Nie byłoby takiego zdenerwowania służb sanitarnych, gdyby sytuacja epidemiologiczna nie była poważna. Wirus Wuhan jest bardzo zakaźny, szybko się przenosi, a przebieg choroby u prawdopodobnie co czwartego pacjenta jest bardzo ciężki – powiedział prof. Adam Antczak z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.
Pocieszające jest jego zdaniem, że lekarze w Tajlandii u kilku pacjentów z ciężkim zapaleniem płuc, zakażonych koronawirusem Wuhan 2019-nCoV, z powodzeniem zastosowali leki przeciwwirusowe, wykorzystywane dotąd w zwalczaniu HIV oraz wirusa grypy. Wciąż nie ma jednak pewności, czy taka terapia jest skuteczna. Łódzki specjalista ostrzega, że zapalenia płuc - obojętnie jaka jest jego przyczyna - nigdy nie należy bagatelizować.
Prof. Adam Antczak jest kierownikiem Kliniki Pulmonologii Ogólnej i Onkologicznej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi oraz przewodniczącym Rady Naukowej Ogólnopolskiego Programu Zwalczania Grypy. Wyjaśnia, że użyto dwa leki antyretrowirusowe stosowane w leczeniu wirusa HIV, czyli lobinavir i rytonawir, oraz inhibitor neuraminidazy, czyli oseltanmiwir, klasyczny lek przeciwgrypowy.
- Oceniono, że leki te działały korzystnie, jednak zastosowano w tym przypadku wnioskowanie ex iuvantibus, czyli po efektach leczenia. Jest to przyjęta w medycynie metoda wnioskowania dotycząca leczenia po podaniu leków stosowanych poza wskazaniami. Nie mamy jednak pewności, czy pacjenci w ten sposób leczeni sami pokonali chorobę, czy też ich stan się poprawił dzięki użytym lekom. Oby tak faktycznie było, bo mielibyśmy terapię przydatną w leczeniu ciężkich przypadków tego zakażenia
- powiedział specjalista.
Jego zdaniem wiele wskazuje na to, że sytuacja epidemiologiczna w Chinach jest poważna.
- Obawiam się, że tamtejsze władze nie wszystko ujawniają, przynajmniej tak było na początku wybuchu epidemii. Widoczny był wtedy duży niepokój służb sanitarnych przy stosunkowo małej umieralności chorych. A to od razu budziło podejrzenie, że sytuacja była poważniejsza, niż wskazywały na to oficjalne dane
– zauważył.
Początkowo władze sanitarne informowały, że śmiertelność chorych nie przekraczała 2,5 proc.
- To mało, jeśli weźmiemy pod uwagę, że w przypadku zapalenia płuc ogólna umieralność - czyli w całej populacji - jest znacznie wyższa i sięga 5-6 proc. Jeśli jednak uwzględnimy ludzi starszych, po 65. roku życia, to umieralność z tego powodu wynosi już co najmniej 10 proc., i to w warunkach szpitalnych. A do tego trzeba jeszcze doliczyć 9 proc. zgonów w okresie 30 dni od wystąpienia pierwszych objawów. Czyli śmiertelność osób 65 plus na skutek zapalenia płuc w ciągu miesiąca sięga około 20 proc.
– wylicza prof. Antczak.
Ostrzega on, że zapalenie płuc nie jest "nieco tylko poważniejszym przeziębieniem". To ciężka choroba, jedna z najcięższych, będąca częstą przyczyną zgonów.
- Jeśli zatem jakiś patogen wywołuje zapalenie płuc, to ryzyko zgonu osób po 50. roku życia wybitnie rośnie, a szczególnie u osób powyżej 65 lat
- dodaje.
Prof. Antczak zastrzega, że w przypadku koronawirusa 2019-nCoV dysponujmy wciąż jedynie szczątkowymi danymi. Na podstawie tego, co ujawniono w Chinach, można jednak podejrzewać, że ciężki przebieg zakażenia tym patogenem dotyczy aż do 25 proc. chorych. Czego możemy się zatem obawiać?
- Że wirus bardzo szybko się przenosi, jest bardzo zakaźny, a przebieg choroby jest często bardzo ciężki. Inaczej nie podjęto by takich przedsięwzięć zapobiegawczych. Jak była pandemia świńskiej grypy, nikt nie zamykał miast i nie zawieszał połączeń lotniczych. A ten wirus zabił wtedy 500 tys. ludzi na świecie i nie było takiego niepokoju służb sanitarnych
– zwraca uwagę specjalista.