Władze Turcji nakazały swojemu przedstawicielowi w NATO, aby pod żadnym pozorem nie podpisywał planów dotyczących pomocy dla Polski i krajów Bałtyckich. Powód? Ankara żąda, aby w zamian za swoje poparcie Sojusz zaoferował polityczne poparcie w walce przeciw kurdyjskim milicjom Ludowych Jednostek Samoobrony (YPG) w Syrii. Podczas oficjalnych spotkań, jak i nieformalnych rozmów Turcja domaga się kategorycznie oficjalnego uznania YPG przez Sojusz za terrorystów.
Reuters informuje o kulisach całej sprawy powołując się na czterech wysokiej rangi przedstawicieli NATO zastrzega jednak, że nie udało się uzyskać komentarza w tej sprawie ani od tureckiej delegacji do NATO, jak i od resortu spraw zagranicznych w Ankarze.
Turcja i sprzymierzeni z jej siłami syryjscy bojownicy rozpoczęli w październiku ofensywę w północno-wschodniej Syrii, której deklarowanym celem jest wyparcie kurdyjskich bojowników z YPG z przygranicznego pasa na środkowym odcinku granicy turecko-syryjskiej i utworzenie tam „strefy bezpieczeństwa”, do której Ankara zamierza przesiedlić syryjskich uchodźców przebywających w Turcji.
Tymczasem Kurdowie nazywają tę operacją czystką etniczną, oskarżają też Turcję o zbrodnie wojenne podczas ofensywy. Ankara uważa YPG za terrorystów z powodu ich powiązań ze zdelegalizowaną w Turcji separatystyczną Partią Pracujących Kurdystanu (PKK).
Kłopotliwe stanowisko Turcji przed rocznicowym, 70. szczytem NATO, który odbędzie się w przyszłym tygodniu w Londynie, jest miarą głębokiego podziału między Ankarą i Waszyngtonem w sprawie tureckiej ofensywy w północno-wschodniej Syrii przeciw kurdyjskim milicjom - ocenia Reuters.
Delegacje NATO starają się pozyskać poparcie wszystkich 29 członków Sojuszu dla planu obrony Polski, Litwy, Łotwy i Estonii na wypadek rosyjskiej agresji - przypomina agencja. Bez aprobaty Ankary Sojuszowi trudno będzie szybko wzmocnić mechanizmy obronne dla tych krajów.
„Turcy wzięli Europę Wschodnią jako zakładnika i blokują zatwierdzenie planów wojskowych, dopóki nie uzyskają ustępstw, o które zabiegają”.
- oświadczył Reuterowi jeden z dyplomatów.
Drugi rozmówca agencji nazwał postępowanie Turcji „destrukcyjnym”, zważywszy na to, że Sojusz stara się pokazać, jak bardzo jest zjednoczony, by odeprzeć chociażby krytykę ze strony prezydenta Francji Emmanuela Macrona.
Turecka inwazja w Syrii rozpoczęła się 9 października, po ogłoszeniu przez Trumpa, że amerykański kontyngent zostanie wycofany z regionu. To właśnie oddziały YPG stały od pięciu lat na czele koalicji walczącej razem z USA z Państwem Islamskim (IS).
Jak pisze Reuters, członkowie NATO obawiają się, że ofensywa Turcji w Syrii storpeduje próby całkowitego wyeliminowania IS. Tymczasem Ankara starała się skłonić NATO do wsparcia jej ekspedycji w Syrii i uznania tamtejszych Kurdów za terrorystów jeszcze przed początkiem ofensywy, ale teraz - tuż przed szczytem w Londynie - jej żądania są bardziej kategoryczne.
W Londynie, na marginesie szczytu, Macron, prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan, kanclerz Niemiec Angela Merkel i brytyjski premier Boris Johnson mają się spotkać, by omówić sytuację w Syrii.