- Byłem pobity. Schowałem się w szpitalu. Leżałem tam z wstrząśnieniem mózgu. 23 stycznia szedłem ulicą, gdy dwóch cywilów wepchnęło mnie do samochodu. Nie pokazali żadnych legitymacji. Powieźli mnie w nieznanym kierunku, bo założony miałem worek na głowę. Gdy wysiedliśmy okazało się, że jestem na tzw. bazie "tituszek". Byli tam ludzie, którzy mówili po rosyjsku, z jawnym moskiewskim akcentem – mówi Anatol Szoludko naszemu reporterowi.
Porywacze powiedzieli, że są z kontrwywiadu i targują się teraz o niego z Rosją. Według relacji pana Anatola, Kreml podejrzewał, że był na wojnie w Gruzji i występował przeciwko Rosji.
- Powiedzieli, że po tym jak wydadzą FSB, obetną mi jaja, a potem będą rozdawali mnie na części. Dodali, że mam szansę uratować sobie życie - zaczyna swoją dramatyczną opowieść. Napastnicy chcieli zrobić z niego "tituszkę", czyli bandytę opłacanego przez władzę. - Miałem strzelać, zabijać ludzi, być snajperem. Jak ktoś dzwonił na moją komórkę zmuszali, bym mówił, że nie mogę w tej chwili rozmawiać, że jestem zajęty. Jak dowieźli mnie do miasta, to moją kartą kredytową zapłacili za zakupy. Zaprowadzili w przecznicę znajdującą się 100 metrów od mojego mieszkania. Byłem cały czas w kajdankach. Do kieszeni wrzucono mi pistolet. Chwilę później przyjechał człowiek z pismem z sądu zezwalającym na przeszukanie mojego budynku. Przy świadkach milicja pistolet włożyła do plastikowej torby. Wepchnęli mnie do samochodu i zawieźli na milicję – opowiada.
Na komendzie pan Anatol dowiedział się, że pistolet jest gazowy. Odsiedzi trzy dni w areszcie i dostanie grzywnę. Musi tylko podpisać przygotowany protokół.
- Powiedzieli wtedy, żebym się nie stawiał, bo i adwokat, i prokurator, i sędzia, i milicja, wszystko jest nasze. „Jak będziesz się opierał, to będziemy cię torturować i zginiesz” – mówili. Nie chciałem niczego podpisać. Założyli worek na głowę i zawieźli do lasu. Najpierw założono kask i strzelano dwa centymetry koło ucha. Potem powiedzieli, że mnie zabiją i moje ciało wyrzucą koło Kijowa.
- Powiedziałem, że podpiszę protokół, byle nie robili mi krzywdy. Wsadzili znów do samochodu. Jak opanowałem emocje, to powiedziałem, że nic nie podpiszę. Zdenerwowali się. Założyli mi znów worek na głowę i zawieźli nad rzekę. Było 23 stopnie na minusie. Czołem przebili lód i topili mnie. Straciłem przytomność. Jak się ocknąłem, przyrzekłem, że podpiszę wszystko. Zawieziono mnie do szpitala, by zrobić prześwietlenie płuc. Porywacz powiedział, że jak będę współpracować z kontrwywiadem, to wszystko załatwią, a nawet dostanę jakieś pieniądze – kontynuuje wstrząsającą opowieść.
Następnie zawieziono go na posterunek w Połtawie. Postawiono przed nim kamerę. Jako, że posiada kartę Polaka, mówiono, że jest polskim szpiegiem.
- Rozebrano mnie wtedy do naga i torturowano. Przypięli kajdankami do krzesła. Przynieśli metalową skrzynkę i podłączyli do prądu. Przykładano kabel również do genitaliów. Krzyczałem tak głośno, że myślałem, że szyby powylatują. Traciłem przytomność non stop. Nie wiem ile to trwało. Gdy prosiłem o lekarza, wyprowadzono mnie nagiego na spacerniak i polewano wodą. Był mróz. I pytano, czy teraz jestem zdrowy. Zmuszono mnie bym podpisał dokument – opowiada pan Anatol.
- W protokole nie było daty. Zwerbowano mnie do "tituszek". Napisałem, że zgadzam się współpracować z kontrwywiadem pod pseudonimem „Patriota”. W kontakcie podałem swój numer. Dostałem areszt domowy. Uciekłem. Dostałem się na Majdan i tam swoją historię opowiedziałem mediom – przyznaje Anatol Szoludko.
POSŁUCHAJ DRAMATYCZNEJ HISTORII ANATOLA SZOLUDKO

Kupujcie elektroniczną prenumeratę „Codziennej” „Nowego Państwa” i „Gazety Polskiej”! Pozwoli to nam uniknąć restrykcji ze strony kolporterów.