10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Ekspert ocenił występ Polaków na mistrzostwach świata: "Robiliśmy to po raz pierwszy od 22 lat"

"Umiejętności nie były po naszej stronie, ale zaangażowania nikomu nie można odmówić" - uważa Leszek Laszkiewicz, team leader reprezentacji Polski, która mistrzostwach świata w Czechach opuszcza hokejową Elitę. "Chłopcy dali z siebie maksimum" - zaznaczył.

Polscy hokeiści spadają z Elity
Polscy hokeiści spadają z Elity
pzhl - PZHL

Reprezentacja Polski przez cały turniej zbierała dużo pochlebnych ocen, ale celu podstawowego, jakim było utrzymanie się w Elicie, nie udało się zrealizować. Dlaczego?

Leszek Laszkiewicz: Przede wszystkim trzeba podziękować chłopakom za te siedem tygodni ciężkiej pracy. Wszyscy chcieli pokazać się z jak najlepszej strony i pokazali, że "serducha" na pewno im nie zabrakło. A czego zabrakło? Na pewno trochę umiejętności. Rywalizowaliśmy z najlepszymi hokeistami na świecie. Wszyscy nasi rywale grają na tym poziomie od wielu sezonów, a my robiliśmy to po raz pierwszy od 22 lat. Dla wszystkich naszych reprezentantów był to pierwszy kontakt z hokejem z najwyższej półki. Umiejętności nie były po naszej stronie, ale zaangażowania nikomu nie można odmówić. Chłopcy dali z siebie maksimum.

Szanse na utrzymanie straciliśmy w dwóch meczach - z Francją (2:4) i Kazachstanem (1:3). Szczególnie szkoda chyba tego pierwszego...

L.L.: Do spotkania z Francją przystąpiliśmy bez dnia odpoczynku i może rzeczywiście jakość naszej gry była niższa. Pierwsza tercja nam nie wyszła, było 0:2. Przy stanie 0:4 strzeliliśmy dwa gole, ale to było za mało, aby dogonić Francuzów, którzy zagrali naprawdę dobrze. Tego dnia byli po prostu od nas lepsi.

Z kolei z Kazachstanem początek był udany, objęliśmy prowadzenie, którego nie udało się jednak długo utrzymać. Czy szybko stracony gol na 1:1 kluczowy?

L.L.: Na pewno bardzo dobrze weszliśmy w ten mecz, wszyscy byli świetnie nastawieni. Początek należał do nas, ale bramka na 1:1 rzeczywiście wpadła za wcześnie i gra się wyrównała. Potem wszystko sprowadzało się do tego, kto pierwszy strzeli następnego gola. Na nasze nieszczęście zrobili to Kazachowie i nie byliśmy już w stanie odpowiedzieć. To jest nasza bolączka. Cały czas powtarzamy chłopakom, aby częściej strzelali, aby więcej "pracowali" na bramkarzu rywali, szukali dobitek. Nawyki z polskiej ligi nam nie pomagają, bo u nas jest więcej miejsca i czasu na rozegranie krążka. Na mistrzostwach świata natomiast decyzje należy podejmować szybciej. Zabrakło nam doświadczenia. Trzeba jednak pamiętać, że to Kazachstan był faworytem. W tej reprezentacji gra kilkunastu zawodników z KHL, czyli drugiej najlepszej hokejowej ligi świata. Oni lepiej poradzili sobie z problemami w tym meczu.

Które z siedmiu spotkań było według pana najlepsze w wykonaniu polskiej reprezentacji?

L.L.: Trudno taki mecz wybrać, bo od pierwszego - przegranego po dogrywce z Łotwą - pokazywaliśmy, że nie przyjechaliśmy na mistrzostwa świata w roli "chłopców do bicia". Byliśmy w stanie postawić się mocniejszym zespołom. Nawet ze Szwedami zaliczyliśmy fantastyczny występ. Graliśmy przeciwko gwiazdom NHL, które musiały się napracować, aby z nami wygrać. Nie walczyliśmy może z nimi jak równy z równym, ale napsuliśmy im sporo krwi. Generalnie żadnego meczu nie przegraliśmy w łatwy sposób, każdy rywal musiał się z nami natrudzić, aby nas pokonać.

Od kilku lat reprezentacja pod kierunkiem Roberta Kalabera robi postępy. Najpierw był awans do Dywizji 1A, a potem do Elity. Czy pana zdaniem jest szansa na dalszy rozwój, czy jednak czekają nas trudniejsze czasy, bo kilku doświadczonych zawodników może zakończyć międzynarodową karierę?

L.L.: Te sukcesy to efekt ogromnej pracy wykonanej przez trenera Kalabera, cały sztab oraz zawodników przez pięć lat. Te mistrzostwa były swoistą wisienką na torcie. Nie ma jednak co ukrywać, że nasza kadra jest dość wiekowa. Kilku zawodników jest na końcu reprezentacyjnej drogi. Na pewno jakaś przebudowa musi nastąpić, ale na to jeszcze przyjdzie czas. Na pewno trenerzy na spokojnie spotkają się z władzami związku i wyznaczą drogę na przyszłość.

Biało-czerwoni grali w Ostrawie, w każdym meczu mogli liczyć na wsparcie polskich kibiców. Można powiedzieć, że czuliście się tam jak w domu. Hokej przebił się do mediów i dotarł do wielu nowych kibiców. Czy według pana to może pomóc w rozwoju tej dyscypliny?

L.L.: Zdecydowanie tak. Nasi kibice byli fantastyczni. To między innymi dzięki nim chłopcy dawali z siebie nieraz więcej niż mogli. To prawda, że czuliśmy się jak w domu. Mam nadzieję, że o hokeju zrobi się w Polsce głośniej, bo cały czas zmagamy się z różnymi problemami, nie tylko finansowymi, ale choćby z tym, że jest niewielu graczy. Liczę, że po tych mistrzostwach nowe pokolenie zarazi się tą piękną dyscypliną i ruszy na lodowiska.

 



Źródło: pap, niezalezna.pl

#hokej #hokej na lodzie

jm