Podczas wizyty studyjnej w Parlamencie Europejskim i Komisji Europejskiej w Brukseli zorganizowanej dla posłów z sejmowej komisji do spraw europejskich mieliśmy okazję spotkać się z komisarzem do spraw budżetu Güntherem Oettingerem. Niemiecki polityk przekonywał nas o potrzebie szybkich prac nad nowym budżetem Unii – tak, by został on zaakceptowany jeszcze przez obecny Parlament Europejski. Proponowana przez komisję perspektywa budżetowa zakłada znaczące, ponad 20-procentowe zmniejszenie środków dla Polski w ramach polityki spójności i duże cięcia w funduszach przeznaczonych na rozwój obszarów wiejskich. Oettinger na spotkaniu z polskimi parlamentarzystami powtórzył także, że nie zrezygnuje z zasady uzależnienia uruchamiania środków europejskich od „przestrzegania praworządności” w danym kraju. I wyraził zdziwienie, że nie widzimy, iż częściowe przesunięcie środków z programów spójności na programy edukacyjne i wspierające innowacyjność – co on właśnie proponuje – jest dla Polski korzystne.
– Przecież – klarował – powstawać będą mogły we Wrocławiu i wzdłuż granicy z Niemcami fabryki Siemensa albo zakłady Daimler-Benz i dzięki tym programom będą miały wykwalifikowaną w Polsce kadrę techniczną.
Oettinger nie był w tym, co mówił, uprzejmy, wcale się na uprzejmość nie silił. W końcu usłyszał od nas, że jego propozycje nam się nie podobają i raczej nie warto, zdaniem przedstawicieli ugrupowania rządzącego Polską, spieszyć się z przyjmowaniem tak skrojonych założeń budżetowych Unii. Nie przypadło mu na pewno do gustu nie tylko to, że przedstawiciele obecnie rządzącego obozu w Polsce mówią: ten budżet nie przejdzie. Lecz zapewne także to, że liczymy, iż być może kolejny Parlament Europejski i kolejny skład Komisji Europejskiej będą mieć lepsze z punktu widzenia interesów naszego kraju pomysły i że warto na nie poczekać. Może dlatego tak szczerze wypalił to zdanie o niemieckich fabrykach, które dzięki środkom europejskim powinny zyskać wykwalifikowaną kadrę na ziemiach polskich. I że to jest dla nas dobre. Być może pewność siebie i przyzwyczajenie do uległości polityków PO-PSL, którzy demonstrowali zawsze zachwyt przedsięwzięciami państwa niemieckiego, nie podpowiedziały mu niestosowności tego zdania. Zresztą zaraz po spotkaniu jeden z posłów PO, wzburzony, pytał mnie: a czego się spodziewacie? Że zbudujemy jakieś polskie fabryki? Niemiecki polityk mówiący, że fundusze na innowacyjność i edukację dla Polski potrzebne są Siemensowi, by mógł otwierać w Polsce fabryki, bo wtedy znajdzie wykwalifikowanych pracowników – warto tę scenę z Brukseli zapamiętać. Przytaczam ją, by dać Państwu pogląd, jak jest – i że jest to stawiane wprost. Unia Europejska nie jest organizacją altruistycznych podmiotów, przeciwnie, jest areną bitew o interesy poszczególnych państw, rozgrywanych na zimno, twardo i na wielu płaszczyznach. I warto wiedzieć, że Niemcy prowadzą tę grę wobec Polski z właściwą sobie troską o ich niemieckie interesy. Nie ma się co na to boczyć – trzeba tylko grać podobnie twardo i suwerennie w obronie polskich interesów.
Niestety, ani politycy totalnej opozycji, ani media postkomuny nie są do tego zdolne. Przeciwnie – napiszę teraz coś, co stało się już oczywistością – bardzo często działają w imię interesów, którym podmiotowa, chroniąca swoje zasoby Polska bardzo przeszkadza. Widać to od początku rządów Prawa i Sprawiedliwości, ale kampania wyborcza znów to wyostrzyła. Pytanie ministra Zbigniewa Ziobry o zgodność z konstytucją jednego z zapisów traktatu europejskiego postkomuna natychmiast skomentowała jako atak na Unię i początek wyprowadzania Polski z UE. To, że tak samo sprawę postawiły wcześniej Niemcy, a niemiecki Trybunał Konstytucyjny orzekł, iż kwestie sądownictwa należą do suwerennych decyzji państw członkowskich i Komisji Europejskiej nic do tego – nie przyjmowano do wiadomości. W ogóle ataki na polski rząd, że dąży do wyjścia z Unii – bzdurne, głupie i kłamliwe – powtarzane wielokrotnie na użytek polityki krajowej, ale niestety też powielane w prasie zagranicznej – przynoszą kolejne szkody Polsce. Próbują osłabić rząd, który mówi, że chce Unii Europejskiej silnej i sprawnej, ale jednocześnie Europy solidarnej, a nie zdominowanej przez interesy najsilniejszych państw. Rząd stworzony przez PiS mówi, że UE musi się trzymać swoich traktatów, a totalna opozycja – że w związku z tym ten rząd jest antyeuropejski. Jak wiemy, współczesna targowica ma w swoim zasobie środków walki z rządem Mateusza Morawieckiego jeszcze mnóstwo innych głupstw. Niektóre falsyfikują się niemal każdego dnia – gdy politycy PO głoszą, iż Polska jest izolowana w Unii, a zdjęcia ze spotkań w Brukseli czy Strasburgu przynoszą widok polskiego premiera w otoczeniu najważniejszych europejskich graczy. Inne jednak żyją swoim życiem – jak kłamstwa o „autorytarnych rządach” – i przynoszą wymierne szkody.