Mijają kolejne tygodnie, a Rosja nie jest w stanie osiągnąć swoich celów strategicznych na Ukrainie. Taktyczne powodzenie, jakim jest stała destabilizacja dwóch obwodów, znaczy niewiele wobec ambicji Władimira Putina. Kreml sięgnął już nawet po broń gazową – także z niewielkim skutkiem. Gdy dyplomacja i ekonomia nie działają, znów rośnie prawdopodobieństwo zbrojnej agresji - pisze „Gazeta Polska”.
W ciągu ostatniego miesiąca Putin złożył wizytę w Chinach, podpisał traktat z Białorusią i Kazachstanem o utworzeniu Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej, pojechał do Normandii na 70. rocznicę D-Day.
Zyski polityczne? Chyba nie do końca takie, na jakie liczyła Rosja. Z Pekinu nie nadeszło nawet jedno słowo, które można by interpretować jako wyraz poparcia dla rosyjskiej polityki wobec Ukrainy, bo Chińczycy wolą skupić się na dwustronnych relacjach gospodarczych, a nie wikłać w awantury Putina. Podobnie jest zresztą z partnerami w EuWG, zwłaszcza Aleksandrem Łukaszenką, niezadowolonym z warunków integracji i krymskiego precedensu zmian powojennych granic. Normandia nie zmieniła zaś ani na jotę twardego stanowiska USA, a nadzieje części krajów UE związane z przyjazdem Putina okazały się złudzeniem, co pokazuje zaostrzająca się konfrontacja gazowa i eskalacja przez Moskwę konfliktu w południowo-wschodniej Ukrainie.
Interwencja nieunikniona?
Po wyborach prezydenckich na Ukrainie wydawało się, że Putin porzucił plany wojskowej interwencji jako niosącej zbyt duże ryzyko.
Teraz jednak znalazł się w sytuacji, w której siłowy scenariusz może być jedynym sposobem, by wyjść z twarzą z konfliktu. Rosja nie może pozostawić terrorystów w Donbasie samych sobie, bo to zaszkodzi wizerunkowi Putina w oczach jego rodaków, ogarniętych wielkoruskim amokiem po aneksji Krymu. Po kilku miesiącach określania – nie tylko w mediach, ale i przez polityków – Ukraińców jako faszystów dokonujących ludobójstwa na rozkaz Ameryki, nie można ot tak, po prostu, powoli normalizować relacji z sąsiadem (trochę podobny mechanizm jak z Gruzją po wojnie w 2008 r.). Co prawda Putin rozmawiał, nie licząc krótkiego spotkania we Francji, telefonicznie z Petrem Poroszenką dwa razy (12 i 17 czerwca), ale więcej do myślenia dają wypowiedzi przedstawicieli „partii jastrzębi” w Moskwie. 18 czerwca, na zamkniętym posiedzeniu Dumy, minister obrony gen. Siergiej Szojgu oświadczył deputowanym, że „rosyjskie wojska są gotowe na każdą ewentualność na Ukrainie”. Potwierdził, że wzdłuż granicy ukraińskiej są już rozmieszczone jednostki gotowe do działania, „jeśli tylko zostanie podjęta polityczna decyzja”.
W drugiej połowie maja Rosja zaczęła wycofywać siły bojowe – w postaci taktycznych zgrupowań w sile batalionu (BTG) – które stały nad granicą przez niemal trzy miesiące. Tamten odwrót był wymuszony militarno-technicznymi uwarunkowaniami: chodziło o wymianę ludzi i demobilizację poborowych, którym skończył się roczny okres służby. Jednak 4 czerwca naczelny dowódca wojsk NATO w Europie, gen. Philip Breedlove, ostrzegał, że mimo iż Rosja wycofuje większość swoich wojsk znad granicy z Ukrainą, część rosyjskich sił
„wygląda, jakby zamierzała pozostać”.
BTG to tymczasowe (na czas działań bojowych) zgrupowanie taktyczne połączonych jednostek różnych rodzajów sił zbrojnych. Chodzi o to, żeby mogło samodzielnie prowadzić działania bojowe, więc w skład wchodzą piechota, wozy bojowe i czołgi, artyleria, broń przeciwlotnicza i jednostki inżynieryjne. Od połowy czerwca takie BTG wracają nad granicę. Dominuje specnaz i spadochroniarze. Według strony ukraińskiej, ale też nieoficjalnych doniesień mediów rosyjskich, w ostatnich dniach przerzucane są cztery BTG oparte na siłach 7. i 76. dywizji desantowo-szturmowej, 56. brygady desantowo-szturmowej i 19. samodzielnej brygady zmotoryzowanej. W sumie to ok. 16 tys. żołnierzy. Na razie dotarła część z nich. Jak oświadczył 19 czerwca sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen, Rosjanie zgromadzili kilka tysięcy żołnierzy, którzy prowadzą ćwiczenia wojskowe. Rasmussen podkreślił, że
wysłanie nad granicę nowych wojsk może sugerować, że „Rosja pozostawia sobie otwartą opcję dalszego ingerowania w wydarzenia na Ukrainie”. Jak może wyglądać taka ingerencja?
„Korytarze sanitarne” i „no-fly zone”
Przewodniczący komisji obrony Dumy, admirał (w stanie spoczynku) Władimir Komojedow powiedział dziennikarzom, że nie wierzy we wkroczenie regularnej rosyjskiej armii na terytorium Ukrainy. Spekuluje się za to, że ministerstwo obrony Rosji może postawić Ukraińcom ultimatum powstrzymania się od użycia broni, a następnie – pod pretekstem zapewnienia bezpieczeństwa ludności cywilnej –
stworzyć w ciągu 24 godzin od wydania rozkazu „korytarze sanitarne” lub „linie separacji” w obwodach donieckich i ługańskim. To nie przypadek, że 19 czerwca szef administracji prezydenta Rosji gen. Siergiej Iwanow (czołowy „jastrząb”) w przygranicznym obwodzie rostowskim ocenił wydarzenia na Ukrainie jako „wojnę domową przechodzącą w ludobójstwo na własnym narodzie”, a sytuację z ukraińskimi uchodźcami jako „katastrofę humanitarną”.
Wejście „sił pokojowych” w postaci elitarnych oddziałów specnazu i spadochroniarzy uniemożliwiłoby Ukraińcom – tak jak kiedyś Gruzinom w Abchazji i Osetii Płd. – rozprawę z separatystami. Zwłaszcza że pod tym samym pretekstem Rosja może przejąć panowanie w powietrzu. Minister Szojgu miał powiedzieć w Dumie, że lotnictwo „może wprowadzić strefę zakazu lotów nad Ukrainą” (na wzór operacji koalicji międzynarodowej w Libii). Wiadomo, że od kilku dni rosyjskie śmigłowce i myśliwce są bardzo aktywne w rejonie granicy.
Według ocen sekretarza ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony (RBNiO), Andrija Parubija, przy granicach Ukrainy stacjonuje teraz ok. 40 tys. rosyjskich żołnierzy (16 tys. obok Donbasu, 22 tys. na Krymie, 3,5 tys. w Naddniestrzu), a w obwodach donieckim i ługańskim znajduje się 15–20 tys. uzbrojonych rebeliantów.
„Większość z nich przyszła z terytorium Rosji. Są wśród nich i Czeczeni, i wojskowi sił specjalnych Rosji” – podkreślił Parubij. 20 czerwca głos w sprawie zabrały USA
. „Jest coraz więcej dowodów na to, że ma miejsce koncentracja rosyjskich sił militarnych na granicy z Ukrainą. Nie zaakceptujemy jakiegokolwiek użycia rosyjskich wojsk we wschodniej Ukrainie, gdyby do tego doszło pod dowolnym pretekstem” – oznajmił rzecznik prasowy Obamy Josh Earnest.
Więcej w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska”
Źródło: Gazeta Polska
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Antoni Rybczyński