Po audycji "Woronicza 17", gdy ze studia uciekli posłowie Platformy, Nowoczesnej i PSL, bo padło niewygodne pytanie - w bezprecedensowy sposób zaatakowano gospodarza programu Michała Rachonia. Nawet ci politycy, którzy całkiem niedawno ganiali po Sejmie z kartką "wolne media", domagali się zwolnienia dziennikarza. Wyjątkowo kuriozalne jednak było zachowanie stowarzyszenia, które w nazwie ma "wolne słowo". Oni również "oburzyli się" na styl prowadzenia programu i wydali oświadczenia. Doczekali się odpowiedź. Od kolegi... ze stowarzyszenia.
Najpierw dziennikarz Radio Szczecin ujawnił, że kobieta, która wynajęła mieszkanie od Stanisława Gawłowskiego (prominentnego polityka Platformy przebywającego w areszcie z zarzutami korupcyjnymi), świadczyła "usługi" seksualne i brała pieniądze od mężczyzn. Robiła to w tajemnicy przed właścicielem lokalu.
Wiadomość powtórzyły w niedzielny poranek (13 maja) wszystkie duże media. Pytanie o tę sytuację padło również podczas programu "Woronicza 17", którego gospodarzem jest Michał Rachoń. Obecni w studio politycy opozycji - Andrzej Halicki (PO), Adam Struzik (PSL), Piotr Misiło (Nowoczesna) - demonstracyjnie wstali i wyszli.
Szopka odstawiana przez opozycję, a także niektóre media, trwała jeszcze przez kilka dni. Domagali się oni wręcz odebrania Rachoniowi programu. Mówili to politycy, którzy na rozmaitych marszach rzekomo walczyli o wolne media.
Zdecydowanie odpowiedział na cenzorski zapędy Krzysztof Skowroński, szef Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
CZYTAJ WIĘCEJ: Szef SDP o zachowaniu polityków w „Woronicza 17”: pokazali bezradność
Nas szczególnie zaskoczyło oświadczenie Stowarzyszenie Wolnego Słowa. To nie pomyłka - ma w nazwie "wolne słowo", a było oburzone... "sposobem prowadzenia audycji Woronicza 17, który spowodował wyjście połowy zaproszonych gości ze studia".
"Uważamy, że osoba prowadząca tego typu audycje nie może stawać się stroną w dyskusji, a tak się dzieje w przypadku red. Michała Rachonia, i to stroną, która korzystając z praw gospodarza programu, staje się dominująca w audycji. Wzywamy zarówno władze TVP, jak i inne instytucje do ukrócenia takich praktyk, które obniżają kulturę prowadzenia debaty publicznej i przynoszą wstyd zawodowi dziennikarza"
- dodano.
Ten kuriozalny tekst został podpisany "zarząd Stowarzyszenia Wolnego Słowa".
Członkiem tego samego stowarzyszenia jest Adam Borowski, legendarny opozycjonista. Skontaktowaliśmy się z nim.
- Ze zdumieniem przeczytałem oświadczenie Zarządu Stowarzyszenia Wolnego Słowa na temat incydentu, jaki miał miejsce w programie "Woronicza 17". Dałem temu wyraz na Facebooku SWS, wpisując komentarz:
"No proszę, jak Jacek Żakowski, Monika Olejnik, Katarzyna Kolenda-Zaleska i cała zgraja oczywiście 'niezależnych' dziennikarzy grillowali posłów PiS, wrzeszczeli na nich i przerywali każdą wypowiedź, to nie słyszałem głosu Stowarzyszenia oczywiście Wolnego Słowa. Szanowny Zarządzie Stowarzyszenia tylko Wolnego Słowa, rozumiem, że prowadzący program powinien wcześniej ustalić pytania jakie wolno zadać oświeconej opozycji, a jakich zadawać pod żadnym pozorem nie wolno, bo może szanowna opozycja się obrazić i swoich światłych myśli nie przekaże narodowi i co ten zagubiony i zdezorientowany naród zrobi... Nieźle was porąbało"
- oświadczył A. Borowski.
- Identyczną opinię na ten temat ma wielu członków SWS, w tym były członek Zarządu SWS Roman Bielański. SWS skupia działaczy solidarnościowego i niepodległościowego podziemia o bardzo różnych poglądach. Organizacja powinna pełnić rolę związku zawodowego i nie wdawać się w bieżące spory. Traktuję oświadczenie SWS jako atak na Telewizję Polską. W mojej ocenie prowadzony przez Pana Michała Rachonia program, w porównaniu z programami prowadzonymi przez wyżej wymienionych "dziennikarzy", jest szczytem kultury i elegancji, oraz świadectwem rzetelnej służby publicznej, gdzie politykom zadaje się niewygodne dla nich pytania
- podkreślił Adam Borowski.