Zastosowano wzmożone środki bezpieczeństwa. Wszystkich pracowników parlamentu, którzy mogą pracować online, odesłano do domów
– poinformował deputowany prezydenckiej partii Sługa Narodu Mykyta Poturajew.
Biuro prezydenta Wołodymyra Zełenskiego i kancelaria rady ministrów powiadomiły, że działają normalnie. - Gdy będzie ogłoszony alarm, udamy się do schronów - zapowiedział rzecznik Zełenskiego Serhij Nykyforow.
Ukraińcy nie dają się zastraszyć
Poturajew ocenił, że czwartkowy rosyjski atak z zastosowaniem rakiety balistycznej nie wystraszył Ukraińców, a skutki jej wybuchu nie były ogromne. Deputowany pochodzi z miasta Dniepr, dokąd doleciał pocisk. - Rosjanie liczyli na efekt psychologiczny i uzyskali go częściowo na Zachodzie, gdzie mówiono o próbie broni jądrowej. Ta rakieta pokonała naszą obronę powietrzną, ale jej wybuch nie doprowadził do ogromnych zniszczeń i efekt był niewielki - ocenił Poturajew.
Siły Powietrzne Ukrainy podały w czwartek informację o pocisku międzykontynentalnym, który został wystrzelony z obwodu astrachańskiego w Rosji. Taki pocisk ma zdolność przenoszenia ładunków jądrowych, a jego zasięg wynosi do 6 tys. km. Rakieta spadła w okolicach miasta Dniepr w południowo-wschodniej części Ukrainy.
Władze USA poinformowały następnie, że był to pocisk balistyczny pośredniego zasięgu, a nie międzykontynentalny. Przekazały również, że Moskwa uprzedziła Waszyngton, że użyje nowej, eksperymentalnej broni tego rodzaju.