Dopóki nie zrozumiemy Niemiec, Wielka Brytania będzie popełniała błędy - napisała dziś publicystka brytyjskiego dziennika \"Telegraph\" Juliet Samuel, odnosząc się do trwającego procesu negocjacji ws. wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.
Jeśli jest jedna stała rzecz w brytyjskiej polityce zagranicznej, jest nią to, że ciągle błędnie rozumiemy Niemcy. Za każdym razem zapewniamy siebie samych, że wszystko złe, co nam się przytrafia w Brukseli, to perfidna zasadzka Francuzów lub eurokratów. Od wspólnej polityki rolnej do skazanych na porażkę renegocjacji Davida Camerona zawsze myślimy - błędnie - że Niemcy nas wesprą
- pisze Samuel, sugerując, że to złudzenia.
Samuel, która wcześniej pracowała m.in. w "Wall Street Journal" i "The Times", podkreśliła:
Mit niezniszczalnego sojuszu anglo-niemieckiego zawsze dawał nam wielki komfort, ale teraz, gdy ma się przed sobą poważne negocjacje, przeszkadza w jasnym myśleniu. Aby doprowadzić do udanego Brexitu, musimy zrozumieć mentalność największej siły w Europie.
Dziennikarka dodała, że choć różnice między niemiecką a brytyjską gospodarką "umykają uwadze wobec większego podziału pomiędzy południem a północą Unii Europejskiej", to jest ich wiele, w tym m.in. znacznie niższy w Niemczech niż w Wielkiej Brytanii poziom zaufania do rynków finansowych, większe zabezpieczenia dla pracowników i najemców nieruchomości, a nie właścicieli, a także realne przestrzeganie polityki oszczędności.
Kochający oszczędność minister finansów Wolfgang Schauble nie ufa rynkom i preferuje silną kontrolę nad nimi (...). Niemcy kochają także różnego rodzaju protekcjonizm i lubią eksportować za pomocą Unii Europejskiej swoje regulacje, ograniczając konkurencyjność rywali. Brexit jest bezpośrednim zagrożeniem dla tego modelu
- oceniła Samuel.
Jak zaznaczyła, "Wielka Brytania ma tendencję do (...) interpretowania gospodarczej siły Berlina jako jawnej próby totalnej dominacji nad europejskim kontynentem - w stylu «czwartej Rzeszy» - ale to także jest błędnym zrozumieniem niemieckiej psyche".
Niemiecka wiara w Unię Europejską może być spowodowana własnymi interesami, ale jest również szczera i - jeśli chodzi o hegemonię - raczej niegroźna
- oceniła dziennikarka, wskazując m.in. na to, że choć brukselscy urzędnicy mogą być zainteresowani powołaniem unijnej armii, to takie posunięcie nie byłoby popularne w Niemczech.
Przywołując słowa byłego brytyjskiego ambasadora w Berlinie Paula Levera, Samuel ocenia, że kluczowym elementem niemieckiej polityki zagranicznej są pozorne wewnętrzne sprzeczności - z jednej strony Niemcy traktują Unię Europejską "jako niezbędne ograniczenie w realizacji narodowych interesów", ale jednocześnie używają jej w swoim interesie.
Większość Niemców zgodziłaby się, że integracja Unii Europejskiej służy wszystkim, ale niewielu powiedziałoby, jaki jest tego cel. Nacjonalizm jest w niemieckich głowach rzeczą złą, ale narodowość jest wciąż ważna, na co wskazuje ich gotowość do subsydiowania biednych regionów kraju, ale nie Grecji
- tłumaczyła.
Jak dodała, "Merkel nie jest ani dobrą wróżką Brexitu, ani unijną wersją Adolfa Hitlera".
Im szybciej to zrozumiemy, tym lepiej będziemy w stanie przygotować strategię, dotyczącą Brexitu
- zakończyła.