Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Były szef Frontexu w rozmowie z Michałem Rachoniem ujawnia kulisy utraty stanowiska. Wpływ mieli politycy w Brukseli

Dwa niezależne raporty wykazywały, że oskarżenia są nieprawdziwe, jednak to ten trzeci - przygotowany przez organ Komisji Europejskiej zaważył na reputacji byłego już szefa agencji Frontex. Fabrice Leggeri w rozmowie z Michałem Rachoniem na antenie TVP Info opisuje kulisy swojego odejścia z agencji. W rozmowie stwierdza również, że dopiero wojna na Ukrainie pokazuje prawdziwe znaczenie słowa "uchodźca".

Pierwszy z lewej - Fabrice Leggeri
Pierwszy z lewej - Fabrice Leggeri
fot. Straż Graniczna

"Głównym powodem mojej rezygnacji jest to, że miałem takie poczucie, że politycznie nie mogłem wykonywać swojej pracy. Zarzucono mi, że złamałem prawa podstawowe, że organizowałem "push backi" na granicy Unii Europejskiej"

- stwierdził Leggeri.

Zaznaczył również, że wspomniane zarzuty są obalone dwoma już raportami, które stwierdzają, że Frontex nie łamał żadnych praw podstawowych.

"Było inne śledztwo, które było prowadzone przez OLAF, który jest teoretycznie niezależny, w praktyce, jest to część Komisji Europejskiej. (...) Wnioski zostały napisane w raporcie, który stwierdza, że agencja i dyrektor sił wykonawczych powinni skupić się na prawach podstawowych, a mi zarzucano, że za mocno chciałem chronić granicę Unii Europejskiej"

- przekazał były szef Frontexu.

"Wyrzucony za wykonywanie pracy"

Leggeri przypomniał, że zarówno w krajach UE, jak i strefy Schengen, granice mogą być przekraczane tyko w oficjalnych punktach, a kraje członkowskie zobowiązane są wprowadzić sankcje w ramach swojego prawa narodowego po to, aby nielegalny cudzoziemiec był pociągnięty do odpowiedzialności.

"Także patrząc na kodeks graniczny Schengen i obowiązki krajów członkowskich, jednocześnie na rolę Frontexu, która jest przecież europejską agencją straży granicznej i straży przybrzeżnej, przecież naszą rolą jest to, aby wspierać narodowych prawodawców (...). Więc jeżeli pewne osoby przekraczają granicę nielegalnie, to jest to legalne, aby wspierać kraje członkowskie, aby unikać takich sytuacji"

- mówił były szef agencji.

Rachoń stwierdził, że wszystko wskazuje na to, że Leggeri "został wyrzucony z pracy za wykonywanie swojej pracy". Leggeri zdradził niesamowity przypadek, który miał miejsce podczas działań Frontexu na Litwie, stwierdzając, że polskie prawo jest podobne.

"Kiedy rozpoczął się cały kryzys związany z Białorusią i reżim Łukaszenki zaczął wysyłać migrantów z Białorusi na Litwę, do Polski i na Łotwę, to wtedy Litwa poprosiła Frontex, o to, abyśmy ich wsparli na granicy litewsko-białoruskiej. W lipcu 2021 ustanowiliśmy grupę szybkiego reagowania Frontexu, na granicę wysłaliśmy 100 pograniczników razem z pojazdami i wspieraliśmy Litwę. Litwa uchwaliła ustawę stwierdzającą, że osoby, które chciałyby starać się o azyl, muszą udać się na oficjalne punkty przejścia granicznego i tam rozpocznie się cała procedura azylowa. Ale okazało się, że za każdym razem, kiedy Frontex pomagał litewskiej straży granicznej, aby uniknąć sytuacji, gdzie dochodzi do nielegalnych przejść na granicy, eksperci od fundamentalnych praw Frontexu, to są teoretycznie niezależni eksperci, ale opłacani przez Frontex - taki nowy element, pisali raport, w którym stwierdzili, że narodowe prawo Litwy nie współgra z prawem Unii Europejskiej"

- opowiada Leggeri. 

"To oznacza, że de facto, w ramach agencji, którą pan zarządzał, były podmioty "niezależne" od struktury, których celem było to, aby podważyć aktywność Frontexu, a to wszystko hasłem, które bardzo dobrze znamy, mianowicie "praworządność", ale praworządność oznacza też przecież ochronę granic" - sprecyzował Rachoń.

Były szef agencji przyznał rację i przekazał, że starał się wyjaśnić sprawę w Komisji Europejskiej, jednak nie otrzymał żadnej odpowiedzi, co oznaczało dla niego, że jest to "jak najbardziej legalne".

Leggeri przyznał również, że oskarżenia o "push backi" wypłynęły od polityków z Brukseli podczas napływu migrantów z Turcji do Grecji. Wyjaśnił, że nie było to żadne odpychanie ludzi, a przechwytywanie przez służby tych podejrzanych i zagrożonych. Oskarżony miał również zostać o utrzymywanie dobrych stosunków z Grecją, a przecież o jej bezpieczeństwo dbał jak o bezpieczeństwo każdego członka Unii Europejskiej.  

"Kryzys na Ukrainie pokazuje, kto jest naprawdę uchodźcą"

Na koniec wywiadu Rachoń zapytał o ocenę aktywności punktów i przejść granicznych pod wpływem napływu uchodźców z Ukrainy. 

"Byłem na tej granicy i współpraca z polskimi władzami układała się bardzo dobrze. Myślę, że to dobry przykład kryzysu - wojna na Ukrainie, który pokazuje kim są prawdziwi uchodźcy"

- stwierdził Leggeri. Dodał, że ci zsyłani przez Łukaszenkę, byli jedynie zmanipulowani.

 



Źródło: niezalezna.pl, tvpinfo

##Minęła20

Mateusz Święcicki