W umowie koalicyjnej Polskę wymienia się dwukrotnie. Dla porównania – słowo „queer” pada siedmiokrotnie a zestawiając liczbę wzmianek o Polsce z umowami z lat poprzednich, to w tej z 2018 (koalicja CDU/CSU-SPD) roku było to osiem razy a w 2013 roku (również przy konstelacji chadecko-socjaldemokratycznej) – pięć razy – mówi w rozmowie z portalem niezależna.pl Olga Doleśniak-Harczuk, zastępca redaktora naczelnego miesięcznika „Nowe Państwo”, ekspert ds. Niemiec Instytutu Staszica.
Wczoraj SPD, Zieloni i FDP w końcu przedstawili tekst długo wyczekiwanej umowy koalicyjnej. Pierwsze wrażenia?
Objętościowo nie odbiega od tego typu umów, które znamy z lat poprzednich, pod względem treści i rozmieszczenia akcentów jest to już zupełnie inna historia. Porównałam najciekawsze wątki tej umowy z propozycjami dwóch poprzednich koalicji rządowych, pod względem ideologicznym, w sensie otwartości na ideologię lewicową a nawet skrajnie lewicową – zawarte w bieżącej umowie propozycje liberałów, socjaldemokratów i Zielonych są nie do pobicie. Nie bez przyczyny rozczarowani wynikami wyborów parlamentarnych chadeccy parlamentarzyści z przekąsem mówią o przyszłym rządzie jako o „żółto-lewicowym” czyli z premedytacją podkreślają, że FDP wchodzi w mariaż polityczny z lewicą tylko formalnie rozbitą na obóz Zielonych i socjaldemokratów.
Czym wyraża się szeroko pojęta lewicowość propozycji i postulatów zawartej w umowie koalicyjnej?
Podam kilka przykładów. W Niemczech od lat toczy się spór o zniesienie paragrafu 219a z kodeksu karnego, który zakazuje reklamy usług aborcyjnych przez gabinety ginekologiczne. Środowiska proaborcyjne w Niemczech próbowały doprowadzić do skreślenia tego paragrafu, nie udało się jednak, sprawa obiła się nawet o Bundesrat, ale skończyło się na protestach i utyskiwaniu środowisk lewicowych, że „ zły rząd zakazuje reklamowania aborcji i tym samym odbiera kobietom prawo wyboru”. Pamiętam jak rok temu nawet zamartwiano się, że liczba gabinetów skłonnych w ogóle wykonać aborcję spadła od 2003 roku o 45 proc., co przypisywano rzekomemu lękowi ginekologów przed środowiskami pro-life. I co widzimy w umowie koalicyjnej? Zamiar wykreślenia paragrafu 219a z kodeksu karnego i wzmocnienie środków prawnych celujących w sankcjonowanie osób, które na przykład protestują pod klinikami aborcyjnymi. Poradnie dla kobiet noszących się z zamiarem aborcji mają być dostępne również online, do tej pory taka kobieta musiała odwiedzić poradnię, odbyć poważną rozmowę a później miała czas do namysłu. To ma być teraz przez internet. I jeszcze coś – w tej umowie wprost napisano, że w przyszłości mają rozważyć zalegalizowanie surogatek, też pewna nowość. Dzisiaj środowiska związane z ruchem pro-life w ramach CDU/CSU skrytykowały te pomysły przyszłego rządu nazywając je wprost emanacją „cywilizacji śmierci”. I zdziwiono się, że „partie koalicyjne myśląc o zalegalizowaniu surogatek zrównują kobiety z maszynami do rodzenia”. Myślę, że Niemcy mogą mieć ciekawą debatę na tematy związane z zżyciem, bo jeszcze dojdzie do tego eutanazja, potraktowana w dokumencie dość lakonicznie, ale jednak.
Druga sprawa to finansowanie in vitro i to niezależnie od stanu cywilnego, orientacji seksualnej itd., na razie dopłata do zabiegu ma wynieść 25 proc. dodatkowo do refundacji przyjętej na szczeblach landowych, ale docelowo cała procedura ma zostać objęta całkowitą refundacją. Trzecia kwestia – operacje zmiany płci mają być refundowane przez kasy chorych, czwarta – zniesienie ustawy dotyczącej transseksualistów, czyli tzw. „Transsexuellengesetz”, która w Niemczech obowiązuje od 1981 roku. Od 2011 roku zaś trwają dyskusje nad zreformowaniem wszelkich procedur dotyczących transseksualistów a raczej ułatwienia im „wejście w nowe życie zgodnie z poczuciem przynależności płciowej” bez uciekania się do decyzji sądu tylko na przykład umożliwienia zmiany personaliów w urzędzie, bez długotrwałego procesu adaptacyjnego. To jest pewna rewolucja, nawet jak na coraz bardziej liberalne państwo niemieckie. Kolejna sprawa – jeżeli chodzi o ujmowanie przestępstw motywowanych nienawiścią, koalicja proponuje by te skierowane wobec środowiska „queer” (LGBTQ…) były rejestrowane oddzielnie. Myślę, że będzie z tym pewien kłopot, już dziś jak czyta się i analizuje statystyki kryminalne policji federalnej to tam wielokrotnie pojawia się pewna pula przestępstw czy wykroczeń, których motywy są zagadką dla samych funkcjonariuszy. A tutaj dojdzie kolejna tabelka. W dokumencie jest też mowa o dodatkowym wsparciu finansowym dla federalnej fundacji zajmującej się „zwalczaniem nienawiści”, głównie motywowanej orientacją seksualną, jest też plan szerszego wprowadzenia wątków związanych z LGBT do programów nauczania. I jeszcze coś, co zazębia się z elementami umowy dotyczącymi zdrowia, nowa koalicja chce zniesienia zakazu oddawania krwi dla osób homoseksualnych i transseksualnych. O to też toczy się od lat batalia. Do repertuaru haseł lewicowych dochodzą takie ciekawostki jak obietnica wdrażania „feministycznej polityki zagranicznej”, ale trudno zrozumieć na czym miałaby ona polegać, ponieważ lakoniczne wyjaśnienie, że „będziemy bardziej wspierać kobiety i dziewczęta w instytucjach międzynarodowych” nie brzmi szczególnie zobowiązująco. Podejrzewam, że to ukłon w stronę młodzieżówek partyjnych, które zaczynają bardzo ostro wchodzić w politykę a ich presja się liczy. Dla nas może być interesująca zapowiedź lobbowania za tym by we wszystkich państwach UE respektowano prawa małżeństw jednopłciowych.
Podobno w umowie pojawił się plan uczynienia z Unii Europejskiej państwa federalnego…
Owszem. W rozdziale zatytułowanym „Przyszłość Unii Europejskiej” koalicjanci powołując się na inicjatywę znaną jako „Konferencja w sprawie przyszłości Europy”, to jest szereg paneli i inicjatyw tzw. obywatelskich w UE, gdzie teoretycznie każdy może wziąć udział w kształtowaniu UE, postulują „niezbędne zmiany traktatowe” i opowiadają się za postępem w tworzeniu jednego, europejskiego państwa federalnego, tam pada nawet termin „Bundesstaat”. To państwo ma być zorganizowane w oparciu o zasadę pomocniczości (subsydiarności) i proporcjonalności, obie zasady są w UE dobrze znane, całość ma mieć u swoich podstaw Kartę Praw Podstawowych. Koalicjanci chcą wzmocnienia Parlamentu Europejskiego w zakresie prawa do inicjatywy ustawodawczej i dać pierwszeństwo metodzie wspólnotowej. To z grubsza. Co do szczegółów, koalicjanci sięgają do zapisów niemieckiej konstytucji, popierają jednakowe prawo wyborcze w UE itd. Taka wizja przyszłości Unii Europejskiej nie powinna być dla nikogo zaskoczeniem. Wszystkie trzy partie koalicyjne nigdy nie kryły się z ambicją przekształcenia UE w państwo federalne.
Czy w umowie jest mowa o Polsce?
Nasz kraj wymienia się dwukrotnie. Dla porównania – słowo „queer” pada siedmiokrotnie a zestawiając liczbę wzmianek o Polsce z umowami z lat poprzednich, to w tej z 2018 (koalicja CDU/CSU-SPD) roku było to osiem razy a w 2013 roku (również przy konstelacji chadecko-socjaldemokratycznej) – pięć razy. Polska pojawia się po raz pierwszy w rozdziale poświęconym „polityce pamięci” i w kontekście wsparcia nowej ekipy rządowej dla projektu budowy miejsca pamięci o polskich ofiarach niemieckiej okupacji. To jest rozdział, w którym koalicjanci zobowiązują się również do dalszych postępów w dziedzinie zwracania dzieł sztuki zrabowanych przez niemieckich okupantów, ale tutaj już nazwa Polski nie pada. Jest to raczej deklaracja utrzymana w tonie pewnej poprawności politycznej nakazującej tego typu odniesienie się do problemu. Dla mnie szczególnie ciekawe było to, że Zieloni jak widać ustąpili w sprawie Namibii, na polu Bundestagu żywiołowo walczyli o uznanie ludobójstwa, pojednania, zadośćuczynienia a w umowie koalicyjnej Namibia pojawia się i owszem, ale już w sposób uładzony. Zwyczajowo temat chyba postanowiono załatwić urządzeniem w Berlinie kolejnego miejsca rozliczeń z niemieckim kolonializmem i utworzenia programu „Globaler Süden”, który ma być platformą współpracy między Niemcami a państwami afrykańskimi. Wracając do Polski – w umowie nawiązuje się do niej jeszcze w rozdziale „Partnerzy Europejscy”. Na pierwszym miejscu jest jak zawsze Francja, ale tuż za Francją jest Polska i z tego fragmentu dowiadujemy się, że Niemcy i Polskę łączy głęboka przyjaźń i że nowa koalicja zamierza kontynuować format Trójkata Weimarskiego. I tutaj koniec, choć pozornie. Polecam lekturę strony 133, to jest rozdział zatytułowany „Praworządność”. Tam słowo „Polska” nie pada, ale trudno interpretować wezwanie skierowane do Komisji Europejskiej jako strażniczki traktatów by „bardziej spójnie i szybko wykorzystywała i egzekwowała istniejące instrumenty praworządności, w tym wyroki Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości na podstawie art.260 i 279 o funkcjonowaniu Unii Europejskiej” jako zapowiedź czegoś dobrego dla Polski. I czytamy dalej: W Radzie [Europejskiej] będziemy bardziej konsekwentnie egzekwować i dalej rozwijać stosowanie istniejących instrumentów na rzecz praworządności (dialog na temat praworządności, kontrola praworządności, mechanizm warunkowości, postępowania w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego, zalecenia i ustalenia w ramach procedury określonej w art. 7). [Ponadto] zgodzimy się na propozycje Komisji Europejskiej w sprawie planów Funduszu Odbudowy, jeśli zapewnione zostaną warunki takie jak niezwisłe sądownictwo. Wspieramy Komisję Europejską w dalszym opracowywaniu sprawozdania na temat praworządności poprzez zalecenia dla poszczególnych krajów i między innymi chcemy jeszcze bardziej wzmocnić ten proces dzięki niezależnej wiedzy fachowej. Jesteśmy zaangażowani i wspieramy przyszłe działania Komisji Europejskiej w zakresie postępowań przeciwko systemowym naruszeniom poprzez łączenie indywidualnych postępowań w sprawie naruszeń praworządności przeciwko państwu członkowskiemu. Chcemy, aby prawa wynikające z Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej podlegały w przyszłości pod ETS, nawet jeśli państwo członkowskie działa w ramach swojego prawa krajowego. W celu wzmocnienia ETS okres wyborów sędziowskich powinien zostać przedłużony do jednorazowego okresu dwunastu lat. (…). To jest pewna zapowiedź przykręcania śruby Polsce, ale i Węgrom, znamy przecież kontekst i wiemy, że jeżeli wzywa się do tego typu działań to raczej nie po to by dyscyplinować Francuzów czy Holendrów. I tutaj też nie ma mowy o niespodziance. Kto śledził inicjatywy klubów parlamentarnych Zielonych i FDP w Bundestagu w poprzedniej kadencji, wie o czym mowa. Tam było kilka bardzo ciekawych z polskiej perspektywy debat poświęconych sprawie Polski i tego jak ją zdyscyplinować na forum UE.
A co z Rosją?
Czytamy, że „stosunki rosyjsko niemieckie są głębokie i różnorodne” a Rosja jest ważnym państwem na arenie międzynarodowej i koalicja zdaje sobie sprawę z wagi stabilnych relacji z Rosją i będzie dążyć do ich zachowania. Później jest pasaż poświęcony temu, że koalicja jest gotowa do „konstruktywnego dialogu”, ale interesy obu stron mają być odczytywane na fundamencie zasad zgodnych z prawami człowieka i prawa międzynarodowego. I tu pojawia się coś, co dotyczy państw naszego regionu:
„Respektujemy interesy naszych europejskich sąsiadów, zwłaszcza naszych partnerów w Europie środkowej i wschodniej. Będziemy brać pod uwagę różną percepcję zagrożenia i skupimy się na wspólnej i koherentnej polityce Unii Europejskiej względem Rosji”
Autorzy umowy żądają ponadto niezwłocznego zakończenia prób destabilizacji Ukrainy i agresji na jej wschodzie, oraz odstąpienia od aneksji Krymu i pokojowego rozwiązania konfliktu i dotrzymania postanowień umowy z Mińska. Jednocześnie zapowiadają chęć silniejszej współpracy z Rosją w takich dziedzinach jak energetyka (wodór) i rozwiązywaniu kryzysu klimatycznego.
Czy w dokumencie pada nazwa „Nord Stream 2”?
Ani razu. Jest za to mowa, w rozdziałach dotyczących polityki klimatycznej, o konieczności korzystania z elektrowni gazowych i o tym, że tych elektrowni trzeba będzie jeszcze trochę postawić by w drodze do państwa opartego o energie odnawialne nie narazić się na przerwy w dostawie energii. Elektrownie gazowe w przyszłości mają z kolei działać na wodór.
Czego w tej umowie jeszcze nie ma a Pani zdaniem powinno się znaleźć?
Białoruś potraktowano zdawkowo. Nie uwzględniono zupełnie kryzysu granicznego, przecież 22 grupy pracujące nad szczegółami tej umowy miały czas by uwzględnić tę kwestię, najważniejszą w ostatnim czasie nie tylko dla Polski, ale dla całej UE. Nie zrobiono tego. W rozdziale dotyczącym Rosji jest mowa o Ukrainie, ale też bez naświetlenia zagrożeń, jakby chodziło wyłącznie o to by odfajkować temat. Proszę mi wybaczyć to określenie, ale nie znajduję lepszego. I jeszcze jedno – ani na jotę nie odstąpiono od planu na przyszłą politykę migracyjną Niemiec od tego, co już sygnalizowano w umowie sondującej. Czyli liberalizacja prawa do pobytu, łatwiejszy i skrócony dostęp do możliwości uzyskania obywatelstwa Niemiec, zaniżanie wymagań językowych „w nagrodę” dla drugiego i trzeciego pokolenia tzw. Gastarbeiterów. Mimo nastrojów społecznych, mimo tego, że ludzie nie chcą kolejnej fali migracyjnej, koalicja działa tak jakby była oderwana od ziemi i jej realnych problemów. Rozumiem, że niemiecka gospodarka potrzebuje ok. 400 tys. nowych pracowników rocznie by utrzymać system socjalnym na obecnym poziomie, ale to nie tędy droga. Kończąc – w umowie nie ma też słowa o tym, że w ostatnich latach w Niemczech dochodzi do częstszych napaści na kościoły. Tylko w ubiegłym roku odnotowano 100 takich przypadków. To są dane ze statystyk kryminalnych, a jakby ich nie było.