Gdy Angela Merkel żegnała się z urzędem kanclerskim, dwie trzecie Niemców było z niej zadowolonych. Polityk Lewicy Dietmar Bartsch napisał na Twitterze: "Szybko zatęsknimy za Angelą Merkel w polityce". Dlaczego więc rok po wyborach właściwie nikt nie tęskni za Merkel? - zastanawia się na łamach tygodnika "Der Spiegel" Susanne Beyer. Jak dodaje, nawet ci, którzy nie chcą wysuwać mocnych oskarżeń wobec Merkel, "z trudem unikają ubolewania nad konsekwencjami, jakie dla Niemiec ma energetyczna zależność od Rosji".
Obecny kryzys światowy, wywołany atakiem Rosji na Ukrainę, jest postrzegany przez jednego z kluczowych graczy, prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, jako bezpośredni efekt działań rządu Merkel. Jej "polityka ustępstw wobec Rosji przez 14 lat" sprzyjała wojnie - zasugerował w wystąpieniu w kwietniu.
Nawet ci, którzy nie chcą wysuwać tak mocnych oskarżeń wobec Merkel, "z trudem unikają ubolewania nad konsekwencjami, jakie dla Niemiec ma energetyczna zależność od Rosji. A została ona rozszerzona w czasie kanclerstwa Merkel" - pisze Beyer.
Nie inaczej jest w przypadku obecnego niemieckiego sporu o wycofanie się z energii jądrowej - zwraca uwagę dziennikarka "Spiegla". "Jest to bezpośrednio związane z decyzjami podjętymi za czasów Merkel. Jej rząd postanowił wycofać się z energii jądrowej, nie zapewniając później wystarczająco niezawodnych alternatyw".
Autorka wskazuje także, że "do ogólnej niepewności przyczynia się fakt, że teraz, gdy w Europie znów panuje wojna, Niemcy są przygotowane do obrony tylko w ograniczonym zakresie: za czasów Merkel zawieszono pobór wojskowy, nie osiągnięto dwuprocentowego celu NATO, a rząd Scholza odziedziczył Bundeswehrę w opłakanym stanie".
Rok po wyborach "bilans epoki Merkel jest zaskakująco otrzeźwiający: potrafiła mniej więcej dobrze reagować na to, co przychodziło z zewnątrz. Wiele z tego, czego sama chciała i promowała, stało się ciężkim brzemieniem dla powierzonego jej kraju" - czytamy w tekście.
Ale "historyczny werdykt w sprawie Angeli Merkel nie został jeszcze ogłoszony. Takie rzeczy wymagają czasu i zawsze mogą się zmienić" - podkreśla Beyer. Jednak fakt, że była kanclerz "w swoich publicznych wypowiedziach jak dotąd z trudem przyznawała się do błędu w swojej polityce wobec Rosji, wpłynie na jej wizerunek i wzbudzi wątpliwości, czy rzeczywiście jest tak pragmatyczna i skromna, jak często o niej mówiono".
Kiedy w ubiegły wtorek wygłosiła przemówienie na imprezie założycielskiej Fundacji Kanclerza Niemiec Helmuta Kohla Merkel znów "nie powiedziała nic o własnej polityce wobec Rosji".
Mówiła wówczas m.in., że jeśli polityka Kohla miałaby być stosowana do dzisiaj, to "należałoby zawsze myśleć także o tym, co obecnie jest tak nie do pomyślenia, po prostu nie do wyobrażenia - a mianowicie, że można na nowo rozwijać coś w rodzaju relacji z Rosją".
"Wypowiedzi o dniu dzisiejszym nigdy nie będą ważne, jeśli nie będziemy otwarcie, krytycznie i samokrytycznie rozmawiać o dniu wczorajszym. Jeśli chodzi o jej własne dziedzictwo, Merkel będzie musiała wypełnić tę lukę. Tego właśnie brakuje obecnie, gdy myśli się o Merkel"
- konkluduje autorka tekstu.