Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Gruzja: Stalin, prezydent Raczkiewicz i europejskie aspiracje

Tbilisi, stolica Gruzji. Jestem tu bodaj jedenasty raz. Urokliwe miasto, stolica ważnego – dla Polski i regionu – kraju, który kulturowo, religijnie, cywilizacyjnie jest częścią Zachodu. Sporo zaniedbanych budynków, nawet w centrum, ale i stare domy z pięknymi, wielkimi, charakterystycznymi balkonami. Nowoczesne biurowce sąsiadują z postsowieckimi blokami, gdzie pranie wywiesza się na linkach za oknem (albo na balkonie).

Z prezydent Gruzji (urodzona we Francji) Salome Zurabiszwili

Kurier z Brukseli

Przyjechałem tu jako oficjalny obserwator z ramienia Parlamentu Europejskiego II tury wyborów lokalnych. Jestem jedynym Polakiem(a także jedynym konserwatysta) w ledwie 3-osobowej delegacji, która ma monitorować wybory samorządowe, co jest w praktyce Brukseli absolutnym wyjątkiem: czyni się to, jeżeli w ogóle, przy wyborach prezydenckich i parlamentarnych. Ale tym razem dla opozycji czyli bardzo szeroko rozumianego obozu Micheila Saakaszwilego (w rzeczywistości to bardziej skomplikowane) wybory te stały się swoistym referendum. Dodatkowo UNM – Zjednoczony Ruch Narodowy czyli dawna partia „Miszy” sugerowała możliwe fałszerstwa wyborcze ze strony będącego u władzy od 2012 roku „Gruzińskiego Marzenia”. W dodatku Saakaszwili niespodziewanie wrócił do ojczyzny i natychmiast został aresztowany. Czy nie były to wystarczające powody dla wysłania specjalnej misji z Brukseli?                       

Rosja, Abchazja, Gruzja...

Mam obserwować wybory w pobliżu granicy z Abchazją – oficjalnie to cały czas terytorium Gruzji, ale w praktyce rządzi tu Rosja. Mieszkańcy maja prawo do brania rosyjskiego obywatelstwa i to masowo robią. Moskwa pompuje tu pieniądze, aby pokazać, że dba „o swoich”. Jadę zatem do Zugdidi, stolicy historycznej prowincji Megrelia – dziś to region Samegrelo –Zemo Svaneti. To daleka droga wyboistym gruzińskimi szosami. Jedzie się około pięciu godzin. Z Tbilisi wyjeżdża się swoistym zielonym wąwozem, zieleń jest wszędzie. Miedzy wzgórzami plątanina mostów i wiaduktów. Po prawej Park Narodowy Tbilisi. Mijam rzekę Aragwi. Miasto Zamesi, na prawo skręt na kolejne miejscowości: Zaguramo, Cicamuri i Szankawani. Następne drogowskazy wskazują drogę do Goudami, a dalej: Stepansminda, Władykaukaz,  w prawo Mszketa. Jestem przelotem w mieście Kapi. Po prawej, za Igoeti, miasto Samtawisi ze znanym klasztorem.                  

Prezydent Polski urodził się w ... Gruzji 

Kierunek – Kutaisi. Dzieli mnie od tego miasta 200 kilometrów. Gruzini, nawet ci wykształceni, nie wiedzą, dlaczego to miasto jest dla Polaków tak ważne. Ba, my sami często tego nie wiemy. Przecież to właśnie tutaj, w Kutaisi, w 1885 roku urodził się późniejszy prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Władysław Raczkiewicz. Ten, który czuwał nad ciągłością Państwa Polskiego, bo był głową Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie w latach 1939-1947. Wcześniej był wszak marszałkiem Senatu RP, czterokrotnie (!) ministrem spraw wewnętrznych oraz wojewoda w aż czterech (sic!) województwach: nowogrodzkim, wileńskim, krakowskim oraz pomorskim, a także prezesem Światowego Związku Polaków z Zagranicy. Uważano go słusznie za jednego z najbliższych współpracowników Piłsudskiego. Tylko dlaczego dziś, gdy wchodzę na Google jako miejsce urodzenia prezydenta Raczkiewicza pojawia się informacja: „Imperium Rosyjskie” bez jakiejkolwiek wzmianki o gruzińskim Kutaisi. Cóż, to jeszcze niewiele przy Wikipedii, która jako następcę Władysława Raczkiewicza na funkcji prezydenta Rzeczypospolitej podaje obok Augusta Zaleskiego – co jest zgodne z prawda – ni mniej, ni więcej tylko ... Bolesława Bieruta! Wstyd.          

Świetnie, że w ostatnim czasie ukazała się – w języku gruzińskim! –  książka o prezydencie Raczkiewiczu. Jej autorem był ambasador RP w Tbilisi Mariusz Maszkiewicz, a tłumaczenie było dziełem obywatelki Gruzji z polskimi korzeniami, matki dwóch par bliźniaków Manamy Luczak. Skądinąd na 17 ambasadorów państw członkowskich UE  akredytowanych w Gruzji tylko jeden – właśnie Polak – mówi po gruzińsku (tego języka uczy się jeszcze od kilku miesięcy Litwin)...       

Do Poti nad Morzem Czarnym mam niespełna 300 kilometrów. Do Suchumi niecałe 400. Kampania wyborcza bardzo widoczna w Tbilisi, poza nim, przy drodze, jest mało dostrzegalna. Drogi prowadzą na Nigoze i Kodickowo, Churwaleti, Nadarbalewi, Abrewi, Cicelubani, Cinhagiri,Sukreti. Przejeżdżam rzekę Tortle, a potem Prone. Przed nami Gori. To tu urodził się Josif Issarionowicz Dżugaszwili czyli Stalin. Dokładnie siedem lat przed prezydentem Raczkiewiczem. Byłem tu paręnaście lat temu, obserwując wybory parlamentarne i triumf „Miszy” Saakaszwilego. Jest tu muzeum poświęcone Stalinowi – demonstracyjnie tam jednak nie poszedłem. Wielu Gruzinów po cichu jest dumnych, że ich rodak rządził połową świata, inni, antykomunistyczni, udowadniają, że to żaden tam Gruzin, tylko ... Osetyniec. A ostatnio usłyszałem parę razy powtórzoną opinię jeszcze inną: to wstyd, że Stalin był Gruzinem! Czyżby sowiecka mentalność zaczyna być w defensywie?    

Tbilisi chce na Zachód  – nie na Wschód ...

Jadę dalej.  Wiadukt Ljachwi. Tutejsza, powiedzmy, autostrada. Ograniczenie prędkości do 110 kilometrów na godzinę. Po prawej ośnieżone stoki Elbrusu – najwyższej góry Kaukazu (ponad 5600 metrów nad poziomem morza). Jakaś mała fabryczka z trzema flagami na masztach: dwie Gruzji z charakterystycznymi czerwonymi krzyżami na białym tle i jedna  Unii Europejskiej. To wyraz aspiracji tego społeczeństwa i przykład „westernizacji” – niewątpliwie największego uzachodnienia na całym Kaukazie Południowym i jednego z najbardziej spektakularnych na całym obszarze postsowieckim, nie licząc oczywiście dawnych republik ZSRS, które stały się już państwami członkowskimi UE (Łotwa, Litwa, Estonia).   

Zaraz przy wjeździe na autostradę,na bocznym pasie przenośny stragan z owocami wyjętymi z bagażnika stojącego samochodu . Osłupiałem, wiec nawet nie zdążyłem zobaczyć czy miał włączone światła awaryjne...      

Zatrzymujemy  się na chwile zatankować. Toaleta – raptem jeden lari. Przy okazji widzę kolejny dowód westernizacji, tym razem gastronomicznej. Zachodnie sieci już to są od dawna: Wendy’s Pizza, Dunkin, Smart (ten z wiewiórka).                             

W aucie wkuwam gruzińskie słówka: „madloba” znaczy „dziękuję”, „didi madloba”, „ila mszwidobiza” to „dzień dobry”. Gdy mówię  paru słów na krzyż do pani prezydent Salome Zurabiszwili czy premiera Irakli Garabiszwilego – rozjaśniają się. To mój wyraz szacunku dla nie za dużego, ale dzielnego, walecznego narodu... 

 



Źródło: Gazeta Polska, niezalezna.pl,

Ryszard Czarnecki