Sprawdzamy dane ze spotu Koalicji Obywatelskiej. Ile czeka się na wizytę do kardiologa dziecięcego?
Czy do kardiologa dziecięcego czeka się rzeczywiście ponad 11 miesięcy, tak jak przedstawiono to w najnowszym spocie wyborczym Koalicji Obywatelskiej? Okazuje się, że rzeczywistość jest zgoła inna. Owszem, są placówki, które mają odległe terminy leczenia (głównie w stolicy), ale do wielu z nich można dostać się... niemalże natychmiast. Ot, cała kolejka!
Do lekarzy specjalistów są ogromne kolejki - taki wydźwięk miał mieć fragment spotu Koalicji Obywatelskiej, w którym padają następujące słowa:
"Marysia 11 miesięcy czeka na wizytę u kardiologa"
- mówi zatroskany mężczyzna, patrząc na dziewczynkę.
W tej kwestii rzeczywistość jest jednak mocno nagięta. Sprawdziliśmy, ile czeka się na wizytę do kardiologa dziecięcego. Okazuje się, że - w większości przypadków - zdecydowanie krócej, niż zostało to przedstawione w spocie Koalicji Obywatelskiej.
Informacje o terminach wizyt można znaleźć w informatorze o terminach leczenia na portalu Narodowego Funduszu Zdrowia. Trzeba tylko chcieć...
Okazuje się, że w Grudziądzu, Krakowie, Wrocławiu, Bydgoszczy i Lublinie do kardiologa dziecięcego można dostać się od razu! Jeden dzień trzeba poczekać w Gdańsku.
Nieco dłużej jest w pozostałych placówkach - sześć dni w Katowicach, szesnaście dni w Szczecinie i 66 dni w Zabrzu. Gorsza sytuacja jest w Łodzi (terminy na styczeń i luty 2020 roku) i Poznaniu (na maj 2020 roku).
Najtrudniej dostać się do kardiologa dla dzieci w warszawskich placówkach - Centrum Zdrowia Dziecka (termin na sierpień 2020) i Uniwersyteckie Centrum Kliniczne (luty 2021).
Prezentowane dane są dość świeże, bo pochodzą maksymalnie sprzed tygodnia - w bazie znajdujemy terminarz ze stanem na 20 września, 23 września lub 25 września (w zależności od tego, kiedy dana jednostka ostatni raz robiła aktualizację). Można więc powiedzieć, że jest to wiarygodne źródło o obecnej sytuacji, jeżeli chodzi o wizyty u kardiologa dziecięcego w Polsce.
Spot Koalicji Obywatelskiej jest dziś mocno komentowany w sieci. Okazało się bowiem, że kobieta występująca w klipie to w rzeczywistości piosenkarka disco-polo, chwaląca się w mediach społecznościowych zdjęciami z wyprawy na Malediwy. Z kolei mężczyzna jest łudząco podobny do aktora, występującego w paradokumentach TVN. W filmie, który miał pokazać "biedę polskiej rodziny", pojawił się także rekwizyt - drogi telefon na stole.
Źródło: terminyleczenia.nfz.gov.pl, niezalezna.pl
