Frekwencja w Nowym Jorku w tegorocznych wyborach prezydenckich może okazać się największa w historii miasta - ocenił w środę wiceburmistrz Phil Thompson. Szef władz miasta Bill de Blasio powiedział, że udział w głosowaniu wzięło ok. 2,3 mln nowojorczyków.
-Wczorajszy dzień może dorównać lub przewyższyć najwyższą frekwencję, jaką kiedykolwiek mieliśmy w Nowym Jorku w wyborach prezydenckich, a dzieje się to podczas pandemii (…) i ludzie musieli podjąć dodatkowe środki ostrożności
- przypomniał Thompson.
Wyliczył, że około miliona osób skorzystało z możliwości przedterminowego oddania głosu, we wtorek, czyli w dniu wyborów, około miliona zagłosowało osobiście, a dodatkowy milion zwrócił się o karty do głosowania drogą korespondencyjną. Miasto wciąż czeka, aby ustalić, ile z nich zostało zwróconych.
Z kolei burmistrz Bill de Blasio oszacował, że w dniu wyborów osobiście głos oddało ok. 1,2 mln ludzi, a łącznie z głosowaniem korespondencyjnym i głosowaniem przedterminowym głosów mogło być ok. 2,3 mln.
Jak podkreślił de Blasio, nie podliczono jeszcze „setek tysięcy kart do głosowania” przesłanych drogą pocztową.
- Dzięki Bogu, dzień wyborów, zważywszy na wszystkie okoliczności, miał bardzo gładki przebieg i z pewnością da się to przypisać częściowo możliwości wczesnego głosowania
- mówił cytowany przez CNN burmistrz.
Zwrócił uwagę, że urzędnicy w komisjach wyborczych mieli wiele obaw, w tym przed możliwą ingerencją obcych krajów, atakami hakerskimi, próbami zniechęcania lub utrudniania wyborcom oddania głosu oraz przemocą.
- Dzięki Bogu nie widzieliśmy żadnej z tych rzeczy
- zauważył de Blasio.
Akcentował, że na szczeblu prezydenckim wyniki wyborów są jeszcze „wyraźnie zbyt zbliżone”, by ogłosić zwycięzcę.
- Mieliśmy zarówno ogromną frekwencję w wyborach, jak i przyzwoite i uczciwe wybory w całym mieście, w całym kraju. To jest fakt
- zapewniał de Blasio.