Obecny – jeszcze – marszałek Sejmu ponad tydzień temu zrezygnował z piastowanego stanowiska. Zapowiedział wtedy, że w całości pragnie się poświęcić zadaniu, jakie powierzyła mu Ewa Kopacz, mianowicie bycie „jedynką" na bydgoskiej liście wyborach parlamentarnych do Sejmu.
„Podjąłem się zadania, które pani przewodnicząca mi powierzyła, to znaczy bycie liderem listy w moich rodzinnych okolicach, w Bydgoszczy” – mówił Sikorski.
Później okazało się, że listy jeszcze nie są ułożone, a wypowiedź Sikorskiego była „przedwczesna”. Mówił o tym wicepremier i minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak.
Politycy z platformy mieli usłyszeć od Sikorskiego, że albo będzie liderem na bydgoskiej liście PO w październikowych wyborach, albo w ogóle nie wystartuje – podały „Fakty” TVN.
Sikorskiego nie czeka już różowa przyszłość. Takie słuchy chodzą, że może być obciążeniem dla PO, że nie warto go wystawiać w najbliższych wyborach – ocenił Wincenty Elsner, polityk Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
Bardzo możliwe, że na parę lat weźmie rozbrat z tym miejscem, że zdecyduje się nie kandydować i wyjedzie za granicę, by wrócić do działalności eksperckiej – powiedział dla TVN24 Jarosław Gowin, poseł Zjednoczonej Prawicy.
Mówi się, że „jedynką” w Bydgoszczy będzie koleżanka Ewy Kopacz, minister spraw wewnętrznych Teresa Piotrowska. A o samej rozmowie Kopacz z Sikorskim, że premier miała podkreślić jedynie, że Sikorski jest „ważnym posłem i liderem PO”. Ten miał zdecydować się postawić wszystko na jedną kartę w obawie, że w ogóle nie będzie dla niego miejsca na liście PO.