Szef światowej federacji (World Athletics) Sebastian Coe uważa wykluczenie lekkoatletów rosyjskich i białoruskich z wszystkich imprez jako krok całkowicie uzasadniony. "Nie do pomyślenia jest, żebyśmy w tej sytuacji oglądali rywalizujących zawodników z obu krajów-agresorów" - zaznaczył.
Sebastian Coe tłumaczył, że Rada World Athletics nie wyobrażała sobie, że na starcie, np. w halowych mistrzostwach świata w Belgradzie, które odbędą się w przyszły weekend, mogłoby zabraknąć zawodników z Ukrainy ze względu na niezdolność do rywalizacji czy brak możliwości treningu, a jednocześnie wystąpiliby reprezentanci krajów, które są agresorami.
Rosjanie i Białorusini zostali wykluczeni ze wszystkich zawodów lekkoatletycznych pod egidą światowej federacji już w zeszłym tygodniu zgodnie z zaleceniem Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) wskutek zbrojnego ataku Rosji na Ukrainę. Wcześniej Rosjanie mogli startować pod neutralną flagą i po przejściu specjalnej procedury antydopingowej w związku z zawieszeniem rodzimej federacji.
Zawodników z obu krajów zabraknie nie tylko w Belgradzie, ale też w lipcowych mistrzostwach globu na stadionie w amerykańskim Eugene. Jednocześnie władze federacji zdecydowały o kontynuowaniu pracy przez zespół odpowiedzialny za ocenę postępów w walce z dopingiem w Rosji, która jest zawieszona w prawach członka World Athletics od listopada 2015 roku.
Nasza grupa robocza obawia się, że bez jej działań i bez pracy międzynarodowych ekspertów pojawi się istotne ryzyko, że postępy poczynione do tej pory ulegną erozji i nastąpi cofnięcie, a zmiany już wypracowane mogłyby zostać podważone, co byłoby szkodliwe dla "czystych" rosyjskich sportowców i ich rywali oraz uczciwości sportowej rywalizacji
- ocenił szef grupy Rune Andersen.