Duże pożary sortowni śmieci w Warszawie i Olsztynie. Potężny pożar składowiska opon w Trzebini. Gigantyczny pożar na nielegalnym wysypisku w Zgierzu. W ostatnim czasie wysypiska i sortownie płoną coraz częściej. Z jakich powodów? Ekspert mówi nam, że po pierwsze: nie płoną składowiska, a magazyny odpadów, a po drugie: jest to idealny sposób dla niezaradnych, żeby się pozbyć niewygodnego balastu.
25 maja br. na nielegalnym wysypisku śmieci w Zgierzu wybuchł gigantyczny pożar. Gdy jeszcze wczoraj gasiło go 250 strażaków, sprawą już zajęła się prokuratura, której śledczy nie wykluczają celowego podpalenia. Nadal jest obawa o skażenie środowiska, lokalni działacze Prawa i Sprawiedliwości mówią o katastrofie ekologicznej, zaś partia Razem domaga się natychmiastowej dymisji starosty powiatu z PSL-u. Powód? Śmieci sprowadzone do naszego kraju m.in. z Włoch, Szwajcarii, czy Niemiec miały być zutylizowane na wysypisku, które… już od miesiąca działa nielegalnie. Nie jest to jedyny taki przypadek.
Rodzi się zatem pytanie, jak to jest ze współodpowiedzialnością samorządów za bezpieczeństwo gospodarki odpadami. Czy ci, którzy powinni podlegać kontroli faktycznie są kontrolowani i czy samorząd patrzy im na ręce?
Niespełna rok temu Gazeta Polska pisała o sprawie firmy ATF (wówczas Eko Fiuk). Jak wskazywaliśmy na portalu Niezależna.pl, istniały poważne obawy, że polski rynek odpadów, warty około 3,5 miliarda złotych, może zostać wkrótce zdominowany przez wielkie zagraniczne firmy, głównie z Niemiec. Informowaliśmy zarazem, że nieliczne rodzinne polskie firmy – jak zachodniopomorska ATF – poddawane są próbom brutalnej eliminacji z rynku. Wszystko odbywało się przy udziale niemieckich mediów i samorządowców z PO.
Firma, m.in. dzięki interwencji dziennikarzy Gazety Polskiej, w czerwcu ubiegłego roku otrzymała status RIPOK (regionalnej instalacji przetwarzania odpadów komunalnych) ale co przeszła, to przeszła.
Jak z perspektywy branży wygląda kwestia ostatnich pożarów wysypisk w całej Polsce pytamy przedstawiciela branży odpadowej Agnieszkę Fiuk.
W doniesieniach medialnych ciągle słyszymy o tym, że pożary mają miejsce na wysypiskach, na składowiskach odpadów, podczas gdy tak nie jest
– mówi w rozmowie z portalem niezalezna.pl i zaznacza, że w rzeczywistości za każdym razem płoną albo magazyny odpadów, albo miejsca zbierania odpadów, czyli „miejsca dla których wydano, bądź nie, taką decyzję”.
Nie są to składowiska odpadów. Składowiska odpadów są paradoksalnie względnie bezpiecznymi pożarowo instalacjami, szczególnie te, wyposażone w systemy do czynnego odgazowywania złoża, a takich jest w Polsce większość
– podkreśla, dodając, że „czarny pijar rozlewa się na składowiska odpadów, które nie mają z tym tak naprawdę nic wspólnego”.
Te wszystkie przypadki, które teraz obserwujemy to po prostu magazyny odpadów, nad którymi utracono kontrolę i to jest chyba prosty sposób, żeby się ich pozbyć
– stwierdza Agnieszka Fiuk.
Temat jest dziwny i niepokojący
O to, dlaczego legalne wysypiska mają tak solidną, że wręcz utrudniająca funkcjonowanie kontrolę, a inne nie są kontrolowane wcale i płoną, zapytaliśmy właściciela składowiska w Zakroczymiu Piotra Gołęgowskiego.
Temat jest ciekawy, a zarazem nadzwyczaj niepokojący. Te pożary występują już nie od dziś i dziwnie się nasilają w ostatnim czasie. To wynika z wielu rzeczy. Wydaje mi się, że w Polsce na siłę próbujemy wdrażać przepisy obwiązujące w UE, co jest dobrym kierunkiem, ale nie we wszystkich dziedzinach jesteśmy dobrze przygotowani
– mówi.
Jak podkreśla, działa szereg – lepiej i gorzej – działających obiektów, również tych nielegalnych, których „jest bardzo dużo i które są wyłączone z jakiejkolwiek kontroli”. „Często urzędy wiedzą o ich funkcjonowaniu, ale są dobrze umocowane i dzięki temu wyłączone z realnego nadzoru”.
Zwraca uwagę na fakt, że mamy jednak „kulawe przepisy” oraz stawia pytanie, dlaczego do Polski trafia tyle odpadów dziwnego pochodzenia i to głównie z krajów zachodnich.
Zresztą jego własne składowisko odpadów, działające od kilkudziesięciu lat w Zakroczymiu (województwo mazowieckie), borykało się z ciekawym problemem. Władze chciały bowiem, by zostało zamknięte. Ale nie dlatego, że się zapełniło i zostało zrekultywowane. Wprost przeciwnie.
Mimo, że w 2014 r. instalacja została rozbudowana i zmodernizowana, do tej pory nie jest uwzględniona w Wojewódzkim Planie Gospodarki Odpadami (WPGO) jako Regionalna Instalacja Przetwarzania Odpadów (RIPOK). Dlatego też instalacja, mimo bliskiego sąsiedztwa z Warszawą, boryka się z brakiem odpadów, a więc działa w bardzo ograniczonym zakresie. W tym samym czasie bez większych problemów mogą funkcjonować i rozwijać się magazyny i wysypiska (nie zawsze legalnie działające), zlokalizowane w różnych rejonach kraju.