Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Kredyty, dotacje, złoto. Unijni jurgieltnicy Putina

Rosja od wielu lat destabilizuje unijną scenę polityczną i osłabia sojusz euroatlantycki przy pomocy skrajnych sił politycznych w Europie.

YouTube
YouTube
Rosja od wielu lat destabilizuje unijną scenę polityczną i osłabia sojusz euroatlantycki przy pomocy skrajnych sił politycznych w Europie. Przede wszystkim w środowiskach skrajnej prawicy, choć na południu także wśród lewackich radykałów w Grecji, Hiszpanii czy we Włoszech. W obecnym Parlamencie Europejskim co piąty deputowany wspiera politykę Moskwy - pisze w najnowszym numerze „Gazeta Polska”.

Europejskie partie skrajnej prawicy i lewicy stają się coraz groźniejszym narzędziem polityki Rosji. Po pierwsze, destabilizują społeczną i polityczną sytuację w swoich krajach. Po drugie, uderzają w integrację europejską, a także rozszerzanie Wspólnoty na wschód. Po trzecie, dążą do zerwania więzi euroatlantyckich. Po czwarte, legitymizują z zewnątrz reżim Putina, choćby poprzez wysyłanie obserwatorów na „wybory” i „referenda” (Krym, Donbas). Po piąte, dostarczają Moskwie użyteczne informacje na temat sytuacji w UE. Po szóste, szerzą dezinformację, transmitując rosyjski przekaz w Unii.

Le Pen bierze kredyt

Bez wątpienia najbardziej alarmująco wygląda skala wpływów rosyjskich we Francji. Szefowa Frontu Narodowego Marine Le Pen, nazajutrz po „referendum” pieczętującym aneksję Krymu, uznała ten fakt, a zaraz potem pojechała do Rosji, gdzie poparła federalizację Ukrainy (rosyjski plan rozbicia tego państwa). Sankcje nałożone na Rosję szefowa FN określiła jako wynik „rusofobii i kampanii antyrosyjskiej, którą podsyca kilka europejskich państw”. Eurodeputowani partii Le Pen walczą też o rosyjskie interesy w Strasburgu – jak choćby Jean-Luc Schaffhauser, który ograniczanie uzależnienia Europy od gazu rosyjskiego nazywa realizacją rozkazów z Waszyngtonu.

Moskwa odwdzięcza się Frontowi Narodowemu wsparciem finansowym. Wiosną 2014 r. zarejestrowana na Cyprze spółka Vernonsia Holdings Ltd. pożyczyła francuskiej partii 2 mln euro. Tropy wiodą do rosyjskiej firmy inwestycyjnej VEB Capital i prokremlowskiego oligarchy Konstantina Małofiejewa. We wrześniu 2014 r. FN uzyskał z kolei 9,4 mln euro kredytu – od Pierwszego Czesko-Rosyjskiego Banku, kontrolowanego przez kolejnego oligarchę, przyjaciela Putina, Giennadija Timczenkę. Le Pen tłumaczyła, że wzięli pożyczkę od rosyjskiego banku, bo inne, w tym francuskie, odmówiły. Te 9 mln dla FN miało być tylko pierwszą transzą kredytu o łącznym wymiarze 40 mln euro. Sprawa stała się głośna, ale kredyt dla Frontu Narodowego jest raczej wyjątkiem niż regułą w polityce Kremla wobec europejskich partii. Rosjanie wolą wspierać finansowo w inny, bardziej zakamuflowany sposób, wykorzystując do tego pojedyncze osoby.

Najlepiej ten schemat widać na przykładzie Jobbiku – otwarcie prorosyjskiej, skrajnie prawicowej partii na Węgrzech. Przez pierwsze pięć lat działalności Jobbik nie chciał ujawniać budżetu, choć był do tego zobligowany przez prawo. Sprawą zajęła się w końcu prokuratura i Jobbik musiał przedstawić swoje rachunki. Okazało się, że partia, która w 2010 r. wprowadziła 47 deputowanych do parlamentu krajowego i trzech europosłów, wydając na kampanię tylko ok. 114 tys. euro, wcześniej rok w rok miała roczny budżet mniejszy od budżetu najmniejszej rodzinnej firmy w Budapeszcie. To wersja oficjalna. Nieoficjalna mówi o pieniądzach płynących z Rosji za pośrednictwem kilku osób. Źródła w prokuraturze generalnej wskazywały przede wszystkim na Belę Kovacsa, szefa polityki zagranicznej partii. Jego kontakty w Moskwie sięgają komunistycznych czasów, kiedy pracował w handlu zagranicznym. Wyjechał do ZSRS, gdzie ukończył Moskiewski Państwowy Instytut Stosunków Międzynarodowych, czyli słynne MGIMO (1986 r.), Przez kolejne lata pracował w różnych międzynarodowych spółkach w Rosji i Japonii. W 2003 r. ukończył wydział prawa w rosyjskiej państwowej akademii, jako prawnik ds. inwestycji. W 2005 r. przystąpił do Jobbiku, a trzy lata później zaaranżował wyjazd szefa partii Gabora Vony na konferencję w Moskwie, po której nagle Jobbik z pozycji antyrosyjskich przeszedł na prorosyjskie. Od 2010 r. jest eurodeputowanym. Niewykluczone, że to kluczowa postać w procesie finansowania innych, nie tylko węgierskich, skrajnych nacjonalistów w UE przez Moskwę. Od 2010 r. Kovacs jest bowiem wiceprzewodniczącym i skarbnikiem Sojuszu Europejskich Ruchów Narodowych (AENM) – organizacji skupiającej prorosyjskich radykałów z różnych krajów. Wiosną 2014 r. węgierski prokurator generalny Peter Polt ogłosił zamiar rozpoczęcia śledztwa w sprawie współpracy Kovacsa z Rosjanami i jego roli w transferze środków finansowych dla Jobbiku z Moskwy. Ale wcześniej trzeba było uchylić mu immunitet europosła. Parlament Europejski zrobił to dopiero 15 października 2015 r. Od tamtej pory jednak węgierska prokuratura nic nie robi w tej sprawie.

Złoto i dotacje

Moskwa wykorzystuje do finansowania europejskich radykałów własne skrajne organizacje. Na jesieni ub.r. śledzący związki europejskich populistów z Moskwą Anton Szechowcow ujawnił, że w Szwecji pojawili się przedstawiciele Rosyjskiego Ruchu Imperialnego (RID) z liderem organizacji Stanisławem Worobiowem na czele i spotkali się z działaczami miejscowej faszystowskiej organizacji Nordycki Opór (Nordiska Motståndsrörelsen). Rosjanie przywieźli też „dotację” dla gospodarzy na budowę partii politycznej. RID jest faszystowskim ruchem paramilitarnym. Oficjalnie to przeciwnicy Putina, ale nieoficjalnie wykonują nielegalne zlecenia władz.

W listopadzie 2014 r. „Bild” oskarżył eurosceptyczną Alternatywę dla Niemiec (AfD), że jest finansowana przez Kreml. Niemiecki tabloid, cytując źródła wywiadu niemieckiego i strategiczną analizę moskiewskiego think-tanku Centrum Strategicznych Komunikacji, napisał, że Rosja sprzedaje złoto AfD po cenie dużo niższej niż rynkowa poprzez pośredników. Wszystko dziać się ma bez świadomości AfD. Bernd Lucke, współzałożyciel i europoseł AfD, zaprzeczył: „Nie mamy oznak rosyjskiej ingerencji. Uznaję te doniesienia za nieprawdziwe”. W tym samym czasie „Bild” pisał też, że w Berlinie na konferencji przyjaciół Rosji w Hotel Maritim (15–16 listopada 2014 r.) gościł Władimir Jakunin, osoba z czarnej listy USA (wówczas jeszcze szef Rosyjskich Kolei, były kagiebista, przyjaciel Putina). Wśród uczestników imprezy byli też współzałożyciel AfD Alexander Gauland, Egon Bahr z SPD i dwaj panowie z neonazistowskiej NPD: Frank Franz i Sebastian Schmidtke. Także w listopadzie 2014 r. zarzuty o finansowane wsparcie ze strony Rosji odpierać musiała austriacka FPÖ. Jej lider Heinz-Christian Strache wydał oświadczenie, w którym stwierdził, że „jesteśmy przekonani co do naszej neutralności i nie dostajemy finansowych dotacji ani kredytów” za prorosyjską politykę partii. O stosunki FPÖ z Rosją pytała publicznie lewicowa SPÖ po tym, jak Strache opublikował na Facebooku zdjęcia swoje i innych członków kierownictwa partii na konferencji w Moskwie. Seminarium pod tytułem „Drogi przezwyciężania kryzysu zaufania w Europie” odbyło się pod przewodnictwem Siergieja Ławrowa. Wśród gości byli też ambasador Rosji przy UE Władimir Czyżow i były niemiecki dyplomata, znany rusofil Wolfgang Ischinger. Strache zresztą nie kryje swoich poglądów na relacje z Rosją, zaprzecza tylko, że bierze od niej pieniądze. To lider FPÖ podczas jednej z konferencji oznajmił, że „zamiast grać rolę pachołka Amerykanów w okrążaniu Rosji, Bruksela musi w końcu być zdolna do budowania pozytywnych relacji z Moskwą i wykazać zrozumienie dla rosyjskich interesów”.

To w Wiedniu w maju 2014 r. wspomniany już oligarcha Małofiejew zorganizował półtajne spotkanie z delegatami m.in. z FPÖ, FN, Ataki. Partie te krytykują integrację europejską i bronią wojny Rosji z Ukrainą. Ataka, FPÖ, FN, Jobbik i Latvijas Krievu savieniba (prorosyjska partia na Łotwie) wysłały też obserwatorów na „referenda” i „wybory” na Krymie (marzec 2014 r.) i w Donbasie (listopad 2014 r.). Dołączyli do nich działacze Forza Italia, Ligi Północnej, Vlaams Belang. Ale też przedstawiciele skrajnie lewicowych Die Linke (Niemcy) i KKE (Grecja). Prorosyjska jest oczywiście skrajna lewica francuska, od komunistów po eurosceptyczną Partię Lewicy. Wyraźnie prorosyjska jest skrajnie lewicowa Syriza w Grecji. Swoją pierwszą zagraniczną wizytę poza UE nowy szef MSZ Nikos Kotzias złożył właśnie w Moskwie. Prorosyjski jest też Podemos w Hiszpanii. Jego lider oskarża Zachód o stosowanie podwójnych standardów wobec Rosji.

Więcej w najnowszym wydaniu tygodnika „Gazeta Polska”

 



Źródło: Gazeta Polska

Antoni Rybczyński