Miejsca publiczne stały się jeszcze bardziej niebezpieczne niż kiedyś. Zagrożeni są fani muzyki w Manchesterze, odpoczywający w Nicei, przebywający w pubie w Londynie oraz oczywiście turyści, niezależnie od tego czy robią zdjęcia na Moście Westminsterskim, plaży w Tunezji czy są w samolocie wracającym z Rosji do Egiptu - pisze Jason Burke w brytyjskim dzienniku \"Guardian\".
Jason Burke zauważa, że dekadę temu intencje terrorystów były polityczne, natomiast współcześni zamachowcy nie mają żadnych skrupułów.
Zamach terrorystyczny w Barcelonie to przykład pozbawionej skrupułów natury współczesnego terroryzmu
- pisze Burke w "Guardianie".
Zdaniem komentatora wczorajszy atak w stolicy Katalonii oraz ostatnie miesiące i lata niosą szereg "gorzkich lekcji" dla służb bezpieczeństwa oraz opinii publicznej. Obecnie terroryści nie specyfikują celów, a to oznacza, że turyści są zagrożeni.
Dekadę temu islamscy bojownicy próbowali przekazać konkretne wiadomości poprzez przemoc. Losowe ataki na nieuzbrojonych cywilów były uznawane za nieskuteczne, a nawet przeciwskuteczne, w kwestii poparcia opinii publicznej dla świata islamu
- zauważa Burke.
Jak zauważa zamach na World Trade Center z 11 września 2001 roku był postrzegany przez Al-Kaidę jako "atak na symbole amerykańskiej siły gospodarczej, politycznej oraz wojskowej", a atak w Madrycie w 2004 roku został przeprowadzony, "aby podkopać hiszpańskie poparcie dla wojskowej interwencji w Iraku i wpłynąć na wynik wyborów".
To zmieniło się. Dokonało tego Państwo Islamskie, które atakuje kogokolwiek, gdziekolwiek i w jakikolwiek sposób
- stwierdza autor artykułu.
Burke przypomina, że od lat turyści byli celem ataków terrorystów, jednak nigdy nie był to główny cel przemocy. Obecnie się to zmieniło.
Ktokolwiek prowadził furgonetką na Las Ramblas, jednym z najbardziej popularnych miejsc turystycznych na świecie, chciał zabić zagranicznych turystów
- dodaje.