Drugiego października tego roku w Bułgarii odbyły się przedterminowe wybory parlamentarne. Zwyciężyła partia GERB byłego premiera Bojko Borisowa. Dlaczego Bułgarzy znów okazali jej duże poparcie? Choć od lat oskarżana jest o korupcję i afery.
Na wstępie należy podkreślić, że pomimo arytmetycznego zwycięstwa bloku GERB-Sojusz Sił Demokratycznych, który kilkoma punktami procentowymi pokonał swojego głównego rywala – rządzącą do lipca bieżącego roku „Kontynuujemy Zmiany” byłego premiera Kiriła Petkowa, „powyborcza mapa Bułgarii” rysuje się dość niejednoznacznie.
Żadna z partii nie zdobyła większości. Do parlamentu weszło finalnie siedem ugrupowań, więc każdy nowy rząd jest skazany na bycie koalicyjnym. I utworzą go nie GERB oraz jeszcze jedno ugrupowanie, ale najprawdopodobniej kolejnych dwóch lub nawet trzech partnerów. Taki był poprzedni rząd Kiriła Petkowa, który tworzyły aż cztery ugrupowania o dość różnych profilach ideowych: od liberalnej centroprawicy po lewicę i partię prezentującą się jako antysystemowa. Generowało to liczne konflikty w łonie gabinetu. Podobnie więc może być z GERB: jest on skazany na niestabilną koalicję lub równie niestabilny rząd mniejszościowy, który wciąż musi zabiegać o poparcie różnych sił w parlamencie.
Sam zaś wynik wyborów nie jest zaskoczeniem. Od momentu wybuchu kryzysu rządowego w czerwcu bieżącego roku, który to kryzys zmiótł rząd Petkowa i doprowadził do wcześniejszych, czwartych już wyborów w ciągu ostatnich osiemnastu miesięcy, sondaże pokazywały prowadzenie GERB.
Dodam tu, że partia Borisowa, która z niedługimi przerwami rządziła Bułgarią prawie dwanaście lat (2009-2021), ma niemal stały, bazowy elektorat, szacowany na około 20 proc. wyborców. A w czasie każdych nowych wyborów jest zdolna stracić lub pozyskać na nowo najwyżej kilka procent wyborców. I bez wątpienia GERB był beneficjentem kryzysu rządowego oraz trudnej sytuacji międzynarodowej i gospodarczej, w której znalazła się Bułgaria po agresji rosyjskiej na Ukrainę. I Borisow w kampanii odwołał się do silnych lęków społecznych związanych z galopującą inflacją (w sierpniu było to ponad siedemnaście procent) oraz z podwyżkami cen energii i paliw mającymi miejsce przed nadchodzącym jesienno-zimowym sezonem grzewczym. W swojej narracji przedwyborczej tę niepewną sytuację GERB przeciwstawiał epoce stabilizacji i niskich cen (zwłaszcza paliw) trwającej za jego rządów.
Frekwencja wyborcza była niska: niecałe 38 procent. Co plasuje niedzielne wybory jako jedne o najniższym uczestnictwie wyborców w dziejach demokratycznej Bułgarii po 1989 roku. Do urn poszedł więc głównie żelazny elektorat Borisowa oraz innych partii. GERB jednak poparli również ludzie negatywnie oceniający obecną sytuację gospodarczą kraju, zwłaszcza energetyczną.
Wygląda na to, że zwolennicy GERB wypierają ze swej świadomości szereg korupcyjnych praktyk, które towarzyszyły jego rządom. W tym oskarżenia o defraudację funduszy europejskich.
Borisow jako premier był o tyle w dobrej sytuacji, że za czasów jego rządów nie było rosyjskiej agresji na Ukrainę skutkującej „putininflacją” i problemami energetycznymi. A jak one wyglądają w Bułgarii?
Pod koniec kwietnia Rosja odcięła jej dostawy gazu, a działania na rzecz dywersyfikacji, pomimo że intensywne, przebiegają z trudem i na razie jeszcze bez wielkich efektów.
Połączenie interkonektorowe pomiędzy Grecją i Bułgarią, budowane od lat, zostało po długich opóźnieniach oddane do użytku na dzień przed wyborami. Popłynie nim gaz z Azerbejdżanu, który może pokryć nawet jedną trzecią zapotrzebowania kraju. Tylko że te dodatkowe ilości gazu trzeba jeszcze zakontraktować. Bo w tej chwili Bułgarzy jeszcze korzystają z azerskiego gazu zakontraktowanego prawie dziesięć lat temu. Nowe negocjacje z Baku są intensywne (na otwarciu interkonektora gościł między innymi prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew), ale na razie nie przyniosły znaczących osiągnięć i długoterminowych kontraktów. Bułgarzy bowiem chcą, aby gaz azerski był znacząco konkurencyjny cenowo wobec tego z Gazpromu, który przestał płynąć wiosną bieżącego roku.
Podobnie ciężko jest z rozbudową terminali pływających w greckim Aleksandropolis, gdzie firma Bulgartransgaz ma 20 procent udziałów. W maju zainaugurowano budowę drugiego terminalu pływającego, który będzie mógł przyjmować gaz LNG z USA, ale będzie on zdolny do pracy dopiero w przyszłym roku lub w 2024.
Trudna jest też sytuacja paliwowa. Bułgaria zdołała wywalczyć w UE odroczenie na zaprzestanie korzystania z rosyjskiej ropy, bo największa na Bałkanach rafineria w Burgas jest na razie przystosowana tylko do odbioru rosyjskiej ropy.
Z kolei w okresie letnim narodowy koncern Bulgargaz domagał się znaczących podwyżek cen gazu, co budziło negatywne odczucia społeczne. Podwyżki te zresztą nie stanowią jakieś „widzimisię” firmy, lecz są konsekwencją sytuacji na rynku europejskim i wynikają z kontynentalnego kryzysu energetycznego po agresji na Ukrainę.
Warto jednak podkreślić, iż od 2018 r. Bułgarom udało się ograniczyć zależność gazową od Rosji o niemal jedną czwartą. Rząd premiera Petkowa podejmował w tej kwestii dalsze, intensywne działania, ale rządził za krótko (nieco ponad pół roku), aby osiągnąć od razu znaczące efekty. A bułgarskie lobby gazowo-paliwowe wciąż jest raczej skłonne do dalszej współpracy z Rosją.
Dodam tu, że na początku sierpnia prezydent Rumen Radew rozwiązał parlament, rozpisał wcześniejsze wybory i powołał tymczasowy rząd, który pozostanie u władzy do czasu uformowania nowego gabinetu. Ten rząd tymczasowy odwołał całe kierownictwo Bulgargazu powołane za czasów premiera Petkowa. I Sofia zapowiedziała powrót do negocjacji z Gazpromem. Ale jak do tej pory, nie osiągnięto porozumienia z nim i możliwe, że finalnie Bułgarzy odstąpią od prób kompromisu w tej sprawie.
A wynik wyborów zmieni prozachodnią politykę Bułgarii prezentowaną przez rząd Kiriła Petkowa na bardziej prorosyjską? Czy można powiedzieć, że GERB jest partią prorosyjską?
GERB w kampanii podkreślał, że nienegocjowanymi zasadami przy tworzeniu nowego rządu będą dla niego kontynuowanie dywersyfikacji gazowej, budowa elektrowni atomowej w Belene przy współudziale Amerykanów oraz pomoc dla Ukrainy.
I zaznaczę: GERB jest członkiem Europejskiej Partii Ludowej (EPL), a Bojko Borisow zawsze prezentował się jako polityk posiadający dobre relacje z liderami EPL z Europy Zachodniej. Między innymi z byłą kanclerz Angelą Merkel. Retorycznie więc GERB jak najbardziej jest partią o orientacji euroatlantyckiej.
Jednak w czasach rządów Borisowa praktyka polityki bułgarskiej wyglądała różnie. Niekiedy owa polityka balansowała pomiędzy Rosją i Zachodem, co sugerują ujawnione niedawno dokumenty dotyczące zaangażowania rządu Borisowa w budowę gazociągu TurkStream i współpracy przy nim z Rosją, jak również kooperacji z Moskwą w dziedzinie energetyki jądrowej. I to rzuca cień na oficjalną narrację GERB. Niemniej mniej więcej od momentu aneksji Krymu przez Rosję, wspomagany przez partnerów zachodnich GERB rozpoczął powolny proces coraz większej asertywności wobec Rosji, prowadząc politykę dywersyfikacji gazowej.
A w przypadku ponownego objęcia władzy kluczowym pytaniem będzie, kogo Borisow dobierze do koalicji? Partię mniejszości tureckiej („Ruch na Rzecz Praw i Swobód”), której obecny lider Mustafa Karadyi spotykał się w ostatnich miesiącach z prezydentem Turcji, Recepem Tayyipem Erdoğanem? Przypominam: ta partia unika jednoznacznych wypowiedzi w kwestii wojny na Ukrainie!
Z kolei koalicja z prorosyjskim „Odrodzeniem” byłaby dla Borisowa bardzo ryzykowna. W mniejszym stopniu takim ryzykiem będzie obarczona próba utworzenia wspólnego rządu z debiutującą w parlamencie partią „Powstań Bułgario” byłego premiera i szefa MON Stefana Janewa. Również nachyloną w stronę współpracy z Rosją, choć nie tak radykalnie prorosyjską jak „Odrodzenie”. Reasumując: nazwanie GERB partią prorosyjską byłoby oceną niewłaściwą. Niemniej nowy rząd z wiodącym udziałem tej partii może już nie prezentować tak jednoznacznej optyki geopolitycznej jak gabinet Petkowa.
W takim razie: czy partię Borisowa można zaliczyć do ugrupowań wyraźnie prawicowych? Takich jak na przykład partie, które wygrały ostatnie wybory we Włoszech?
Tożsamość ideowa GERB jest dość złożona. Powiedziałbym, że to ugrupowanie europejskiego centroprawicowego mainstreamu, tworzącego EPL. Choć jednocześnie bardziej konserwatywne światopoglądowo niż centroprawica w Europie Zachodniej.
Zatrzymując się jeszcze przy prorosyjskim „Odrodzeniu”: 10 procent dla tej partii w obecnych wyborach to jej sukces? I jak to wygląda z innymi prorosyjskimi partiami?
W sensie arytmetycznym to jest oczywiście sukces, bo w porównaniu z poprzednim parlamentem, „Odrodzenie” powiększyło swój stan posiadania o 14 posłów i ma teraz 27 foteli. Nowa partia „Powstań Bułgario” wprowadziła zaś 12 posłów.
Nie zapominajmy też o socjalistach: Bułgarska Partia Socjalistyczna, również niechętna do zdecydowanego odcięcia się od Rosji, utrzymała 25 „foteli”.
Reprezentacja posłów mniej skłonnych do asertywności wobec Rosji uległa więc w parlamencie obiektywnemu powiększeniu, ale mimo wszystko w 250-osobowym Zgromadzeniu Narodowym większość utrzymają partie prozachodnie i ich politycy.
Z tego wszystkiego wynika, że sytuacja powyborcza jest bardzo niepewna i chyba możliwe będą wkrótce kolejne, już piąte wybory w ciągu 2 lat!
Takiego scenariusza nie możemy oczywiście wykluczyć. Jeżeli w nowym parlamencie nie udadzą się trzykrotne próby sformowania nowego rządu, prezydent będzie musiał rozwiązać parlament i rozpisać nowe wybory. I najwcześniej odbędą się one wiosną 2023 roku. Do tego czasu znów pewnie będzie rządzić gabinet tymczasowy, bezpośrednio zależący od prezydenta i niemający za sobą parlamentu.
Tu warto zwrócić uwagę na pozycję samego prezydenta Radewa, pełniącego swój urząd już drugą kadencję. Również on próbuje uprawiać politykę balansowania pomiędzy Rosją i Zachodem. Był przecież przeciwny zrywaniu współpracy z Gazpromem, pomocy wojskowej dla Ukrainy (parlament za czasów rządów Kiriła Petkowa zgodził się oficjalnie tylko na pomoc „wojskowo-techniczną” dla Kijowa i możliwość napraw sprzętu militarnego Ukrainy w Bułgarii), a teraz głośno wyraża sceptycyzm w kwestii przyjęcia Ukrainy do NATO. Całościowa perspektywa polityki zagranicznej Bułgarii pozostaje więc wciąż otwarta i niejednoznaczna.