"Czy cokolwiek powstrzyma Nord Stream 2 Putina?" - zastanawia się na łamach dziennika "New York Times" Chris Miller, profesor Tufts University z Massachusetts. Wskazuje, że niewielu sojuszników Niemiec popiera projekt.
Miller odnotowuje, że po uwięzieniu przywódcy rosyjskiej opozycji Aleksieja Nawalnego wróciła debata dotycząca ukarania Kremla. W poniedziałek ministrowie spraw zagranicznych państw Unii Europejskiej zgodzili się na nałożenie sankcji na rosyjskich urzędników.
Te działania w ocenie publicysty "NYT" "raczej nie usatysfakcjonują krytyków Kremla", gdyż wielu z nich domaga się kroków wobec "ulubionego projektu prezydenta (Rosji) Władimira Putina" - gazociągu Nord Stream 2, łączącego Rosję z Niemcami.
"Projekt przetrwał już ostry sprzeciw wielu krajów europejskich i Stanów Zjednoczonych. Niemcy (...) są zdecydowane, by go dokończyć. Pozostało mniej niż 100 mil (ok. 160 km), budowa jest prawie ukończona. Jednak traktowanie Nawalnego i jego zwolenników po raz kolejny podało projekt w wątpliwość"
- zauważa Miller.
"Poprzednik tego rurociągu, Nord Stream, który został ukończony w 2012 roku i także biegnie pod wodą (Morza Bałtyckiego) bezpośrednio z Rosji do Niemiec, był również kontrowersyjny. Wschodni sąsiedzi Niemiec obawiali się, że Rosja może odciąć im gaz, jednocześnie kontynuując dostawy do Niemiec. W takim przypadku mieszkańcy Europy Wschodniej musieliby sami stawić czoło Kremlowi" - przypomina profesor https://niezalezna.pl/382171-biden-kapituluje-ws-nord-stream-2-bruksela-sie-smieje-nie-dostanie-w-zamian-nic-konkretnego] University.
Od czasu ukończenia Nord Streamu "krajobraz energetyczny Europy uległ zmianie".
"Chociaż Rosja dostarcza około 40 procent europejskiego gazu ziemnego, głównie rurociągami biegnącymi przez Białoruś i Ukrainę, nie jest już dominującą siłą, jak kiedyś. W znacznej części Europy Wschodniej, gdzie gaz wysyłany był prawie wyłącznie z Rosji, wiele krajów, w tym Polska i Litwa, kupuje obecnie skroplony gaz ziemny ze Stanów Zjednoczonych lub Norwegii"
- zauważa Miller. Podkreśla, że osłabieniu uległa monopolistyczna pozycja Gazpromu.
To jego zdaniem oznacza, że Nord Stream 2 "będzie miał niewielki wpływ na bezpieczeństwo energetyczne większości krajów europejskich".
Jednocześnie jest "jeden oczywisty przegrany" gazociągu - Ukraina.
"Znaczna część rosyjskiego gazu wysyłanego obecnie do Europy przepływa przez ten kraj. Ale gdyby Nord Stream 2 został ukończony, a Rosja znacznie ograniczyłaby przesył gazu przez Ukrainę, Kijów straciłby ponad miliard dolarów rocznie na opłatach tranzytowych"
- pisze publicysta "New York Timesa".
W ocenie Millera "to powinno wystarczyć, by wspierający Ukrainę Niemcy wycofali się z projektu".
Są jednak ku temu także inne powody. "Niewielu sojuszników Niemiec popiera rurociąg, a francuscy przywódcy ostatnio wzywają do porzucenia go. Wielu Europejczyków postrzega (wsparcie Berlina dla Nord Stream 2 -red.) jako rażący przykład niemieckiej hipokryzji (...)" - wymienia. Co więcej, nowy gazociąg "słabo pasuje do wizerunku Niemiec jako lidera w dziedzinie zielonej energii".
"Dlaczego więc Niemcy chcą rurociągu? Zwolennicy w Berlinie przytaczają dwa argumenty. Po pierwsze, że zapewni on gaz, który zastąpi węgiel i energię atomową, z której Niemcy się wycofują. Po drugie, że kupowanie gazu z Rosji złagodzi politykę zagraniczną Kremla. Żaden argument nie jest przekonujący"
- pisze Miller.
Co więcej, Nord Stream 2 "stawia Berlin w konflikcie ze Stanami Zjednoczonymi, które już nałożyły sankcje finansowe na firmy pomagające w budowie" tego projektu. Gazociąg ten - jak zauważa Miller - to jedna z nielicznych spraw, wokół których w Kongresie panuje ponadpartyjna zgoda.
"Nałożenie sankcji pozwala amerykańskim politykom brzmieć surowo wobec Putina niewielkim kosztem"
- stwierdza publicysta.