Chyba wszyscy pamiętają nagonkę, jaką urządziły mainstreamowe media na naukowców, którzy mówili o Smoleńsku, posługując się przykładem zgniecionych puszek czy pękających parówek. Śmiechu było co niemiara... Tymczasem dziś naukowcy z Komitetu Noblowskiego wyjaśniali przełomowość odkrycia laureatów Nagrody przy pomocy... precli i bajgli.
- Mnie najbardziej podoba się referat, który obrazował wybuch na pokładzie samolotu... wizerunkiem pękniętej parówki. To miał być ostateczny dowód. Zanim umrę, chciałabym się dowiedzieć, czy oni naprawdę w to wierzą. Chciałabym wiedzieć, czy Antoni Macierewicz w to wierzy, czy jest tak cyniczny i okrutny, że w ten sposób kpi sobie z wydarzeń z 10 kwietnia 2010 r. - mówiła dziennikarka "Newsweeka" Renata Kim po konferencji smoleńskiej w 2013 r.
A "Gazeta Wyborcza" kpiła:
"Zniszczone puszki, pęknięta parówka dowodami na wybuch tupolewa".
Dziś jednak odkrycie
Davida Thoulessa, Duncana Haldane i Michaela Kosterlitza - laureatów Nagrody Nobla z fizyki przyznanej za
„odkrycia teoretyczne topologicznych przejść fazowych i topologicznych faz materii" - zostało objaśnione przy pomocy... bajgli, bułeczki cynamonowej i precli. I jakoś nikt nie śmiał się ze szwedzkich naukowców z Komitetu Noblowskiego, którzy tego dokonali.
Ten paradoks szybko zauważyli dziennikarze. Jacek Liziniewicz z "Gazety Polskiej Codziennie" napisał:
A Cezary Gmyz z "Do rzeczy":
Także inni komentatorzy dostrzegli, że na Zachodzie jakoś nikt nie śmieje się z obrazowych wyjaśnień eksperymentów naukowych:
Źródło: niezalezna.pl
#Smoleńsk #fizyka #Nagroda Nobla
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
wg