Ponad milion euro wydany na transfery, duże zmiany w kadrze i wielki głód sukcesu. Legia Warszawa przystępuje do wiosennej części sezonu z nożem na gardle. Kolejne niepowodzenie może wpędzić klub w poważne tarapaty.
Tak dużych zmian w Legii nie było od czasu słynnego „truskawkowego zaciągu”, kiedy to z okazji wybudowania nowego stadionu do Warszawy hurtem trafiali piłkarze, mający zagwarantować sukces. Wszystko okazało się klapą. Legia nie zdołała wywalczyć mistrzostwa Polski, a z klubu pogoniony został wówczas trener Maciej Skorża.
Teraz sytuacja jest podobna. Prezes Bogusław Leśnodorski za punkt honoru postawił sobie wywalczenie tytułu z okazji przypadającego na ten rok stulecia klubu. Stąd wyjątkowa aktywność Legii na rynku transferowym. Dlatego postanowiono spełnić wszystkie zachcianki trenera Stanisława Czerczesowa. Rosjanin dostał w stolicy ogromny kredyt zaufania, którego pozazdrościć mógł mu Henning Berg. Zatrudniony w październiku szkoleniowiec mógł bez mrugnięcia okiem wywalić do góry nogami cały kręgosłup drużyny, która przecież w ostatnich trzech latach dwukrotnie zdobywała mistrzostwo Polski. –
Wygrywanie ligi to stan duszy tego klubu, więc nie ma co się dziwić, że nie liczymy na nic innego jak tytuł – powiedział na piątkowym spotkaniu z dziennikarzami szkoleniowiec.
Nowe porządki
Rosyjska miotła pracowała w Legii przez ostatnie tygodnie aż miło. Pierwszą ofiarą czystek był Michał Żyro. Skrzydłowy nie spieszył się z podpisaniem kontraktu, więc usłyszał od Czerczesowa, że nie będzie u niego grał, skoro po sezonie ma zmienić klub. Przed ostatnią grudniową kolejką sytuacja zaogniła się do tego stopnia, że doszło do awantury pomiędzy Żyrą a Leśnodorskim. Prezes Legii wykrzyczał do niego, że będzie pierwszym wychowankiem niemile widzianym przy Łazienkowskiej i nie ma żadnych szans na grę. Niechciany w Legii Żyro przeniósł się do Wolverhampton. W Wolves początek miał znakomity, został wybrany przez kibiców na piłkarza miesiąca.
–
Idziemy dobrą drogą. Gdy przychodziłem do Legii, strata do lidera wynosiła dziesięć punktów, teraz zostało ich pięć – przekonuje Rosjanin. A wiosną to klub ze stolicy ma być na szczycie. Oprócz Żyry w Legii nie zobaczymy też dwóch kolejnych filarów z minionych lat. Pierwszy z nich do Dušan Kuciak. Słowacki bramkarz już od jakiegoś czasu sposobił się do zmiany otoczenia, ale jakoś nigdy nie potrafił przekuć tego w czyny. Latem romansował nawet z… Podbeskidziem Bielsko-Biała, które kusiło go wizją budowy potęgi, której podwaliną miał być właśnie Kuciak. Za rozmowy z „Góralami” Słowak zebrał też solidny ochrzan w klubie, a ówczesny trener Henning Berg zarzucił mu brak ambicji. Na kaprysy Kuciaka nie chciał już patrzeć Czerczesow. –
Sytuacja była taka, że jego kontrakt się kończył. My zaproponowaliśmy mu nowy, ale on go nie zaakceptował. Miał życzenie, by odejść i odszedł – skomentował Czerczesow w wywiadzie z oficjalną stroną klubu. Kiedy okazało się, że Kuciaka zimą chce zatrudnić Hull City, w Legii pożegnano go bez żalu. I to nawet nie mając zagwarantowanego zmiennika. Radosław Cierzniak będzie zawodnikiem wojskowych dopiero od lata. Do końca sezonu pierwszym bramkarzem będzie wieczny rezerwowy – Arkadiusz Malarz.
Problemy kapitana
Boleśniej gniew Czerczesowa odczuł Ivica Vrdoljak, najważniejszy obok Miroslava Radovicia piłkarz Legii za czasów Berga. Kapitan wojskowych przez długi czas zmagał się z kontuzją, z powodu której utracił praktycznie całą rundę. Na Łazienkowskiej plotkowano, że Serb trochę symuluje i mógłby do gry wrócić wcześniej. Zamieszanie z Vrdoljakiem ostatecznie przerwał sam Czerczesow. Po kilku dniach treningów na obozie w Malcie został przez Rosjanina odesłany do domu i przesunięty do drugiej drużyny.
Rosjanin pytany w piątek o to wydarzenie odesłał do swojego wywiadu zamieszczonego na stronie oficjalnej Legii. –
Vrdoljak całkowicie przechodzi pod jurysdykcję drugiej drużyny, będzie podwładnym trenera Krzysztofa Dębka. Zawodnik będzie również korzystał z szatni drugiego zespołu, z nim trenował i grał w meczach trzecioligowych. W pierwszej kolejności Vrdoljak powinien doprowadzić do porządku swoje zdrowie, a gdy będzie w pełni sił, dojść do odpowiedniej formy sportowej. Ale najważniejsze – i pragnę to podkreślić – musi uporządkować myśli. Natomiast tak w życiu, jak i w sporcie, w głowie najlepiej sobie poukładać podczas rozstania. Kiedy spojrzymy na pewne wydarzenia z dystansu, z innej perspektywy, wtedy dochodzimy do właściwych wniosków – tłumaczył szkoleniowiec. Po chwili dodał, że gdyby chciał, mógłby jednym podpisem wywalić go z Legii. Widząc nowe porządki, z Legii czmychnął Dominik Furman. Najlepszy piłkarz początku sezonu poprosił o skrócenie wypożyczenia, wrócił do Tuluzy i podpisał umowę z włoskim Hellas Verona.
Nowe twarze
W ich miejsce pojawili się nowi. Furmana i Vrdoljaka zastąpić mają Ariel Borysiuk i Kaspar Hamalainen. Obaj zawodnicy zostali wyciągnięci z bezpośrednich rywali Lechii i Lecha. Choć ich przypadki różnią się od siebie, to jednak widać zmianę pewnych tendencji – coraz większa grupa piłkarzy woli zostać w lidze niż szukać szczęścia za granicą. Hamalainen był liderem i najlepszym graczem „Kolejorza”. W grudniu wygasł jego kontrakt z mistrzami Polski. Fin zapewniał, że wyjedzie za granicę, ale nieoczekiwanie związał się z Legią. I to za astronomiczną kasę. Za rok gry ma dostawać blisko pół miliona euro. Z kolei Borysiuk i Artur Jędrzejczyk to dobrze znane twarze przy Łazienkowskiej. Obaj wyjeżdżali z klubu z wizją podboju świata. Do macierzystego wrócili po niedługim czasie, choć Borysiuk nieco okrężną drogą, bo zdołał zaliczyć jeszcze epizod w Lechii. Duże nadzieje wiązane są też z pozyskaniem Adama Hlouška. Czech ma rozwiązać ciągnące się od dłuższego czasu problemy z obsadą lewej obrony.
Czas robić kasę
Na nowych piłkarzy Legia wydała ponad milion euro. A do tego dochodzi kilkaset tysięcy euro dla Hamalainena za złożenie podpisu pod kontraktem i opłata za wypożyczenie Jędrzejczyka z Krasnodaru. W polskiej lidze na takie wydatki może sobie pozwolić tylko Legia.
Co jeśli nie uda się zdobyć tytułu? –
Jeśli dla was niezdobycie mistrzostwa to katastrofa, to tylko mogę wam współczuć – wypalił do dziennikarzy Czerczesow.
Zapewne inne zdanie mają księgowi i Leśnodorski. Legia bieżącą gotówkę ma głównie dzięki sprytnej współpracy z funduszami inwestycyjnymi. A to stąpanie po cienkim lodzie. Prawdziwą kasę przyniesie dopiero sukces sportowy. To on zapewni wpływy z gry w europejskich pucharach, praw telewizyjnych i frekwencji na stadionie. Na ostatni z tych elementów narzekał niedawno Leśnodorski. Jesienią obiekt przy Łazienkowskiej rzadko zapełniał się choćby w połowie. A wtedy zamiast zarabiać na organizacji meczu, trzeba jeszcze do całego interesu dopłacać.
A na ile zasobne są portfele właścicieli Legii? Tego nie wie nikt. Wiadomo tylko, że Leśnodorski oraz dwaj pozostali udziałowcy – Maciej Wandzel i Dariusz Mioduski – to majętni ludzie. Ale nie na tyle, aby utrzymywać tak poważną instytucję sportową.
Już w niedzielne popołudnie meczem z Jagiellonią Białystok Legia Warszawa rozpocznie rundę rewanżową Ekstraklasy.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Krzysztof Oliwa