Kompletnym niewypałem zakończył się Strajk Kobiet w formie samochodowej w Kielcach. Uczestnicy mieli przejechać samochodami do centrum miasta, jednak już na początku przejazdu policja zatrzymała m.in. organizatorkę manifestacji. Wiele spraw trafi do sądu.
- Policja rozbiła naszą blokadę. Nas wstrzymała, a ludziom kazała jechać, żeby nie blokowali bezpodstawnie ulicy
– relacjonowała na Facebooku Małgorzata Marenin, organizatorka protestu.
Policja potwierdza, że uczestnicy manifestacji byli zatrzymywani i legitymowani m.in. z powodu przejeżdżania przez skrzyżowanie na czerwonym świetle.
- Podejmowaliśmy interwencje wobec kierowców, którzy naruszali przepisy ruchu drogowego, m.in tamowali i utrudniali ruch, nie stosowali się do sygnalizacji świetlnej. Był też przypadek korzystania w trakcie jazdy z telefonu
– powiedział Karol Macek, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Kielcach.
Policja na razie nie informuje, ile osób zostało ukaranych. Macek potwierdził natomiast, że interwencje będą kończyły się kierowaniem wniosków do sądu.
- Sporządzamy dokumentację w celu skierowania wniosków o ukaranie do sądu. Bierze się to stąd, że po raz kolejny mieliśmy do czynienia z tymi samymi osobami. W poprzednich przypadkach stosowaliśmy m.in. pouczenia, jednak w związku z tym, że te osoby w dalszym ciągu nie stosują się do przepisów, musieliśmy zastosować inne dozwolone sankcje
– dodał.
Z informacji zamieszczonych w mediach społecznościowych wynika, że chęć udziału w proteście zadeklarowało około 60 osób. Media lokalne podają, że ostatecznie ulicami Kielc przejechała kilkunastosamochodowa kolumna.