Część krajów w Europie krzyczy, że nie została dopuszczona do stołu negocjacyjnego, a Trump sam załatwia proces pokojowy z Rosją i Ukrainą. A co zrobili, by się przy nim znaleźć? Pomoc wojskowa takich krajów jak Niemcy była kroplówką, pozwalającą Ukrainie wyłącznie na przetrwanie. Trump mówi, że nie będzie Ukrainy w NATO. A dlaczego Europa i administracja Bidena przez trzy ostatnie lata nie zrobiły nic w tej kwestii, choć sam Wołodymyr Zełenski stawiał tę sprawę priorytetowo? To bezzasadna krytyka obecnego prezydenta USA – mówi w rozmowie z portalem Niezależna.pl Grzegorz Kuczyński, ekspert ds. wschodnich, publicysta portalu i.pl.
Kwestia planu pokojowego i rozmów w tej sprawie Donalda Trumpa z Władimirem Putinem i Wołodymyrem Zełenskim odbiła się szerokim echem na całym świecie. Wiele środowisk politycznych w Europie skrytykowało prezydenta USA zarówno za sam fakt rozmowy telefonicznej z Putinem, jak również za warunki, które przedstawił stronie ukraińskiej. "Trump sprzedał Ukrainę", "Pozbawił Zachód złudzeń", "Bije interes z Putinem" – daje się słyszeć w dyskursie politycznym. Z czego wynika taka postawa?
Histeryczna reakcja części państw Europy nie wynika z troski o Ukrainę ani z wielkiego strachu przed atakiem ze strony Rosji. Niepokoje, które się pojawiły, można tłumaczyć w krajach bałtyckich, skandynawskich czy w Polsce, ale na pewno nie w Niemczech czy we Francji. Czy czują się one zagrożone agresją rosyjską? Wątpię. Ich reakcja wynika wyłącznie z wrogości do Donalda Trumpa. Teraz pojawiła się kolejna okazja do tego, by odświeżyć stare oskarżenia przeciwko niemu, że jest prorosyjski lub jest nawet agentem Putina. Wydarzenia i decyzje ogłoszone w ostatnich dniach sprzyjają nie tylko odświeżeniu tej narracji, ale również jej nasileniu. W szerszym kontekście taką reakcję kręgów liberalno-lewicowych należy traktować jako chęć dołożenia europejskiej prawicy, która w mniejszym bądź większym stopniu wspiera działania. Trumpa. Spodziewam się, że tego typu narracja będzie kontynuowana, także w Polsce.
No właśnie, krytyka wobec Trumpa jest mocno słyszalna zwłaszcza ze strony Niemiec czy Francji. Ale warto przypomnieć, że to przecież kanclerz Olaf Scholz był pierwszym, który jesienią zadzwonił do Putina. Nie wspominając już o wielomiesięcznej niechęci Berlina do strategicznego dozbrojenia Ukrainy. To również Niemcy na każdym kroku podkreślali konieczność zakończenia tej wojny, a teraz, gdy w tej sprawie doszło do pierwszych istotnych ruchów, to je krytykują. Podobna postawa cechuje również Francję, która, delikatnie mówiąc, nie obraziłaby się na powrót do relacji z Rosją.
To kolejny test, który Europa oblała. Część krajów podnosi larum, dlaczego nie ma ich przy stole negocjacyjnym. To takie dziwne? Co Europa zrobiła, by się przy nim znaleźć? Pamiętajmy, jaka była postawa wielu państw w trakcie wojny, m.in. w kwestii wstrzymywania pomocy wojskowej. Dotyczyło to też administracji Bidena w USA. Przypomnijmy co mówił Trump, że skoro Europa pozwoliła na tę wojnę, to trzeba było reagować szybko i zdecydowanie. Czegoś takiego jednak nie było. Pomoc wojskowa takich krajów jak Niemcy była wyłącznie kroplówką, pozwalającą Ukrainie na przetrwanie. Bardzo dobrze się stało, że przystąpiono do negocjacji, bo taka sytuacja nie mogła trwać wiecznie. Tak czy owak wojna ta drenowała też zasoby wojskowe – zarówno USA, jak i Europy, w tym Polski.
Kolejny zarzut wobec Trumpa to ten, że nie chce Ukrainy w NATO.
Mówi się, że Donald Trump nie chce dopuścić Ukrainy do NATO. To trzeba zadać sobie pytanie, dlaczego przez trzy ostatnie lata nie zrobiono nic w tej kwestii, mimo faktu, że Wołodymyr Zełenski bardzo mocno stawiał tę sprawę, m.in. przed szczytem Sojuszu w Wilnie w 2023 r. Dlaczego wtedy administracja Bidena nie wystosowała zaproszenia wobec Ukrainy? Takie sugestie to bezzasadna krytyka obecnego prezydenta USA. Warto przypomnieć, że w 2008 r., na szczycie NATO w Bukareszcie, to Niemcy i Francja zablokowały MAP (ang. Membership Action Plan, Plan Działań na rzecz Członkostwa) wobec Ukrainy i Gruzji. Był to punkt zwrotny, po którym Putin uznał, że oba kraje nie mogą liczyć na pomoc Zachodu, tym samym zachęcając Rosję do ich zaatakowania. To ogromna hipokryzja ze strony krajów krytykujących teraz Trumpa.
Szeroko komentowane są też słowa Trumpa o tym, że metale ziem rzadkich, ropa naftowa i gaz ziemny, znajdujące się na Ukrainie, stanowią "zabezpieczenie dla pieniędzy” przeznaczonych na wsparcie USA dla Ukrainy już po zakończeniu działań wojennych.
Zwróćmy uwagę na jedną istotną rzecz: wcale nie jest powiedziane, że za chwilę będziemy mieli rozejm. Skupiamy się na Stanach Zjednoczonych, Europie, Ukrainie, a tak na prawdę najwięcej w tej kwestii zależy od samej Rosji. Jednak powodem, dlaczego krytykowane są gospodarcze propozycje Trumpa, jest fakt, że chce on zawrzeć układ ponad głowami europejskich polityków. Gospodarczo, przynajmniej w kwestii dostępu do Ukrainy, będą korzystać Amerykanie, natomiast koszty gwarancji bezpieczeństwa mają ponieść Europejczycy. Więc Europie "nie spina" się ten rachunek, stąd to oburzenie. Polska po części mogłaby się stać beneficjentem różnych porozumień amerykańsko-ukraińskich jako sojusznik USA, ale tylko w sytuacji, gdyby w Warszawie był rząd dbający o przyjacielskie relacje z administracją Trumpa. A, jak wiemy, tak nie jest. Po drugie, Polska jest częścią UE, a skoro USA postanowiły same sięgnąć do ukraińskich zasobów, czemu mieliby kogoś dopuszczać? Przypomnę, że Polska miała już zyskać na powojennym Iraku. Między innymi z tego powodu wsparliśmy interwencję amerykańską w tym kraju. Jak to się skończyło, doskonale wiemy. Patrząc na potencjalny podział tego "gospodarczego tortu" wiele będzie zależało od tego, jak będą się układały dwustronne relacje Ukrainy z Polską i Niemcami oraz na ile Zełenski będzie chciał prowadzić własną politykę. Obawiam się jednak, że nawet jeżeli zostanie zawarty gospodarczy układ ukraińsko-amerykański i Zełenski da im dostęp do części bogactw naturalnych, to reszta tego tortu, jeżeli będzie do podziału, przypadnie raczej Niemcom.
W Niemczech ruszyła kolejna edycja Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, jednego z najbardziej istotnych wydarzeń poświęconych zagadnieniom geopolityki i międzynarodowych wyzwań. Czy należy spodziewać się w jej trakcie przełomowych decyzji?
Niewątpliwie głównym tematem rozmów będzie wojna Rosji z Ukrainą. Uważam, że to Donald Trump teraz będzie chciał ogłaszać kluczowe decyzje w tej kwestii, stąd raczej spodziewam się, że rozmowy na MSC w Monachium będą raczej rozmowami technicznymi, ustalaniem pewnych rzeczy, które potem być może ogłosi sam Donald Trump. Jednak z tego właśnie powodu tegoroczna konferencja może być jedną z ważniejszych w ostatnich latach.