Przed Sądem Okręgowym w Koszalinie rozpatrywano w czwartek apelację Mariusza Mellinga, skazanego w pierwszej instancji za to, że podczas tzw. Marszu Równości w Koszalinie w kwietniu 2019 roku... naruszył przepisy o ochronie przyrody, używając nagłośnienia. O sprawie Mellinga pisała "Gazeta Polska Codziennie" oraz portal Niezależna.pl.
Wiosną ubiegłego roku po Polsce podróżował objazdowy Marsz Równości, który zawitał również do Koszalina. Działacze pro-life z Gorzowa Wielkopolskiego, a wśród nich m.in. obwiniony Mariusz Melling, przybyli do Koszalina busem oklejonym informacjami o prawdziwej naturze homoseksualizmu i zagrożeniach jakie niosą za sobą praktyki homoseksualne. W ciągu jednego dnia samochód był pięciokrotnie kontrolowany przez Policję, przy czym trzy z tych kontroli były bardzo skrupulatne. W końcu policja odebrała dowód rejestracyjny pod pozorem wycieku oleju i bus musiał wrócić do Gorzowa na lawecie. Policja próbowała także nałożyć mandat za używanie nagłośnienia, czyli złamanie przepisów o ochronie środowiska.
Mariusz Melling odmówił wówczas przyjęcia mandatu powołując się na prawo do zorganizowania spontanicznego zgromadzenia. Jest to forma dopuszczalna, gdy zgromadzenie dotyczy okoliczności, o których wiedzy nie można było powziąć wystarczająco wcześnie, by spełnić wymogi formalne, a zorganizowanie zgromadzenia w innym czasie nie miałoby sensu. Sprawa trafiła do sądu, który w pierwszej instancji uznał Mariusza Mellinga winnym i skazał na 500 zł grzywny i pokrycie 100 zł kosztów sądowych.
Argumentacja o spontanicznym zgromadzeniu została przez sąd odrzucona.
Podczas rozprawy apelacyjnej Sędzia Sądu Okręgowego w Koszalinie Bogdan Lewandowski zmienił zaskarżony wyrok, pozostawiając stwierdzenie winy i odstępując od wymierzenia kary.
Obecny na rozprawie Paweł Piekarczyk stwierdził, że taki wyrok nie jest satysfakcjonujący.
Oznacza on, że sąd okręgowy zajął stanowisko ograniczające prawo do zgromadzeń. Cała sprawa, gdy za zorganizowanie spontanicznej kontrdemonstracji przeciwko demoralizacji podczas tzw. Marszu Równości kara jest nakładana na podstawie przepisów o ochronie środowiska niebezpiecznie przypomina czasy komunizmu, gdy skazywano działaczy rozrzucających ulotki za zaśmiecanie miasta. To nie jest dobra praktyka
- zauważył Piekarczyk.
Dodatkowo trzeba zauważyć, że sam pomysł, by zwracać uwagę na nagłośnienie kontrdemonstracji w czasie, gdy po mieście idzie Parada Równości, wydaje się być dość abstrakcyjny. Nie może być tu mowy o naruszeniu ciszy, czy przepisów ekologicznych, bo tak czy inaczej hałas wokół jest ogromny. To po prostu była prymitywna represja
- dodał Paweł Piekarczyk.
Na rozprawie licznie zgromadziła się publiczność. Obecny był między innymi ks. Henryk Grządko - Duszpasterz Stowarzyszenia Brata Krystyna z Gorzowa Wielkopolskiego, czy Kazimierz Sokołowski - działacz pro-life z Gorzowa. Obecni byli również działacze Klubu "Gazety Polskiej" z Koszalina oraz działacze pro-life ze Szczecina.