszczepiliśmy się z mężem. Ale to był zupełny przypadek. Po prostu wyczytaliśmy na stronie WUM informację, że jest taka możliwość, że jest dodatkowa pula dawek. I szybko zgłosiliśmy się z mężem do centrum przy WUM. Nikt mi tego nie załatwił. Po prostu, od kiedy pojawiła się informacja, że w Polsce będzie szczepionka na COVID, non stop siedziałam w Internecie i szukałam wszystkich informacji, bo chciałam, żebyśmy z mężem zaszczepili się, kiedy tylko to będzie możliwe
- powiedziała w rozmowie z „Faktem”.
Chęć szybkiego przyjęcia szczepionki tłumaczy również trudnymi doświadczeniami i ciężkim przebiegiem zakażenia koronawirusem.
- Bardzo ciężko przeżyłam COVID, do dziś odczuwam objawy tej choroby, mam problem z ciśnieniem, brakiem sił, a całe życie byłam osobą wysportowaną, pełną energii. W tej chorobie były momenty, że naprawdę bałam się, czy rano jeszcze się obudzę
-przekazała dziennikowi.
Podkreśliła, że nie wykorzystała żadnych znajomości.
- Nie jestem jakąś nastolatką, co się wepchała przed kolejkę, tylko mam już 60 lat. Dokładnie za dwa tygodnie skończę, więc i tak niebawem bym się zaszczepiła. Po prostu, stało się to tydzień czy dwa wcześniej
- przekonywała.
Podczas dzisiejszej konferencji prasowej minister zdrowia Andrzej Niedzielski przekazał, że „zgłoszenie (celebrytów do zaszczepienia -red.) zostało dokonane 28 grudnia ub.r., czyli w przeddzień ogłoszenia listy wyjątków czy wyjątkowych sytuacji, które pozwalały na szczepienie osób spoza grupy medyków i personelu medycznego oraz niemedycznego zatrudnionego w szpitalu.
- Dopiero 29 grudnia w okolicach południa pojawiły się informacje z NFZ, zgodnie z którymi dla przykładu, gdy była potencjalna sytuacja, że zmarnuje się szczepionka, (można było) doprosić pacjenta szpitala (...) i ewentualnie osobę, rodzinę personelu medycznego i niemedycznego zatrudnionego w szpitalu
- zaznaczył.