Postawa rządu Niemiec w obliczu wojny na Ukrainie i kryzysu energetycznego jest nie tylko egoistyczna, ale po prostu samobójcza - powiedział europoseł Kosma Złotowski (PiS). Z jednej strony Berlin, wykorzystując swoją pozycję we Wspólnocie i Komisji Europejskiej, zablokował wprowadzenie limitu cenowego na gaz, z drugiej jednak postanowił przyznać pomoc w wysokości 200 mld euro niemieckim obywatelom i firmom, m.in. na zakupy gazu.
"Brak solidarności w zakresie ustanowienia maksymalnej ceny gazu ułatwia (Władimirowi) Putinowi rozbijanie jedności Europy. Ogromny pakiet pomocy publicznej, skrytykowany przez Francję i Włochy, to dowód na to, że Berlin nie chce lub nie umie grać zespołowo. Kanclerz (Olaf) Scholz cały czas sprawia wrażenie, że wciąż nie wybrał w tym konflikcie strony. Szkoda że Komisja (Europejska) nie chce albo nie może wywrzeć w tej sprawie silniejszej presji"
- powiedział europoseł.
We wtorek brukselski portal Politico napisał, że wiernie spełniając życzenia Berlina i nie uwzględniając wniosku 15 krajów członkowskich, w tym Polski, o wprowadzenie limitów cenowych na gaz, przewodnicząca KE Ursula von der Leyen ryzykuje, że zostanie uznana za niemiecką marionetkę zarówno przez kolegów z KE, jak i przez państwa Wspólnoty.
"Niemiecki egoizm staje się problemem dla przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, która ryzykuje, że zostanie uznana za niemiecką marionetkę w oczach swoich kolegów i stolic UE. Von der Leyen wiernie grała w grę Berlina, odmawiając przedstawienia propozycji wprowadzenia ogólnounijnego limitu cen gazu — nawet gdy 15 stolic wezwało Komisję do przedstawienia takiej propozycji, m.in. Francja, Włochy, Hiszpania i Polska, czyli odpowiednio drugi, trzeci, czwarty i piąty co do wielkości kraj UE"
- pisze Politico w analizie poświęconej działaniom władz Niemiec w związku z kryzysem energetycznym.
Z jednej strony Berlin, wykorzystując swoją pozycję we Wspólnocie i KE, zablokował wprowadzenie limitu cenowego na gaz, z drugiej jednak postanowił przyznać pomoc w wysokości 200 mld euro niemieckim obywatelom i firmom, m.in. na zakupy gazu.
"Berlin może teraz nadal kupować gaz, który zwykle kupują inne kraje UE, przebijając swoich partnerów, dalej przyczyniając się do wzrostu cen i powodując zarówno zakłócenia (na rynku), jak i złą atmosferę w całej UE"
- diagnozuje portal.
Powołując się na unijnych dyplomatów, Politico ocenia, że kanclerz Scholz nie dojrzał jeszcze do roli przywódcy największego państwa UE i nie rozumie, że musi brać pod uwagę europejski wymiar decyzji podejmowanych w kraju przez Niemcy, zamiast skupiać się tylko na zadowalaniu Zielonych i liberałów, czyli partnerów z koalicji rządowej.
"Berlin ponosi szczególną odpowiedzialność: wielu krytyków w Brukseli twierdzi, że obok Rosji to Niemcy ponoszą największą winę za wzrost cen gazu w UE, a obywatele w całej Europie w zasadzie płacą teraz za niepowodzenie Niemiec w dywersyfikacji dostaw gazu w przeszłości. A jednak Berlin zachowuje się tak, jakby problem dotyczył tylko niemieckich obywateli i firm. Wielu unijnych dyplomatów ma wrażenie, że kanclerz Niemiec musi się dopiero nauczyć działać jako Europejczyk"
- relacjonuje Politico.
Przypomina, że Scholz chce uchodzić za szefa rządu, który "nikogo nie pozostawia na pastwę losu". "Tymczasem trudno sobie wyobrazić bardziej aspołeczne działanie niż subsydiowanie gazu dla niemieckich firm i konsumentów przy jednoczesnym zablokowaniu limitu cen gazu na poziomie UE" - konstatuje portal.
"Niemcy po prostu pokazali reszcie Europy środkowy palec" - cytuje Politico anonimowego dyplomatę unijnego.