GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

Kolejne czerwone lampki w polskiej gospodarce! „Grozi nam bardzo poważny kryzys finansów publicznych”

Utrzymanie obecnej koncepcji zarządzania polską gospodarką musi prowadzić do potężnej katastrofy finansów publicznych, a to oczywiście przełoży się na drastyczne cięcia wydatków budżetowych. (…) Ja myślę, że grozi nam bardzo poważny, realny kryzys finansów publicznych w perspektywie najbliższych kilku czy kilkunastu miesięcy – ocenił w komentarzu dla Niezalezna.pl analityk gospodarczy Janusz Szewczak.

Janusz Szewczak
Janusz Szewczak
Zbyszek Kaczmarek - Gazeta Polska

Widmo gospodarczej zapaści

Kolejne dane GUS potwierdzają, że w polskiej gospodarce nie dzieje się dobrze, a skutków tej sytuacji nie sposób już bagatelizować i tym bardziej ukryć. Przed tygodniem dowiedzieliśmy się o przyspieszeniu inflacji, a dziś GUS opublikował kolejne niepokojące dane, mówiące m.in. o znacznym spadku sprzedaży detalicznej.

Według GUS, sprzedaż detaliczna w cenach stałych we wrześniu 2024 r. spadła o 3,0 proc. w ujęciu rocznym, a w ujęciu miesięcznym o 5,7 proc. Natomiast sprzedaż detaliczna w cenach bieżących spadła w ubiegłym miesiącu o 2,2 proc. rok do roku. Jednocześnie podkreślono, że w październiku br. publikowane wskaźniki z większości sektorów (m.in. z przetwórstwa przemysłowego) wskazują na pogorszenie koniunktury w gospodarce.

Komentując te doniesienia, nawet zwykle przychylna rządowi gazeta.pl pisze, że „tego się nikt nie spodziewał”. I wybija na czoło opinie „zszokowanych” ekspertów, którzy, mówią o „śmierci konsumenta” i „dużym negatywnym zaskoczeniu”

Nie można przy tym zapominać o fatalnej sytuacji spółek skarbu państwa, które zamiast zarabiać, szorują po dnie, wykazując ogromne straty, a także o wielomiliardowej (trudnej do sprecyzowania, bo sam resort zdrowia nie jest w stanie ustalić jej wielkości) dziurze w budżecie NFZ, co prowadzi do nieprzyjmowania pacjentów na zabiegi planowe, a nawet zamykania oddziałów w wielu polskich szpitalach. W ostatnich miesiącach spadły drastycznie także wpływy z podatku VAT (mimo, że jego stawka w przypadku żywności wzrosła) oraz podatku CIT. 

Na wszystko to należy patrzeć także w kontekście objęcia Polski pod koniec lipca br. procedurą nadmiernego deficytu, która uruchamiana jest na wniosek Komisji Europejskiej w przypadku gdy deficyt sektora finansów publicznych w państwie członkowskim przekroczy 3 proc. PKB, albo kiedy jego dług publiczny przekracza 60 proc. PKB.

Polacy zaczynają mieć mniej pieniędzy

Portal Niezalezna.pl zwrócił się o komentarz w tej sprawie do analityka gospodarczego, m.in. byłego członka zarządu Orlen S.A. Janusza Szewczaka.

Nasz rozmówca przyznał, że opublikowane dzisiaj dane GUS wpisują się już w „stałą i wyraźną tendencję pogarszania się koniunktury gospodarczej i wyraźnego osłabienia siły nabywczej Polaków i konsumpcji”. - Polacy zaczynają mieć mniej pieniędzy w portfelach i zaczynają oszczędzać na zakupach – wyjaśnił.

Również za „bardzo niepokojące” uznał „wyniki produkcji przemysłowej czy produkcji sprzedanej”. - Wszystko jest po prostu droższe, w związku z tym coraz mniejszą grupę konsumentów stać na utrzymanie wysokiego poziomu konsumpcji. A warto pamiętać, że polska konsumpcja, to jest jeden z podstawowych, obok eksportu, maszyna napędzającą PKB, polską gospodarkę – dodał.

- Inwestycje w zasadzie od roku stanęły. W spółkach skarbu państwa przeszedł tajfun, który wymiótł kadry menedżerskie, które przecież przez wiele ostatnich lat osiągały rekordowe wyniki i były też głównym dostarczycielem dochodów budżetowych. Sam Orlen na początku 2023 roku wpłacił do budżetu państwa ok. 70 mld zł. Jedna spółka skarbu państwa! Największa, ale jedna. To pokazuje, że jeśli nie ma się kompetentnych kadr zarządzających, organizuje się przez cały rok polowania na czarownice, to nie będzie pieniędzy w budżecie, bo z samej zemsty i nienawiści nie przybędzie środków w budżecie państwa

- przekonywał ekspert.

Katastrofa finansów publicznych?

Zwrócił jednocześnie uwagę na „gigantycznie rosnący deficyt” w przyszłorocznym budżecie, który ma wynosić ok. 300 mld zł. – To są niespotykane wielkości. Jeszcze kilka lat wstecz to byłby poziom całej strony dochodowej budżetu państwa. Również zadłużenie rośnie gigantycznie i w przyszłym roku zbliży się do granicy konstytucyjnego progu bezpieczeństwa (czyli 60 proc.), bo przewiduje się ten wskaźnik na rok 2025 w stosunku do PKB na poziomie ponad 59 proc. – tłumaczył.

- Utrzymanie obecnej koncepcji zarządzania polską gospodarką musi prowadzić do potężnej katastrofy finansów publicznych, a to oczywiście przełoży się na drastyczne cięcia wydatków budżetowych. To, że już po dziesięciu miesiącach funkcjonowania nowego rządu zaczyna brakować pieniędzy w służbie zdrowia, to przecież nie jest przypadek. To nie jest tak, że ktoś wyjechał ze skarbcem, tylko to pokazuje pewne podejście do sytuacji gospodarczej. Inne rozumowanie prowadziłoby do wniosku, że komuś na tym świadomie zależy, żeby to wszystko, że tak powiem, zdołować, zniszczyć, zadłużyć, osłabić, pozamykać, zwolnić itd. Ale to z punktu widzenia pewnej normalności czy ciągłości państwa wydaje się absurdalne

- ocenił Janusz Szewczak.

Dodał jednak, że „być może  >>nie doceniamy<< tych zamiarów i tego, co może się wydarzyć”. - Ja myślę, że grozi nam bardzo poważny realny kryzys finansów publicznych w perspektywie najbliższych kilku czy kilkunastu miesięcy – zaznaczył.

- Możemy się modlić o ciepłą zimę, bo rachunki za energię elektryczną, za gaz, za ciepło, za ogrzewanie, będą w miesiącach zimowych gigantyczne. Tym bardziej, że się jeszcze mówi o znaczących podwyżkach od nowego roku. Przerażenie klientów, konsumentów, będzie miało moim zdaniem miejsce dopiero na przednówku, pod koniec zimy, kiedy już będą po kilku miesiącach płacenia za energię i za ogrzewanie. A to oczywiście też jeszcze przełoży się na ceny, bo jeśli rosną ceny źródeł energii, paliw, gazu, no to automatycznie to wszystko musi się przełożyć na przysłowiową bułkę i kiełbasę, bo produkcja bez energii dzisiaj nie istnieje

- podsumował Janusz Szewczak.

 



Źródło: niezalezna.pl

#deficyt budżetowy #deficyt sektora finansów publicznych #ceny

Przemysław Obłuski