Wniosek o unieważnienie wyborów złożył lider prawicowej partii AUR George Simion, według którego w wybory ingerowały Francja i Mołdawia.
W drugiej turze rumuńskich wyborów wygrał "proeuropejski" burmistrz Bukaresztu Nicusor Dan z wynikiem 53,6 proc. głosów. Simion uzyskał w niej 46,4 proc. i po pewnym czasie uznał swoją porażkę. Majowe, powtórzone wybory odbyły się po tym, jak w grudniu ub.r. Sąd Konstytucyjny unieważnił pierwszą turę wyborów prezydenckich z 24 listopada. Przyczyną tej decyzji były zarzuty wobec jednego z kandydatów – Calina Georgescu, który zdobył wówczas pierwsze miejsce – o nadużycia w kampanii i złamanie zasad uczciwej konkurencji wyborczej, a także wsparcie ze strony „podmiotu zewnętrznego”, z sugestią, że chodzi o Rosję.
"Będziemy kwestionować wybory w Sądzie Konstytucyjnym z tych samych powodów, dla których unieważniono wybory w grudniu" – zapowiadał lider AUR (Związku Jedności Rumunów), wymieniając wśród nich "wpływy zewnętrzne i instytucjonalną kompromitację".
Mamy teraz niezbite dowody na ingerencję Francji, Mołdawii i innych podmiotów w ramach zorganizowanych działań mających na celu manipulowanie instytucjami, kierowanie narracją w mediach i ostatecznie narzucenie wyniku, który nie odzwierciedla suwerennej woli narodu rumuńskiego
– mówił Simion. Twierdził, że m.in. w Mołdawii wydano 100 mln euro na kupowanie głosów, a w drugiej turze głosowały "martwe dusze".