Tu nie ma miejsca na kompromis czy fałszywy pacyfizm. Złudne jest wyobrażanie sobie, że ten imperializm można złamać mniejszym kosztem. To trzeba wywalczyć. Oba nasze narody są tego świadome. Ale też tego, że przy całej trudnej historii, jeśli pozwolimy się podzielić, to zapłacimy za to tak straszną cenę, jaką płacimy od trzystu lat, odkąd pozwoliliśmy się podzielić – od 1648 roku - mówił portalowi niezalezna.pl na Zamku Królewskim, tuż po wystąpieniach prezydentów Polski i Ukrainy, prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski.
Aleksander Mimier, Niezalezna.pl: Rozmawiamy tuż po zakończonych przemówieniach przywódców Polski i Ukrainy. Jakie są pierwsze przemyślenia Pana profesora?
Prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski, Katedra Teorii Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa Uniwersytetu Łódzkiego: Oba przemówienia wyrażały niezłomną wolę obrony niepodległości Ukrainy i solidarności z Ukrainą, że jest to nasza wspólna wojna. Że Rosja niepokonana zbrojnie sama się nie zatrzyma, że będzie dążyła do rozciągnięcia swojego panowania na kolejne kraje, że nam nie wolno dać się zmęczyć tą wojną, cokolwiek będzie robił Zachód, że nie będzie naszej zgody – dwóch największych narodów Europy Środkowej – na to, aby ktokolwiek, ponad głowami Ukraińców, decydował o przyszłym losie i granicach Ukrainy, godząc się na nagrodzenie rosyjskiej agresji zyskami terytorialnymi. My rozumiemy, że nagradzana agresja będzie powtarzana. Na końcu tej drogi są zbiorowe mogiły, także nasze. Nie ma istotnej różnicy w metodach rosyjskich z roku 1940, czyli z Katynia, i z Irpienia, Buczy, i innych miejsc zbrodni rosyjskich w teraz toczącej się wojnie. To są tylko symbole – tego typu tragedie możemy wymieniać przez całe stulecia.
Stoimy teraz u stóp Zamku Królewskiego, a po drugiej stronie Wisły widzimy katedrę św. Floriana, pod którą jest kamień upamiętniający rzeź Pragi, dokonaną przez armię Suworowa. To się nie zmienia, na tym polega inwazja rosyjska z jednoczesnym odmawianiem narodom podbijanym prawa do czegokolwiek. Jeśli Ukraińcy tej inwazji nie złamią, ona ruszy na nas.
Obaj prezydenci dali wyraz świadomości tego faktu. Świadomi tego jesteśmy też my, Polacy. Od naszego wspólnego wysiłku – Polaków i Ukraińców – zależy los także naszych mniejszych sąsiadów, których potencjał – przy całym ich bohaterstwie i męstwie, które w chwili próby by okazali – nie wystarczy do obrony.
Jeśli rosyjski imperializm nie zostanie zbrojnie złamany na Ukrainie to będą jego kolejne przejawy i agresje, kolejne groby, kolejni ludzie, którym Rosjanie będą strzelali w potylicę, jak w Katyniu czy w Buczy. Tu nie ma miejsca na kompromis czy fałszywy pacyfizm. Złudne jest wyobrażanie sobie, że ten imperializm można złamać mniejszym kosztem. To trzeba wywalczyć. Oba nasze narody są tego świadome. Ale też tego, że przy całej trudnej historii, jeśli pozwolimy się podzielić, to zapłacimy za to tak straszną cenę, jaką płacimy od trzystu lat, odkąd pozwoliliśmy się podzielić – od 1648 roku [Powstanie Chmielnickiego -red.].
Obaj liderzy cytowali św. Jana Pawła II. Jaką renomą cieszy się papież Polak na Ukrainie?
Msze papieskie na Ukrainie były największymi zgromadzeniami publicznymi w historii Ukrainy, do których ktoś przemawiał po ukraińsku. Bo Jan Paweł II mówił do nich po ukraińsku. Trzeba też pamiętać, że Ojciec Święty w czasie swojej homilii w Kijowie dokonał aktu narodotwórczego. Odwołując się do Ewangelii, powiedział, że to Kijów był Jerozolimą wschodniej Słowiańszczyzny, a Dniepr był jej Jordanem. On nie dopowiedział tej myśli, ale dla wszystkich rozumiejących było jasne, że Jan Paweł II powiedział: „to tu, w Kijowie jest metropolia prawosławia wschodniego, a nie w Moskwie, która uzurpuje sobie tytuł III Rzymu. To tu jest metropolia – tam jest tylko prowincja”. To było podniesienie narodowej dumy Ukrainy.
To wszystko jest pamiętane na Ukrainie. A w kontekście wojny, gdy Ukraina znów zasłania Europę krwią swoich córek i synów, brzmi tym mocniej. Stąd nie jest zaskakujące, że przywoływane były słowa Jana Pawła II. Także te, nawołujące Polaków i Ukraińców do przebaczenia i pojednania, mimo ciężkich kart historii. Przypomniane zostało, że nasz wielki rodak Jan Paweł II postawił to nam jako zadanie do wykonania. Jednocześnie – obok wymiaru moralnego – to nakaz jak najsurowszy oczywistego pragmatyzmu politycznego, aby połączyć siły dla wspólnego ocalenia.
Tylko Polacy i Ukraińcy zawsze tu pozostaną. Siły zewnętrzne raz przychodzą, raz odchodzą. Nie wolno wchodzić w logikę powieściowego [Ignacego] Rzeckiego, który do śmierci czekał na Napoleona, który przyjdzie i wyzwoli Polskę. On pojawił się raz i nigdy więcej nie przyszedł. Chcę przez to powiedzieć, że przy całej wartości wsparcia, skądkolwiek na świecie ono przyjdzie, przy całym nakazie politycznym jego przyciągania, przy całej nadziei, że zostanie jak najdłużej, trzeba pamiętać, że nie zostanie wiecznie. Wiecznie będziemy tutaj tylko my i Ukraińcy, Litwini, Białorusini, Łotysze, Estończycy… Czynniki zewnętrzne oby jak najdłużej na naszą korzyść oddziaływały, ale to czas dany nam, aby zbudować konstrukcję na tyle silną, aby się oparła także wtedy, gdyby wsparcia zewnętrznego zabrakło. W tej chwili nic nie wskazuje na to, że miałoby go zabraknąć, ale mamy czas na budowanie własnej siły. To pobrzmiewało w tych przemówieniach. Wielkość przywódców polega także na tym, że mówią swoim współobywatelom prawdę, nawet jeśli jest trudna do wykonania, jeśli jest wezwaniem do ofiar.
Polacy i Ukraińcy mają największe siły, mogą więc dźwignąć najcięższe brzemiona. Ale pamiętajmy, że nie robimy tego wyłącznie we własnym interesie, bo w interesie samego istnienia Litwy, Łotwy, Estonii, Białorusi, Mołdawii, Gruzji… Wszystkich narodów, które są zagrożone przez Rosję.
Prezydent Zełenski mówił o odpowiedzialności Rosji za Bykownię, Buczę, Katyń i Smoleńsk. Interesuje mnie zdanie Pana profesora na temat ostatniego wymienionego miasta.
To uznanie katastrofy smoleńskiej za zamach, zbrodnie popełnioną na rozkaz Putina. Wątpliwości co do tego, czy Putin byłby moralnie zdolny do popełnienia takiej zbrodni, nikt mieć nie może. Miał do tego warunki techniczne. Dopóki nie będziemy mieć dostępu do archiwów moskiewskich, wielu rzeczy się nie dowiemy.
Wszystkie rzeczy, które w sensie politycznym słyszeliśmy, jak na przykład to, że od pierwszych chwil po katastrofie rozmaici urzędnicy rosyjscy wypowiadali się na jej temat, jest silną przesłanką na rzecz tezy o zamachu. Urzędnicy rosyjscy, gdyby nie mieli instrukcji, co mają mówić, nic by nie mówili. Musieli być do tego przygotowani.
Nie ma żadnych przesłanek co do tego, żeby powiedzieć, że nie jest możliwe, że to był zamach rosyjski. Często miałem okazję rozmawiać z ludźmi z Ukrainy czy z Białorusi – tam nikt nie ma wątpliwości. Ci, którzy są bliżej Rosji, nigdy nie mieli wątpliwości co do tego, kto jest za to odpowiedzialny.