O dwóch "pięściarkach" biorących udział w Igrzyskach Olimpijskich - Imane Khelif i Lin Yu-ting niemal od początku rywalizacji jest głośno na całym świecie. Wszystko za sprawą wątpliwości wokół płci "zawodniczek". W sprawie zareagował Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl), który zdecydował, że będą dopuszczone do dalszej rywalizacji w turnieju olimpijskim kobiet.
Igrzyska olimpijskie w Paryżu od samego początku budzą wiele kontrowersji. Zaczęło się od skandalicznej ceremonii otwarcia, a później przyszła rywalizacja w kobiecym boksie. Imane Khelif i Lin Yu-Ting rok temu zostały zdyskwalifikowane przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Boksu (IBA) w Mistrzostwach Świata z powodu zbyt wysokiego poziomu testosteronu. Obie dysponują nietypową siłą jak na kobiecą rywalizację, i tym samym gromią kolejne rywalki.
Zarówno Khelif, jak i Yu-Ting awansowały już do półfinałów, a to oznacza, iż zapewniły sobie minimum brązowy medal IO 2024. Mimo zamieszania wokół nich, MKOI, który jest odpowiedzialny za organizację turnieju - nie zamierza dyskwalifikować zawodniczek.
"Rywalizują w zawodach seniorskich od sześciu lat bez żadnych problemów"
– uzasadnił tę decyzję rzecznik MKOl-u Mark Adams.
Tajemnicą nie jest, że IBA i MKOl są w konflikcie. Ta sytuacja może doprowadzić do wykluczenia dyscypliny, jaką jest boks, z igrzysk olimpijskich.
Co przy tej sprawie jest ciekawe - MKOl odrzucił wyniki testów chromosomowych przeprowadzonych przez IBA.
"Nie mogę powiedzieć, czy były wiarygodne lub niewiarygodne, ponieważ źródło, z którego pochodzą, nie było wiarygodne, i podstawy testów nie były wiarygodne"
– stwierdził Adams.