Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

4. Na militarnych i politycznych frontach 1919 roku

Sejm przyjął 4 kwietnia trzy rezolucje w sprawie granic wschodnich RP, z których dwie najważniejsze mówiły o konieczności „jak najspieszniejszego wyzwolenia spod najazdu bolszewickiego oraz trwałego z

Sejm przyjął 4 kwietnia trzy rezolucje w sprawie granic wschodnich RP, z których dwie najważniejsze mówiły o konieczności „jak najspieszniejszego wyzwolenia spod najazdu bolszewickiego oraz trwałego zjednoczenia z Rzecząpospolitą Polską pólnocno-wschodnich dzielnic Polski z ich stolicą Wilnem”, a także potwierdzały (to wniosek PPS) „zasadnicze prawo ludów polskiego, litewskiego i białoruskiego, zamieszkującego ziemie dawnego W. Ks. Litewskiego, do samodzielnego decydowania o swojej przyszłości”. Piłsudski zdecydował się wówczas spróbować polityki faktów dokonanych w dziedzinie federacji, odnowienia związku z historyczną Litwą. Liczył, że pozyska do akceptacji tej idei w polskim wykonaniu prezydenta USA, Woodrow Wilsona za pośrednictwem premiera Ignacego Paderewskiego, a także uzyska bodaj désinteressement Anglików i Francuzów, którzy chwilowo nie mieli mocniejszego oparcia dla swych nadziei odbudowania silnej nie-bolszewickiej Rosji.

Wojsko Polskie osiągnęło wówczas stan przeszło 200 tysięcy żołnierzy. Znaczna ich część była wciąż zaangażowana na frocnie walki z siłami zachodniej Ukrainy o Lwów, a wciąż nie pewna pozostawała także sytuacja na granicy zachodniej, gdyż Niemcy dopiero w końcu czerwca przyjmą warunki pokoju podyktowanego im przez zwycięskie mocarstwa w Wersalu. Nie mniej udało się Piłsudskiemu zmobilizować oddziały zdolne do ofensywy na przeciwbolszewickim froncie. Na odcinku północnym operowała grupa gen. Wacława Iwaszkiewicza, w centrum Grupa Poleska gen. Antoniego Listowskiego, a na Wołyniu grupa gen. Edwarda Rydza-Śmigłego. 3 marca oddziały gen. Iwaszkiewicza zajęły Słonim. Cztery dni później po ciężkim boju Pińsk zdobyły oddziały Grupy Poleskiej (wśród nich, ramię w ramię z Polakami, przeciw bolszeiwkom walczył sformowany przez gen. Listowskiego batalion „białych” Rosjan – tzw. rosyjska drużyna oficerska).

Od początku kwietnia trwały zaplanowane przez Piłsudskiego przygotowania do wielkiej operacji wileńskiej. On też osobiście kierował jej przeprowadzeniem, mając za pomocników swoich najbardziej zaufanych oficerów, gen. Rydza-Śmigłego i ppłk. Władysława Belinę-Prażmowskiego, wspieranych na odcinku Baranowicz przez grupę gen. Adama Mokrzeckiego, a na kierunku Lidy przez grupę gen. Józefa Lasockiego. Stojące naprzeciw, na froncie litewsko-białoruskim, oddziały sowieckie nie przekraczały 30 tysięcy żołnierzy pierwszej linii, miały w swoich szeregach jednostki przygotowane do planowanego wcześniej uderzenia na Polskę (m.in. 3. Rewolucyjny Pułk Siedlecki, czy 6. Rewolucyjny Pułk Grodzieński). Polska ofensywa rozpoczęła się 16 kwietnia. Już trzy dni później, w w święto Wielkanocy, szwadron polskiej jazdy, dowodzony przez por. Stanisława Kopańskiego, doszedł do Wilna, opanowując dworzec kolejowy. Zaciekłe walki o miasto z oddziałami Aremii Czerwonej trwały jeszcze dwa dni, kiedy ostatecznie ich opór przełamały jednostki 2. Dywizji Piechoty Legionów dowodzonej przez. gen. Rydza-Śmigłego. Tego samego dnia do swojego ukochanego Wilna przyjechał Piłsudski. Był w nim pierwszy raz od czasu pamiętnej akcji na carski pociąg pocztowy pod Bezdanami we wrześniu 1908 roku.

Na wspomnienia nie było jednak czasu. Akcja, którą prowadził tym razem, siegała nie po jeden wagon z rosyjskimi pieniędzmi rządowymi, ale po przyszłość całego obszaru dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego. W sensie militarnym akcja rozwijała się pomyślnie. Do poczatku maja w wyniku energicznie prowadzonej ofensywy Armia Czerwona została wyparta na 60-90 kilometrów na wschód od Wilna. Trudniej było o polityczne utrwalenie tego sukcesu. Mimo próby tajnej mediacji, podjętej przed operacją wileńską przez wysłanników Piłsudskiego z władzami tworzącego się niezależnie od bolszewików narodowego państwa litewskiego, nie udało się doprowadzić do kompromisu. Litwini nie dali się pozyskać do koncepcji federacyjnej. Przeważyła wśród nich zdecydowanie pod względem politycznym ta orientacja, którą w Polsce reprezentowała linia Romana Dmowskiego: idea budowy państwa narodowego. Podyktowana osobiście przez Piłsudskiego i wydana 22 kwietnia, na drugi dzień po wyzwoleniu z rąk sowieckich Wilna, odezwa – Do mieszkańców byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego – zapowiadała wprowadzenie zarządu cywilnego, którego celem miało być „ułatwianie ludności wypowiedzenia się co do losu i potrzeb przez swobodnie wybranych przedstawicieli”. Wydana w czterech jezykach: po polsku, litewsku, białorusku i żydowsku (w jidisz). Odezwa Piłsudskiego miała zostawić drzwi otwarte do federacyjnego rozwiązania. Jego przyjęcie zależało od nastawienia zainteresowanych społeczeństw, od przekonania zachodnich aliantów do tego rozwiązania, a także od rozwoju dalszej sytuacji na froncie wojny sowiecko-polskiej.

Dokąd mieli iść dalej polscy żołnierze? Do granic Rzeczypospolitej sprzed rozbiorów, z 1772 roku, do Dźwiny i Berezyny? Czekali tam mieszkańcy dawnych szlacheckich polskich zaścianków, ale znaczną większość tworzyli chłopi o świadomości „tutejszych”, albo Białorusinów; w miastach przeważali Rosjanie i Żydzi. Jednocześnie na progu lata 1919 roku rozwijały się ofensywne działania sił „białej” Rosji przeciw bolszewikom. Londyn i Paryż chciały odbudowania wielkiej Rosji jako swojego geopolitycznego partnera na wschodzie Europy. Przedstawiciele „białej” Rosji nie widzieli żadnej innej Polski aniżeli maleńki, etnograficzny kadłub, przyklejony do zachodniej rubieży odbudowanego imperium rosyjskiego. Nie tylko ziemie nad Dźwiną i Berezyną, ale nawet zdobyte już przez Wojsko Polskie Wilno, Grodno, Słonim, Lidę czy Baranowicze traktowały jako „odwiecznie rosyjskie” miasta, w których polscy żołnierze powinni przywracać władzę rosyjskiej administracji i symbolikę rosyjskiej państwowości. Wszelka dalsza akcja militarna polska na tym odcinku, by zyskać poparcie mocarstw zachodnich, powinna była odbywać się pod warunkiem próby porozumienia z akcją „białej” Rosji.

Piłsudski świadomie odwlekał to porozumienie, uważając, że pozbawi ono Polskę swobody politycznego manewru i przekreśli federacyjne plany. Wojsko Polskie posuwało się nadal na wschód, wypychając oddziały Armii Czerwonej z terenów białoruskich. Powołany przez Piłsudskiego do tych zadań Front Litewsko-Białoruski, pod dowództwem gen. Stanisława Szeptyckiego, rozpoczął kolejną ofensywę 1 lipca 1919 r., kierując się na pólnocy ku Połockowi, w centrum zaś na Mińsk. Do ratowania sytuacji na zagrożonym odcinku skierowanego przeciw Polsce Frontu Zachodniego po raz pierwszy został skierowany przez bolszewickie Politbiuro jego członek, Józef Stalin. Meldunek Stalina do Lenina, z połowy lipca, nie brzmiał dobrze: „Sytuacja na froncie pod Mińskiem jest na razie kiepska. Pod Dźwińskiem nie lepsza. Pod Łubieńcem jeszcze gorsza. Nasze oddziały zostały zdziesiątkowane. Rezerwy, jakie mamy, można wykorzystać za miesiąc. Przeciwnik nie chce czekać. Piłsudski siedzi gdzieś koło Mołodeczna i chwali się, że zamierza zdobyć Mińsk.” Stalinowi nie udało się odwrócić tego niebezpieczeństwa. Pierwszy raz doświadczył goryczy niepowodzenia w starciu z siłą oręża polskiego.

Bezpośrednio w operacji mińskiej brało udział ok. 14 tysięcy polskich żołnierzy pierwszej linii (12 tys. „bagnetów” – czyli piechoty, a także ok. 2 tys. „szabel” – czyli kawalerii). 6 sierpnia, równo pięć lat po wyjściu pierwszej kompanii kadrowej Legionów Piłsudskiego z krakowskich Oleandrów do walki o Polskę, Wojsko Polskie zdobyło radziwiłłowski Nieśwież. Dwa dni później, po przełamaniu sowieckich linii obronnych, kawaleria polska wjechała do Mińska. Na Polesiu 9. Dywizja Piechoty płk. Władysława Sikorskiego, po zdobyciu Łunińca z początkiem lipca, posunęła się w toku działań w następnym miesiącu jeszcze ponad 100 km na wschód. W końcu sierpnia oddziały 2. Dywizji Piechoty Legionów dotarły do Berezyny. 29 sierpnia zdobyta została wielka twierdza w Bobrujsku, w której szturmowaniu Polacy po raz pierwszy użyli przywiezionych z Francji czołgów. Zostały one dostarczone w ramach wyposażenia formowanej we Francji w końcowej fazie I wojny światowej polskiej armii gen. Józefa Hallera. Doskonale uzbrojona, stała się po przewiezieniu do Polski poważnym wzmocnieniem siły uderzeniowej na przeciwbolszewickim froncie.

Siła ta wzrosła dodatkowo po zwycięskim zakończeniu ośmiomiesięcznych walk o Galicję Wschodnią z wojskami Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej. Od lipca 1919 roku faktycznie wszystkie siły Wojska Polskiego na wschodzie mogły się zwrócić przeciw Armii Czerwonej. Front Wołyński, pod komendą gen. Listowskiego, a także Front Galicyjski, dowodzony przez gen. Iwaszkiewicza, od 8 sierpnia rozwijały działania bojowe równolegle do operacji Frontu Litewsko-Białoruskiego na pólnocy. Po wyzwoleniu Krzemieńca – miasta Juliusza Słowackiego i słynnego Liceum Tadeusza Czackiego, wojska gen. Listowskiego zdobyły twierdzę Równe. Żołnierze Frontu Wołyńskiego posuwali się w swoim natarciu po „sienkiewiczowskiej” linii – od Zbaraża i Zasławia do Ostroga. W końcu sierpnia siła polskiej ofensywy osłabła. Zostały osiągnięte cele operacyjne postawione dla niej przez Piłsudskiego: opanowanie magistrali kolejowej Równe-Sarny-Baranowicze-Mińsk-Mołodeczno-Połock, a zatem odepchnięcie możliwości skoncentrowania nowej ofensywy sowieckiej do strefy położonej o 100-200 km na wschód kolejnej magistrali kolejowej, znajdującej się już nad Dnieprem.

To był rozstrzygający moment rosyjskiej wojny domowej. Choć bolszewikom udało się pobić idące z Syberii wojska admirała Aleksandra Kołczaka (w rozbiciu jego armii talentem dowódczym błysnął młody dowódca sił „czerwonych” pod Czelabińskiem, Michaił Tuchaczewski), to właśnie między czerwcem i październikiem 1919 roku największy rozmach osiągnęła idąca na Moskwę od południa ofensywa gen. Antona Denikina. Przewaga liczebna „czerwonych” była wciąż ogromna. Armia Czerwona liczyła wówczas łącznie we wszystkich formacjach i służbach ponad 3,5 miliona ludzi. Siły „białych” nie przekraczały 600 tysięcy. Jednak postawa wojsk polskich wobec tej śmiertelnej walki wewnętrznej w Rosji mogła się okazać decydująca. Piłsudski raz jeszcze musiał podjąć strategiczną decyzję. Może najważniejszą w swojej niezwykłej karierze.

Podpisany 28 czerwca traktat wersalski, poprawiając w oczywisty sposób strategiczną sytuację Polski od zachodu, nie rozwiązywał jej jednak całkowicie rąk na wschodzie. Artykuł 87. stanowił wyraźnie, iż „granice Polski nie określone w niniejszym Traktacie, będą oznaczone później przez Główne Mocarstwa Sprzymierzone i Stowarzyszone” (czyli przez Wielką Brytanię, Francję, Japonię i Stany Zjednoczone – praktycznie jednak przede wszystkim przez Londyn i Paryż). Klauzula ta dotyczyła całości wschodniej granicy odrodzonego państwa Polskiego – tak na ziemiach byłego zaboru rosyjskiego, jak też na obszarze Galicji. Na finalny werdykt Rady Najwyższej mocarstw wpłynąć mogły w poważnym stopniu losy zbliżającej się do granic Galicji ofensywy „białych” wojsk gen. Antona Denikina. Wykraczające coraz dalej poza granice dawnego Królestwa Kongresowego postępy wojsk polskich na obszarze byłego zaboru rosyjskiego nie miały – z punktu widzenia Rady Najwyższej w Paryżu – przesądzać politycznej przyszłości zajmowanych ziem. Zbieżność tych postępów z letnią ofensywą Denikina pozwalała gerentom polityki Ententy przymknąć oko na brak wyraźnych uzgodnień z Paryżem i Londynem co do celu strategicznego polskiej akcji zbrojnej na Białorusi, wschodniej Litwie, Polesiu i Wołyniu. Polskie natarcie na wschodnim froncie obiektywnie służyło w tym momencie sprawie „białej” Rosji w walce z „czerwoną”, gdyż odciągało siły militarne tej ostatniej z frontu walki wewnętrznej z tą pierwszą. To chwilowo wystarczyło, by polski Naczelny Wódz mógł bez większych dyplomatycznych przeszkód ze strony Zachodu doprowadzić swoje oddziały nad Dźwinę i Berezynę. Fakty dokonane siłą oręża nie miały jednak przecież – zgodnie ze wspomnianym artykułem 87. traktatu wersalskiego – decydować o uznaniu takiej czy innej granicy Polski na wschodzie. W perspektywie tego postanowienia, a także realnego wciąż uzależnienia Polski od politycznego oparcia o mocarstwa zachodnie i pomocy materiałowo-finansowej z ich strony dla wojska i zrujnowanej po pięciu latach wojny gospodarki, gra o przyszłość ziem wschodnich dawnej Rzeczypospolitej przedstawiała się wciąż jako nader złożona, a powodzenie natarcia Denikina w kierunku Moskwy komplikowało jeszcze jej przebieg i ograniczało szanse dyplomatycznego zwycięstwa Polski w tej grze.

Porozumieć się z Denikinem, przyjąć rolę, jaką wyznaczały Polsce mocarstwa zachodnie, i spróbować zdławić bolszewizm w najbardziej sprzyjającym do tego momencie? Czy też wstrzymać polską ofensywę na wschodzie, poczekać na rozstrzygnięcie domowej wojny w Rosji i na osłabienie obydwu jej stron, zawalczyć ostatecznie o zmianę geopolitycznej mapy Europy Wschodniej: by nie było na niej tylko ogromnego Imperium Rosyjskiego i maleńkiej Polski, ale żeby obok silnej Polski znalazło się na tej mapie miejsce dla Ukrainy, dla sfederowanego z Warszawą państwa litewsko-białoruskiego?

Piłsudski dawał upust swoim myślom w rozmowie przeprowadzonej w Belwederze, 31 lipca: „Mamy takie nieocenione chwile, taką wspaniałą okazję dokonania na wschodzie wielkich rzeczy, zajęcia miejsca Rosji, tylko z odmiennymi hasłami, i wahamy się? Boimy się dokonać czynów śmiałych, choćby wbrew koalicji [...] Siły Rosji nie boję się. Gdybym teraz chciał, szedłbym teraz choćby do Moskwy, i nikt by nie zdołał przeciwstawić się mej sile. Trzeba jednak na to wyraźnie wiedzieć, czego się chce i do czego dąży. Oglądając się na humory cudze, nic nie zrobimy. [...] Zginę raczej, niźlibym miał z czasem rozpaczać, że mi zabrakło odwagi do wyzyskania może jedynej okazji wskrzeszenia całej wielkiej i potężnej Polski. [...] Potrzeba nam więcej wiary w nasze siły i więcej odwagi, inaczej zginiemy i nie zdołamy spełnić naszego zadania, i tak odgraniczyć Polskę od wrogów, żeby mogła wielkość swą wypisać nie drogą rewolucji i strasznych eksperymentów wschodu, lecz drogą ewolucji. Piętno niewoli kołacze nam w duszach. Mimo tysiącznych dowodów, jak potężna jest siła kultury polskiej i ile zdziałała ona w ostatnich latach – podczas których Polska jako państwo już nie istniała – boimy się dać jej zadania zbyt wielkie teraz, gdy siła kultury poparta została przez państwowość. I cóż z tego, że nasze pokolenie jest zgniłe, spodlałe w kolebce niewoli, za nim przyjdą nowe pokolenia i upomną się o warunki egzystencji lepsze niźli te, jakie niektórym z naszych obecnych tchórzów zdają się wystarczać.”

Adresatem tej śmiałej wizji był hrabia Michał Kossakowski. Przybył do Belwederu, by zdać relację z pierwszej fazy poufnych negocjacji, jakie toczyli formalni przedstawiciele Polskiego i Rosyjskiego (sowieckiego) Czerwonego Krzyża w Białowieży. Negocjatorem polskim był właśnie Kossakowski. Sowieckim – Julian Marchlewski. Marchlewski działał z mandatem od samego Lenina. Miał zaproponować wysłannikowi Piłsudskiego możliwość zgody na ustąpienie Polsce całej Białorusi – w zamian za zatrzymanie dalszej polskiej ofensywy, za zawarcie formalnego pokoju z Rosją sowiecką. Piłsudski, wysłuchawszy tych warunków, nie miał wątpliwości: bolszewicy są gotowi ustąpić wielki szmat ziemi, tak jak rok wcześniej kaiserowskim Niemcom, by w najbliższym dogodnym dla siebnie momencie podjąc na nowo marsz ku sowietyzacji nie tylko Białorusi, ale także Polski i reszty Europy Wschodniej i Środkowej. Zawarcie formalnego pokoju z „czerwoną” Moskwą skompromitowałoby jednocześnie całkowicie Polskę w oczach mocarstw zachodnich; odcięłoby faktycznie Warszawę od jakichkolwiek związków z Paryżem, Londynem czy Waszyngtonem. Na to Piłsudski nie mógł się zgodzić. Zalecił jednak kontynuowanie tajnych negocjacji z wysłannikami Lenina, a zarazem – rozkazem z 1 września 1919 – wstrzymał de facto operacje zaczepne polskich oddziałow na przeciwbolszewickim froncie. Polecił zarazem premierowi Paderewskiemu przetestować do końca intencje mocarstw zachodnich i przedstawić propozycję uderzenia półmilionowej armii polskiej na Moskwę. Polski premier uczynił to na spotkaniu z premierem Wielkiej Brytanii, Davidem Lloyd George’m 14 września. 15 września Rada Najwyższa mocarstw sprzymierzonych odrzuciła tę propozycję. Dokładnie tak, jak się tego Piłsudski spodziewał. Na Moskwę iść wcale nie chciał, ani też Wojsko Polskie nie było do tak gigantycznej operacji gotowe. Chciał natomiast uzyskać argument, otwierający mu pole politycznego manewru: skoro mocarstwa zachodnie nie są zdolne do uzgodnienia z Polską dalszych działań przeciw bolszewikom, to Warszawa musi samodzielnie szukać rozwiązania swoich probelmów na wschodzie. Na przykład w rozmowach z bolszewikami…

24 września polskie Naczelne Dowództwo podjęło decyzję o wysłaniu delegacji na spotkanie z przedstawicielami strony sowieckiej w Mikaszewiczach. Rozmowy z udziałem hr. Kossakowskiego rozpoczęły się 24 października (dwa dni później dojechał osobisty delegat Piłsudskiego, kapitan Ignacy Boerner). Wysłannikiem Lenina był Marchlewski. Obie strony nie były przekonane o możliwości zawarcia stabilnego porozumienia. Obie grały raczej na czas. Piłsudski chciał jednak sprawdzić intencje sowieckie. 3 listopada, na spotkaniu z Boernerem, w przerwie rokowań, podyktował swoje warunki. Najważniejsze dotyczyły przerwania agitacji komunistycznej w Wojsku Polskim – pod groźbą natychmiastowego wznowienia polskiej ofensywy, a także nie atakowania przez Armię Czerwoną nowego, strategicznego sojusznika Piłsudskiego – dowodzącego siłami walczącej o niepodległośc Ukrainy atamana Symona Petlury. Gdyby Marchlewski te warunki przyjął, wtedy Piłsudski byłby gotów rozpocząć realne rozmowy rozejmowe. Zabezpieczenie ideologiczne od komunizmu i geopolityczne (przez wsparcie Ukrainy; sprawę Litwy i Białorusi traktował już Piłsudski jako załatwioną) od imperializmu sowieckiego – to były istotne warunki, jakie stawiał polski Naczelnik Państwa. Warunki te zostały zreferowane przez Trockiego na posiedzeniu bolszewickiego Politbiura 14 listopada. Przywódcy sowieckiego państwa-partii zdecydowali: z Ukrainy (czyli z likwidacji Petlury) nie zrezygnują w żadnym wypadku. Tę, negatywną w istocie, odpowiedź na warunki Piłsudskiego Marchlewski zawiózł do Mikaszewicz. W końcu listopada rozmowy zostały faktycznie przerwane.

W międzyczasie Armii Czerwonej udało się rozbić wielką ofensywę Denikina. Lenin i Trocki przechylili szalę wojny domowej ostatecznie na swoją korzyść. Czy rzeczywiście zdecydowała o tym wyczekująca postawa Piłsudskiego, tajne rozmowy w Białowieży i Mikaszewiczach? To bardzo poważne pytanie. Możemy powtórzyć, że w końcu lata 1919 roku przewaga Armii Czerwonej nad siłami „białych” była rzeczywiście ogromna. Wojsko Polskie, złożone w znacznej wiekszości ze „świeżego”, nie wyszkolonego jeszcze żołnierza, potrzebowało po kilku wielkich kampaniach z wiosny i lata tego roku odpoczynku. Czy jeszcze jeden, wielki wysiłek – rzucenie wszystkich sił Polski za Berezynę (wbrew większości ówczesnej polskiej opinii publicznej, a także wbrew, jak widzieliśmy, woli mocarstw zachodnich) – mogłoby rozstrzygnąć losy bolszewików? Denikin spotyka się z Piłsudskim w Moskwie? Lenin, Trocki i Stalin lądują w końcu 1919 roku na „śmietniku historii”? Wiemy, że w ciągu września-października Armia Czerwona ściągnęła z frontu przeciwpolskiego ok. 40 tysięcy swoich „bagnetów” i „szabel”, by użyć ich przeciw Denikinowi. Czy ta kropla przeważyła szalę? Na to pytanie nigdy nie znajdziemy ostatecznej odpowiedzi. Historia nie jest nauką eksperymentalną i nie możemy sprawdzić, co stałoby się, gdyby…Wiemy tylko, że to pytanie wraca, w oskarżeniach powtarzanych przeciw decyzji Pisłudskiego najpierw przez samego, pokonanego Denikina (który do końca nie był gotów uznać własnej ślepoty politycznej, wykluczającej jakiekolwiek ustępstwa terytorialne na rzecz Polski, czy praw Litwy lub Ukrainy do niepodległości), potem przez rosyjskich emigrantów, z Aleksandrem Sołżenicynem na czele, a także przez wielkiego polskiego pisarza-antykomunistę, Józefa Mackiewicza, który zapisał je w swej powieści Lewa wolna.

Rok 1919 kończył się dla Polski, dla planów Piłsudskiego na wschodzie, bilansem na pewno dodatnim. Dla bolszewików również. Sytuacja geopolityczna Europy Wschodniej pozostawała jednak wciąż nie rozstrzygnięta. Polskiemu Naczelnikowi Państwa nie udało się pozyskać do swoich planów federacyjnych Litwinów. Trwały, nieśmiałe, próby pozyskania jakiejś reprezentacji białoruskiej do tego celu. Największym sukcesem dla projektu federacyjnego było pozyskanie tego sojusznika, o którego Piłsudski upominał się już tak stanowczo w rozmowach mikaszewickich: Petlury. Wódz naddnieprzańskich niepodległościowców został popchnięty w ramiona Piłsudskiego przez ofensywę obu Rosji, która wyrzuciła go z Kijowa ¬– najpierw była to ofensywa Denikina, a potem Trockiego. Tylko z Polską można było budować projekt odnowienia państwowości ukraińskiej ze stolicą w Kijowie. I ku temu porozumieniu Petlura i Piłsudski zmierzali od września 1919 roku. Przegrana głównych sił „białej” Rosji miała, jak wierzył Piłsudski, otworzyć szansę pozyskania wreszcie poparcia mocarstw zachodnich, a przynajmniej jednego z nich, do idei zastąpienia wielkiej Rosji (skoro nie mogła to już być Rosja „biała”, tylko komunistyczna’ „czerwona”) Polską i jej federacyjnym projektem jako nowym czynnikiem równowagi geopolitycznej na wschodzie Europy. Deklaracja Rady Najwyższej Konferencji Pokojowej z 8 grudnia 1919 roku raczej jednak tych nadziei nie potwierdzała. Wyznaczała ona linię tymczasowego rozgraniczenia między Polską a Rosją. Miała ona biegnąć od północnej Suwalszczyzny, wzdłuż wschodniej granicy Białostockiego, dalej wzdłuż Bugu aż do dawnej granicy Królestwa Polskiego z austriacką Galicją pod Kryłowem. Linia ta miała wyznaczać minimalny zasięg granic Polski, z możliwością ich ewentualnego poszerzenia na wschód. Galicja została przyznana Polsce jako mandat Ligi Narodów na 25 lat. Decyzja mocarstw z 8 grudnia oznaczał, że droga do przekonania Paryża i Londynu (po wycofaniu się Stanów Zjednoczonych z układania porządku europejskiego, te dwie stolice zachowały faktycznie głos decydujący) do polskiej polityki wschodniej jest wciąż daleka.

Ostatnim aktem skutecznych działań militarnych Wojska Polskiego na froncie przeciwbolszewickim, dopełniającym logikę strategiczną wcześniejszych operacji z 1919 roku, stała się dokonana już w pierwszych dniach roku 1920 operacja na Dyneburg, dokonana siłami 1. i 3. Dywizji Piechoty Legionów, dowodzonych łącznie przez gen. Rydza-Śmigłego. Kluczowe miasto, na styku ziem białoruskich z odbudowującą swoją niepodległość Łotwą, zostało odebrane z rąk sowieckich w niezwykle trudnych warunkach (35-stopniowy mróz). 3 stycznia polska piechota szturmowała Dyneburg przez skutą lodem Dźwinę. Do 7 stycznia kontrataki sowieckiej 15. Armii, dowodzonej przez Awgusta Korka, zostały odparte. Dyneburg wojska polskie przekazały w ręce wojsk łotewskich. W ten sposób polski front przeciwsowiecki oparł się na pólnocy o sprzyjającą Polsce Łotwę (choć ta rozpoczęła 30 stycznia negocjacje rozejmowe z Rosją Sowiecką, to jednak tego ważnego gestu współdziałania bojowego i pomocy polskiej ze strony polskiej nie zapomniała). Dalsze działania wojenne na jakiś czas zamarły.

 



Źródło: