Sytuacja, w której przynależność do jakiejkolwiek legalnej partii może być powodem zakwestionowania praw rodzicielskich, jest niezwykła, ale i rozwojowa. Możemy tylko wyobrazić sobie, że z czasem zasada przeniesie się z dzieci przysposobionych na własne, a lista organizacji, do których przynależność będzie powodem wtargnięcia państwa do rodziny, znacznie się wydłuży. O organizacje, kluby, związki i stowarzyszenia, a nawet na pewno o kościoły i wyznania.
Sukcesy tej tendencji na Wyspach przeniosą praktykę na Kontynent – u nas np. prawo posiadania dzieci stanie się przywilejem, z którego będą mogli korzystać tylko zdrowi, zamożni, postępowi i prorządowi z wielkich miast.
Co prawda, akurat ci specjalnie nie palą się do posiadania potomstwa, ale skłoni ich do tego szereg zachęt i dotacji.
A co z dziećmi zabranymi (oczywiście zgodnie z prawem) biologicznym rodzicom i dotychczasowym opiekunom? Zostaną przekazane do rodzin marzących o potomstwie, a w dodatku gwarantujących prawidłowy i postępowy rozwój młodego pokolenia – np. parom albo grupom homoseksualnym.