Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Wojciech Buczak: Rzeszów potrzebuje świeżości, nowej dynamiki

Kandydat Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta Rzeszowa poseł Wojciech Buczak powiedział PAP, że Rzeszów "potrzebuje świeżości, nowej dynamiki, zrealizowania odważnych, od dawna odkładanych inwestycji, otwarcia na autentyczny dialog z mieszkańcami".

Wojciech Buczak
Wojciech Buczak
www.facebook.com/wojciech.buczak.3

Buczak jest absolwentem Politechniki Rzeszowskiej. Po skończeniu studiów podjął prace w biurze konstrukcyjnym WSK-Rzeszów. Tam też wstąpił do NSZZ "Solidarność". W okresie stanu wojennego współpracował z podziemnymi strukturami związku. Został odznaczony Krzyżem Wolności i Solidarności. W latach 1998-2014 był przewodniczącym regionu rzeszowskiego "S". Od 2014 do 2015 r. pełnił funkcje wicemarszałka woj. podkarpackiego. W 2015 r. został wybrany posłem z listy PiS. Wieloletni radny sejmiku woj. podkarpackiego; w latach 2013-14 jego przewodniczący.

Dlaczego zdecydował się Pan kandydować na stanowisko prezydenta Rzeszowa?

Jestem przekonany, że są potrzebne zmiany w Rzeszowie, zmiany na korzyść mieszkańców. Miasto potrzebuje świeżości, nowej dynamiki, zrealizowania odważnych, od dawna odkładanych inwestycji, otwarcia na autentyczny dialog z mieszkańcami. Nie ma się co oglądać na innych, trzeba podjąć się samemu. Może brzmi to górnolotnie, ale jestem z pokolenia JP2. Do dzisiaj brzmią mi w uszach słowa Jana Pawła II wypowiedziane w 1987 roku na Westerplatte, również o tym, że trzeba odważnie podejmować ważne zadania w służbie na rzecz innych

Kto namawiał Pana do kandydowania?

Już dawno były na ten temat rozmowy. Kiedyś przed laty do startu w wyborach na prezydenta Rzeszowa namawiał mnie Stanisław Ożóg obecnie poseł do Parlamentu Europejskiego, a wtedy poseł na Sejm. Nie dałem się przekonać. Pełniłem wtedy funkcje w związku, było sporo problemów i pracy w regionie. Moje odejście byłoby źle odebrane i w środowisku związkowym, a pewnie także i przez mieszkańców Rzeszowa nie byłoby akceptowane.

W 2014 roku zostałem wicemarszałkiem woj. podkarpackiego i złożyłem rezygnację z funkcji związkowych. Wtedy też marszałek Władysław Ortyl złożył mi propozycje, żebym przygotowywał się w przyszłości do kandydowania na prezydenta Rzeszowa. Nie odmówiłem uznałem, że trzeba podjąć ten trud tym bardziej, że sam marszałek Ortyl podjął wcześniej bardzo trudne wyzwanie kierowania województwem po aferze podkarpackiej. Nie był to łatwy czas dla Podkarpacia. Myślę, że wspólne kierowanie sprawami województwa było dla mnie bardzo dobrą szkołą przygotowującą do roli prezydenta miasta.

Co chce Pan zmienić w mieście?

Wiele chcę zmienić. Nie chciałbym jednak, żeby zabrzmiało to tak, że uważam, że w Rzeszowie jest wszystko źle i trzeba wszystko zmieniać. Nie, tak nie jest.

Rzeszów jest miastem, w którym mieszkam od urodzenia. Jest dla mnie moim miejscem na ziemi, nigdy nie miałem zamiaru przenosić się gdzie indziej. Dostrzegam wiele dobrych, pozytywnych rzeczy w Rzeszowie, które wyróżniają pozytywnie nasze miasto na tle innych, ale jest też wiele do zmiany. Niestety wiele szans, które mogliśmy wykorzystać minęły. Ostatnie lata to był czas dysponowania bardzo dużymi środkami europejskimi. Wiele z nich wykorzystano, ale można było zrobić więcej.

Jest kilkanaście wręcz sztandarowych, ważnych inwestycji, które padają w przekazie medialnym, że będą realizowane. Mijają lata, a ich nadal nie ma.

Takim przykładem jest Rzeszowskie Centrum Komunikacyjne, dworzec intermodalny, który można było wybudować na terenach, którymi dysponuje miasto, PKP oraz PKS. Dotychczas są to tereny bardzo zaniedbane. Była szansa sięgnąć po środki zewnętrzne z różnych programów krajowych i europejskich. Dworzec, który łączyłby w sobie komunikację kolejową, autobusową, miejską, podmiejską i inne, jak taxi czy komunikacja rowerowa jest miastu bardzo potrzebny. To zadanie jest przed nami i należy go wykonać.

Nie zrealizowaliśmy też bardzo ważnej inwestycji Drogi Południowej. Jest bardzo potrzebna, trzeba ją zbudować, jednak w korzystniejszym przebiegu, mniej kolizyjnym z istniejącą zabudową i dużo tańszym. W porozumieniu z sąsiednimi gminami na południe od Rzeszowa należy podjąć się budowy drugiego mostu na Wisłoku. To pomoże wreszcie odkorkować południowe rejony miasta. Podobnie jak zamknięcie ringu komunikacyjnego wokół Rzeszowa, które spowoduje, że ruch tranzytowy nie będzie przebiegał przez miasto, ale wokół niego.

Bolączką miasta jest również jego chaotyczna zabudowa. Do mojego biura poselskiego zgłosiło się kilka grup mieszkańców, którzy organizują się w stowarzyszenia, żeby dochodzić swoich praw. Mieszkańcy, szczególnie niektórych osiedli domów jednorodzinnych, którzy zainwestowali znaczne środki w budowę mieszkań, domów są nagle zaskakiwani budową wysokich budynków tuż przed ich oknami. Uważam, że warunki zabudowy wydawane deweloperom, a to jest rola miasta, powinny uwzględniać charakter istniejącej zabudowy, nie kolidować z nią i szanować interesy dotychczasowych mieszkańców. To można zrobić i to nie będzie hamować rozwoju Rzeszowa.

Będę zabiegał, żeby był zrównoważony rozwój wszystkich osiedli w mieście. Żeby osiedla były kompleksowo projektowane i zagospodarowane. Na osiedlach należy np. rozwiązać wielki problem z parkowaniem samochodów. Jestem już po rozmowie z architektami. Chcę żeby w osiedlach stworzyć sieć parkingów wielofunkcyjnych. Będą to miejsca, gdzie można zaparkować samochód, ale można też urządzić na ostatniej kondygnacji nowoczesny plac zabaw dla dzieci, miejsce spotkań dla seniorów. Chciałbym żeby były to obiekty ładne architektonicznie, z dobrze urządzoną i zadbaną zielenią i jednocześnie spełniające wiele pożytecznych funkcji.

Jakie przedsięwzięcia są w tej chwili najważniejsze, najpilniejsze dla Rzeszowa, czego miasto potrzebuje od zaraz?

Właśnie to, o czym już mówiłem, czyli opanowanie chaosu budowlanego w mieście. To już jest wielki problem dla dużych grup społecznych. Niekiedy ludzie zaczynają się upominać o swoje prawa w momencie kiedy jest za późno. Kiedy jest już wydane pozwolenie dla deweloperów na budowę obiektów, które kolidują z istniejącą zabudową lub w miejscach, które powinny być chronione ze względu na ogólnospołeczne znaczenie, np. tereny rekreacyjne nad Wisłokiem, czy wzgórza na osiedlu Zalesie.

Pilną sprawą do rozwiązania są problemy komunikacyjne miasta. Ich nie da się rozwiązać od ręki, ale muszą być szybko podjęte. Tutaj nie może być działań pozorowanych. Konieczna jest budowa i przebudowa niektórych węzłów komunikacyjnych, np. na osiedlach Słocina, Wilkowyja, nowy wiadukt nad torami łączący osiedla Kmity i Pułaskiego. Warto podjąć odważne decyzje dotyczące zachęcenia do korzystania z komunikacji MPK.

Pana rywal prezydent Tadeusz Ferenc kieruje miastem od 16 lat. Jak Pan ocenia jego prezydenturę?

Jego prezydenturę należy oceniać na tle poprzednich prezydentów.

Po pierwsze jestem bardzo daleki, żeby osobiście krytycznie oceniać prezydenta Tadeusza Ferenca. Szanuję go za to co robi, poświęca czas i zdrowie na rzecz mieszkańców. Miasto jest czyste, estetyczne. Prezydent przywiązuje do tego wagę, choć wykonawczo zawdzięczamy to ludziom, którzy się tym w mieście zajmują. Słowa uznania należą się pracownikom zieli miejskiej. Tereny zielone w Rzeszowie są bardzo dobrze zaprojektowane i zadbane. Szkoda tylko, że jest ich tak mało. W porównaniu do innych miast wojewódzkich jesteśmy na szarym końcu jeśli chodzi o powierzchnię terenów zielonych.

Na pewno poszerzanie granic Rzeszowa przynosi miastu wiele korzyści. Jednak sposób, w jaki to było robione, skonfliktowało nas z sąsiadami i utrudnia dalszy rozwój miasta, szczególnie w kierunku północnym.

Prezydent Ferenc miał przez te kilkanaście lat rządów złoty czas, kiedy dysponowaliśmy środkami europejskimi. Dotyczy to szczególnie Programu Rozwój Polski Wschodniej, potem Polska Wschodnia. Dzięki nim pięć miast wojewódzkich mogło sięgać po środki po które nie sięgali inni. To pozwoliło na przebudowę głównych ulic, budowę Mostu Mazowieckiego na Wisłoku, inwestycje dot. modernizacji komunikacji miejskiej, olbrzymie inwestycje na uczelniach. To wszystko z tego programu, uruchomionego przez rząd Prawa i Sprawiedliwości w 2007 r.

Na tym tle należy porównywać prezydenturę Tadeusza Ferenca z jego poprzednikami, czyli Andrzejem Szlachtą, Mieczysławem Janowskim i Zdzisławem Banatem. Oni przecież także realizowali duże inwestycje, ale nie dysponowali pomocowymi środkami europejskimi. Bierzmy to pod uwagę.

Szanuję dorobek wszystkich dotychczasowych prezydentów. Jeśli zostanę prezydentem Rzeszowa, zaproponuję wszystkim dotychczasowym prezydentom regularne spotkania w pełnym składzie, wymownym gestem byłoby wspólne składanie wieńca podczas uroczystości państwowych. Tak robiłem z moimi poprzednikami jako przewodniczący regionu NSZZ "Solidarność".

Szanuję wszystkich dotychczasowych prezydentów Rzeszowa, obecnego również. Ale zmiany są potrzebne i będą zmiany.

Jak, w razie wygranej, będzie wyglądała Pana współpraca z radą miasta, z samorządem wojewódzkim, czy samorządami okolicznych gmin?

Bardzo dobrze będzie wyglądała, a mówię to na podstawie swojej dotychczasowej działalności.

Przez cztery kadencje byłem radnym, w tym także przewodniczącym klubu, sejmiku woj. podkarpackiego. Współpracowałem ze wszystkimi radnymi, bez względu na przynależność klubową. Podobnie jest w radzie miasta Rzeszowa. Znam wielu radnych nie tylko z mojego klubu. Na co dzień wielu z nich zachowuje się antypisowsko, ale jak się spotykamy i rozmawiamy o tym jak rozwiązywać konkretne problemy, to się łatwo dogadujemy. Z niektórymi udało się nawet zrobić wiele dobrych przedsięwzięć, choćby zbudować w Rzeszowie pomnik płk Łukasza Cieplińskiego i Żołnierzy Wyklętych. Współpracuję z każdym, kto chce podejść pozytywnie do rozwiązania jakiegoś problemu.

Jestem otwarty na współpracę z każdym. Działalność w samorządzie polega na tym, że rozwiązuje się problemy lokalne mieszkańców. I robi się to wspólnie, a nie przeciwko sobie.

A jak zamierza Pan ułożyć relacje z samorządami gmin sąsiadujących z Rzeszowem ?

Myślę, że to mnie odróżnia od obecnego prezydenta. Moje relacje z sąsiadami są znakomite, z wieloma burmistrzami i wójtami wręcz przyjacielskie. Współpracowałem z wieloma z nich jako wicemarszałek województwa. Wiem, że oni cenią mnie za to, że nie patrzyłem centralistycznie, że tylko sprawy mojego miasta się liczą i są załatwiane ich kosztem.

Przykład poszerzanie granic Rzeszowa. W moim biurze poselskim doszło kiedyś z mojej inicjatywy do spotkania burmistrzów i wójtów okolicznych gmin z udziałem prezydenta Tadeusz Ferenca. Takie spotkanie odbyło się tutaj w biurze posła Prawa i Sprawiedliwości, w budynku regionu "Solidarności". Rozmawialiśmy o tym jak dalej prowadzić poszerzanie granic Rzeszowa, żeby się nie spierać, nie konfliktować, szanować interesy sąsiadów. Padały wtedy deklaracje działania w porozumieniu. Niestety potem prezydent Ferenc wrócił do starej metody; konfliktowania się z sąsiednimi gminami.

Co dalej z poszerzaniem granic miasta?

To powinien być proces naturalny wynikający z tego, że i miasto Rzeszów i okoliczne gminy realizują inwestycje, które są potrzebne wszystkim mieszkańcom. Przykładem niech będzie Droga Południowa bardzo potrzebna dla Rzeszowa, ale potrzebna też dla gmin leżących na południe od miasta. Ten projekt moglibyśmy zrealizować wspólnie. W partnerskiej współpracy zbudować drogi i nawet dwa mosty; jeden położony w Rzeszowie, a drugi w granicach gminy Boguchwała. Żeby to zrobić trzeba współpracować, zdecydować się na realizacje wspólnego projektu.

Zabiegałem o przyłączenie do Rzeszowa Matysówki i Miłocina. Obie te miejscowości od dawna mają wiele naturalnych więzi z miastem. Ich przyłączenie nie spowodowało konfliktu.

Trudno jednak poszerzać miasto np. o gminę Trzebownisko skoro zdecydowanie nie chcą tego jej mieszkańcy. Kiedyś jednak poprzez wspólne inwestycje i rozwój te tereny w sposób naturalny staną się częścią Rzeszowa.

Trzeba współpracować i realizować wspólne inwestycje. Nie należy zachowywać się wedle zasady: nie mój teren nie interesuje mnie współpraca przy ważnym dla mieszkańców Rzeszowa przedsięwzięciu.

Przy każdej kampanii politycznej w Rzeszowie wraca temat co dalej z Pomnikiem Czynu Rewolucyjnego. Dyskusja o jego przyszłości polaryzuje mieszkańców. Czy Pana zdaniem należy go zburzyć, czy też pozostawić?

Rzeszów nie powinien słynąć z tego, że ma w centrum miasta Pomnik Czynu Rewolucyjnego, symbol jednak komunistyczny. Nie oznacza to jednak, że bryła pomnika musi być zburzona i zrównana z ziemią.

Pamiętajmy, że ten pomnik i teren pod nim nie jest własnością miasta. Gdyby jednak był we władaniu miasta, jestem przekonany, że należy doprowadzić do sytuacji takiej, że nie ma na pomniku żadnych rzeźb, tablic, które oddają hołd jakimś czynom rewolucyjnym. Samą bryłę pomnika można przekształcić w sposób innowacyjny, nowoczesny. I wykorzystać ją do zaprezentowania w nowoczesny sposób pozytywnych treści dotyczących historii i współczesności Rzeszowa. Mam przygotowane ciekawe propozycje, które zmieniałyby pomnik. Bryła pomnika może zostać, ale należy uczynić z niej obiekt inny niż jest w tej chwili.
 

 



Źródło: PAP, niezalezna.pl

#Wojciech Buczak #wywiad #Rzeszów #PiS

redakcja