"Widziałam, jak pełne ręce roboty miały panie psycholog i pedagog" - mówi naszej redakcji o dzisiejszym dniu Barbara Zawadzka-Wylegała, poznańska nauczycielka, pracująca w szkole, w której istnieją klasy dla dzieci obcokrajowców. Atak Rosji na Ukrainę spowodował wiele emocji w głowach młodych uczniów, z których większość ma na Ukrainie swoje rodziny.
Barbara Zawadzka-Wylegała uczy w zespole z oddziałami dla uczniów-obcokrajowców z których największą grupę stanowią uczniowie z Ukrainy i z Białorusi. Placówka znajduje się w Poznaniu, jednym z głównych skupisk Ukraińców w Polsce. W rozmowie z portalem Niezależna.pl nauczycielka podzieliła się wrażeniami z jednego z najtrudniejszych dni w jej dotychczasowej pracy w szkole.
Dzisiaj szczególnie w tych najmłodszych klasach koleżanki pracujące jako pedagog i psycholog, musiały zaopiekować się dziećmi, które przyszły z płaczem. Musiały je wziąć do gabinetu, aby uspokoiły się. Dla naszej szkoły, w której jest mnóstwo dzieci z Ukrainy - bo mamy na każdym poziomie jedną klasę obcokrajowców - to rzeczywiście nie był łatwy dzień
- przyznaje Zawadzka-Wylegała.
Wiemy, że część dzieci ma tam swoje rodziny, zostawiło tam dziadków, babcie. Widziałam, jak pełne ręce roboty miały panie psycholog i pedagog. Sama widziałam płaczącą dziewczynkę na korytarzu, którą trzeba było pocieszyć, przytulić
- mówi poznańska nauczycielka o troskach swoich uczniów.
Nasza rozmówczyni przyznała przy tym, że w takiej sytuacji jak dziś trzeba było brać pod uwagę, że do szkoły chodzą też dzieci prorosyjskich rodziców ze wschodnich rubieży Ukrainy. Nauczyciele musieli zatem czuwać także nad wszelkimi niuansami wewnątrz grup. Dyrekcja szkoły, zachowując wyczucie w tym temacie, planuje pracę z ukraińską młodzieżą na godzinach wychowawczych.