Senator Lindsey Graham zapowiedział, że prowadzona przez niego senacka komisja ds. sądownictwa zbada wszystkie wiarygodne doniesienia o fałszerstwach wyborczych. Uznał, że tylko ich wyjaśnienie może sprawić, że Amerykanie zachowają wiarę w demokrację.
Zarzuty pod adresem lewicy o dokonywanie fałszerstw wyborczych to stały już element życia politycznego w USA i pojawiają się praktycznie co wybory. Zwykle jednak różnica głosów między kandydatami jest tak duża, że trudno podejrzewać, aby ewentualne fałszerstwo mogło mieć wpływ na ostateczny wynik, więc o poszczególnych incydentach bardzo szybko się zapomina.
Republikanie od dekad próbują również uszczelnić system wyborczy, ale Demokraci walczą ze wszystkich sił o to, by im na to nie pozwolić. Argumentują, że np. wprowadzona konieczność wylegitymowania się dokumentem ze zdjęciem przed oddaniem głosu jest rasistowska.
Te wybory były jednak inne. Liczba nieprawidłowości była relatywnie duża, a wyniki w kluczowych stanach tak do siebie zbliżone, że niemal każdy incydent mógł zdecydować o tym, kto wygra. Trump od razu stwierdził, że zwycięstwo zostało mu skradzione – i wiele osób uważa, że ma rację. Jeden z jego największych stronników, wpływowy republikański senator Lindsey Graham, zapowiedział już, że senacka Komisja Sądownicza przyjrzy się wszystkim wiarygodnym zarzutom. Senator z Karoliny Południowej wygrał w tych wyborach reelekcję i najprawdopodobniej pozostanie jej przewodniczącym.
„Jest niezwykle ważne, aby wszystkie wiarygodne oskarżenia o nieprawidłowości i niewłaściwe zachowania w trakcie głosowania były wyjaśnione, aby zapewnić, że wybory w 2020 były legalne”
- powiedział w oświadczeniu - „Nie pozwolę, aby takie oskarżenia zostały zamiecione pod dywan”.
Graham zapowiedział, że poprosi Departament Sprawiedliwości – który do stycznia nadal będzie pod kontrolą Williama Barra – oraz głównego poczmistrza o sprawdzenie doniesień o incydentach z głosami korespondencyjnymi.
Jeden z takich incydentów został ujawniony przez listonosza Richarda Hopkinsa, listonosza z Erie w stanie Pensylwania. Złożył on na ręce Grahama zeznanie pod przysięgą, że jego przełożeni chcieli cofnąć daty na głosach korespondencyjnych które zostały wysłane zbyt późno aby mogły być policzone. Jego przełożony miał kazać listonoszom dostarczyć sobie głosy wysłane po 8 rano w dniu wyborów, miał również rozmawiać z innym przełożonym o sfałszowaniu datowników. „Rozszerzone użycie głosów korespondencyjnych sprawiło, że poczta stała się administratorem wyborów, nie lokalni urzędnicy wyborczy” - napisał Graham - „Urzędnicy z Pensylwanii powinni potraktować oskarżenia od pana Hopkinsa poważnie zanim ogłoszą ostateczny wynik”.
Sztab Bidena jak na razie nie przyznaje, że jakiekolwiek nieprawidłowości miały miejsce. „Proszę ludzi o zachowanie spokoju. Proces działa. Liczenie głosów się kończy” - napisał Biden na swoim Twitterze.