Właśnie ukazała się najnowsza książka Jürgena Rotha „Smoleńsk 2010. Spisek, który zmienił świat”. Autor, znany niemiecki dziennikarz śledczy, publikuje w niej treść raportu funkcjonariusza BND o przyczynach katastrofy smoleńskiej. Z dokumentu, którego wygląd jako pierwsza ujawniła „Gazeta Polska”, wynika, że tragedia smoleńska to zamach przeprowadzony przez rosyjskie służby specjalne. Czy mamy do czynienia z bardzo profesjonalną fałszywką, czy też jednak z prawdziwymi, szokującymi dokumentami? „GP” postanowiła sprawdzić niektóre tropy.
Tajemnica maila z Zakonu św. Łazarza
Treść cytowanego przez Rotha raportu źródłowego funkcjonariusza BND jest jednoznaczna: polski polityk T. zlecił przygotowanie zamachu rosyjskiemu generałowi FSB Jurijowi Desinowowi, a ten uruchomił do tego zadania 15-osobowy oddział specjalny pod kierownictwem Dmytra Stelanowego. Załączniki do raportu wskazują, że gen. Desinow był znany niemieckim służbom z operacji przeciwko rosyjskiemu gangowi handlującemu bronią i papierosami. Jest też inna informacja: wywiad Niemiec miał ściągnąć Desinowa do tego kraju, by generał – do 2011 r. doradca afgańskiego prezydenta Hamida Karzaja – pomógł Berlinowi nawiązać kontakty z mułłą Mohammadem Omarem, przywódcą afgańskich talibów.
„Desinow otrzymał wizę. Jego wjazd był możliwy pod pozorem wizyty w Zakonie św. Łazarza” – czytamy w raporcie funkcjonariusza BND. Jeden z załączników do tajnego raportu BND to właśnie e-mail będący zaproszeniem Desinowa i trojga innych Rosjan (lub Ukraińców), wysłany rzekomo 12 lipca 2010 r. przez dr. Klausa Herbsta z Zakonu Rycerzy św. Łazarza. Ów zakon to ekumeniczna chrześcijańska organizacja, otwarta na wszystkich chrześcijan, niezależnie od wyznania – choć pozostająca pod duchowym patronatem Kościoła melchickiego (wspólnota katolicka na Bliskim Wschodzie).
„Gazecie Polskiej” udało się skontaktować z dr. Herbstem, skarbnikiem Zakonu. Zapytała go, czy 12 lipca 2010 r. faktycznie zapraszał obywateli Rosji lub Ukrainy do Niemiec. Herbst z początku nie pamiętał szczegółów wiadomości sprzed sześciu lat, lecz odnalazł ją w archiwum swojej poczty internetowej. Potwierdził, że pisał do gości ze Wschodu, którzy mieli pomóc w ustanowieniu jurysdykcji św. Łazarza na Ukrainie. „Gazeta Polska” odczytała mu dokładną treść e-maila, jaka znajdowała się w załączniku do tajnego raportu BND. Zdziwiony Herbst potwierdził, że zgadza się ona z treścią wysłanej przez niego wiadomości niemal w 100 proc. Jednak…
Czym konkretnie różni się e-mail napisany przez Niemca od załącznika do raportu BND? Chodzi o fragment: „Cieszymy się, że możemy dziś wystosować pod adresem państwa grupy (Konstiantyn Zapalskyj, Rostyslav Todorovych, Svitlana Shynkarenko, Yurij Desinov) zaproszenia do złożenia wizyty w Niemczech. Szczególnie cieszy nas to, że będziemy mogli powitać w Berlinie członka grupy Yurija Desinova w 30. tygodniu kalendarzowym (od 26 do 31 lipca 2010 roku)”. Otóż w oryginalnej wiadomości, wysłanej 12 lipca 2010 r. przez Herbsta, w nawiasie pada jedynie nazwisko Zapalskyj, natomiast trzech pozostałych, w tym Desinowa, nie ma. Nazwisko Desinowa nie pojawia się też w następnym zdaniu wiadomości ani w żadnej innej części e-maila. Musiało więc zostać dopisane później. Przez kogo i w jakim celu?
Klaus Herbst zdradził „Gazecie Polskiej”, że treść wiadomości znana była jedynie władzom Zakonu św. Łazarza oraz niemieckiej ambasadzie w Kijowie. To do tych adresatów skierowany był bowiem jego e-mail.
Istnieją zatem dwie możliwości. Albo ktoś cynicznie (na potrzeby książki Rotha lub w celu prowokacji) spreparował fałszywkę, dopisując Desinowa i dwa inne nazwiska. Albo dodanie trzech nazwisk było częścią faktycznej operacji służb niemieckich, które za plecami Herbsta i Zakonu św. Łazarza – posługując się autentycznym e-mailem wysłanym do ambasady – chciały dać wizę Desinowowi i dwóm innym osobom pod przykrywką członków organizacji religijnej.
Sam Herbst twierdzi, że na wysłaniu e-maila się skończyło i że ani zapraszany przez niego Zapalskyj, ani nikt inny z jego środowiska u niego się nie zjawił. Niemiec przekazał "Gazecie Polskiej" jeszcze jedną ciekawą informację: w 2010 r. zaobserwował zaskakująco duże zainteresowanie Zakonem św. Łazarza osób i organizacji religijnych ze Wschodu.
Niemcy, Rosja i mułła Omar
„Gazeta Polska” przyjrzała się też innemu wątkowi sensacyjnych ustaleń Rotha. W pochodzącym z 14 sierpnia 2010 r. załączniku do raportu BND – jak już było wspomniane – zawarta jest informacja, że gen. Desinow zaoferował niemieckim służbom dotarcie do afgańskiego mułły Omara. Rozmowy w tej sprawie toczyły się – według dokumentu – od 2010 r. I rzeczywiście: tamten okres to czas zintensyfikowanych kontaktów niemiecko-rosyjskich w sprawie Afganistanu, a jednocześnie próba zbliżenia się służb niemieckich do Omara.
Fakty – jak sprawdziła „Gazeta Polska” – wyglądają następująco. W marcu 2010 r. do stolicy Niemiec przyjechał Wiktor Iwanow, ówczesny dyrektor Federalnej Służby Kontroli Narkotykowej, były oficer KGB, były szef FSB i zaufany człowiek Władimira Putina. Iwanow zjawił się w Berlinie na zaproszenie Niemieckiej Rady Stosunków Zagranicznych – wpływowego think tanku. Oficjalnie tematem rozmów był problem narkotyków w Afganistanie (Iwanow jest znawcą tego kraju, gdyż w latach 80. pracował tam jako oficer KGB). Ale jednym z uczestników spotkania był August Hanning, w latach 1998–2005 szef niemieckiego wywiadu. Czy faktycznie rozmawiano o opium, czy też o Omarze?
Tego oczywiście ustalić się nie da, ale już w kwietniu 2010 r. Bernd Mützelburg, niemiecki dyplomata, po raz pierwszy spotkał się w Zatoce Perskiej z przedstawicielem mułły Omara – Tayyabem Aghą. Misję tę – oficjalnie zatwierdzoną przez Angelę Merkel – zlecił mu Michael Steiner, od kwietnia 2010 r. specjalny przedstawiciel niemieckiego MSZ ds. Afganistanu i Pakistanu. Waszyngton nazwał to spotkanie „przełomowym”, wcześniej bowiem podobne próby kończyły się fiaskiem. Sukces Niemców był na tyle duży, że w maju 2011 r. kolejne spotkanie – tym razem reprezentantów Omara i Amerykanów – odbyło się w Monachium.
Czy fakty te uprawdopodobniają wersję znaną z książki Rotha? I tak, i nie. Z jednej strony tło rzekomej operacji BND jest bardzo realistyczne, a chronologia wydarzeń mogłaby wskazywać na wpływ Rosjan na nawiązanie kontaktu Berlina z afgańskim mułłą. Z drugiej – autor raportu sugeruje, że propozycja Desinowa do sierpnia 2010 r. nie została podjęta przez niemieckie służby, choćby z tego powodu, że „szef BND E. Uhrlau miał znać okoliczności” tej oferty dopiero „od 06.08.2010”. Wykluczałoby to rolę Desinowa w nawiązaniu kontaktu Berlina z afgańskim mułłą.
Współpraca: Maciej Marosz
Reklama