10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Prof. Witold Modzelewski: W konstrukcji opłaty od reklam nie widzę zagrożenia dla mediów

Prof. dr hab. Witold Modzelewski w rozmowie z Niezalezna.pl odniósł się m.in. do rzekomego zagrożenia dla wolności słowa w związku z planami wprowadzenia w Polsce tzw. składki od reklam. - Na razie jesteśmy w sferze takiej „werbalnej młócki”, czyli naszej debaty politycznej, która ma niewiele wspólnego z rzeczową dyskusją. Jeżeli ktoś twierdzi, że „ta wysokość obciążenia jest już dyskryminująca” oraz ma na celu „wyeliminowanie z rynku” określonych podmiotów, to trzeba to udowodnić. W samej konstrukcji projektowanej opłaty od reklam nie widzę potwierdzenia tej tezy - ocenił prezes Instytutu Studiów Podatkowych.

Prof. Witold Modzelewski
Prof. Witold Modzelewski
Telewizja Republika/printscreen

Przemysław Obłuski: W wykazie prac legislacyjnych rządu pojawił się projekt ustawy, której konsekwencją będzie wprowadzenie składki z tytułu reklamy internetowej i reklamy konwencjonalnej. Czy pana zdaniem tego typu nowa danina jest uzasadniona fiskalnie i społecznie?

Prof. Witold Modzelewski: Odpowiadając na pana pytanie chciałbym poruszyć dwa problemy. Pierwszym problemem jest ta część finansów publicznych, do której ta danina miałaby być wpłacana - to jest jedna „bajka”, a drugi problem, to jest sama danina. Danina może być dochodem budżetowym - czy nazwiemy ją podatkiem, czy opłatą to nie ma żadnego znaczenia – a może być też daniną, która jest wpłacana na określone fundusze pozabudżetowe. Każde z tych zagadnień wymaga odrębnej analizy, bo z punktu widzenia tego pierwszego problemu, no to zgódźmy się – kwoty, które są do uzyskania z tego tytułu, zwłaszcza z perspektywy NFZ, nie są decydujące o kondycji finansowej tego funduszu. Narodowy Fundusz Zdrowia dysponuje kwotami, które zamykają się w okolicach 100 mld zł, a więc prognozowana kwota z tyt. tej opłaty od reklam ok. 800 mln zł to nie są pieniądze, które zdecydują o jakości i kondycji finansowej służby zdrowia. Wszyscy przecież są zgodni co do tego, że trzeba zwiększyć wydatki na służbę zdrowia, choć jak złośliwi twierdzą, w NFZ można „wlać” dowolną kwotę pieniędzy, a między wielkością tych wpływów, a jakością funkcjonowania tej struktury trudno jest udowodnić związek przyczynowo skutkowy. Natomiast dla dwóch pozostałych funduszy [Narodowego Funduszu Ochrony Zabytków oraz Funduszu Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów-red] wydaję się, że argumentacja dot. konieczności obciążenia biznesu reklamowego na ich rzecz jest trafna. Mówimy tutaj o sferach, które są kompletnie w Polsce niedofinansowane. 

Kraj, który nie ma pieniędzy na finansowanie swoich twórców, jest krajem, który zatraca swoją tożsamość. Polska tożsamość tworzona nie jest związkiem krwi, ale przede wszystkim przez wspólnotę językowo-kulturową, związki świadomości kulturowej i estetycznej. To, że liberalna demokracja spowodowała pauperyzację naszej kultury, świadczy o tym, że musi istnieć państwowy mecenat, który obecnie jest niedostateczny. Jak nie będziemy wspierać własnej twórczości artystycznej, to prędzej czy później będziemy tylko plagiatorami, zatracimy to, co jest istotą naszej tożsamości.  

Jeżeli ten wielki biznes reklamowy ma w jakiejś części finansować w Polsce kulturę, to mówię zdecydowanie - tak.

Nawet za bardziej zasadne uważałbym powiązanie tej daniny z tym celem, a nie z tym pierwszym, bo jeżeli ktoś chce więcej pieniędzy na NFZ, to ja mogę od razu pokazać lukę w opodatkowaniu wyrobów przeznaczonych do palenia, lukę w opodatkowaniu alkoholu (etanol w piwie jest trzy razy niżej opodatkowany niż w wódce) i łącznie znajdziemy tu nie 800 mln zł, ale 7 miliardów. Trzeba tylko chcieć to wprowadzić – tam są pieniądze, nie tutaj.

A jak pan ocenia wątek podatkowy zawarty w tym projekcie?

To, że trzeba opodatkować działalności, które są dziś poza systemem podatkowym jest raczej oczywiste. Nie możemy być państwem postkolonialnym, jak to jeden z posłów niedawno powiedział – „bananową republiką”, która się podporządkowuje interesom koncernów, które nie chcą płacić podatku w takich małych państwach jak nasze (one zresztą nie chcą płacić i w większych państwach).

Jeżeli te usługi są świadczone w Polsce i nie są w ogóle opodatkowane, bo podmioty, które świadczą te usługi przy pomocy platform cyfrowych w ogóle nie płacą w Polsce żadnych podatków, to przechodzimy dziś test naszej (rzeczywistej) niepodległości. Jeżeli jesteśmy niepodlegli, to także wobec tych koncernów, które nie chcą w Polsce płacić podatków.

Mówię o tych, które dlatego nie płacą, bo nie maja w Polsce żadnej podmiotowości podatkowej. Ta część jest oczywista. Trzeba nad tym pracować, opodatkować to na zasadach ogólnych, jeżeli uważamy się za państwo suwerenne. Jeśli idzie o podmioty, które już w Polsce podatki płacą i będą musiały dodatkowo zapłacić ten podatek obrotowy od wartości emitowanych reklam, to dobrze, że zaczęliśmy o tym dyskusję: tu przecież idzie o pieniądze a nie np. o wolność słowa, bo reklamowany jest biznes, który ma duży wpływ na zakres tej wolności; nikt przecież nie skrytykuje firmy, której daje zarobić na zleceniach reklamowych.

Jak pan zapewne wie, w związku z tym projektem pojawiły się liczne protesty „w obronie wolności słowa”, a niektórzy nawet mówią już o niekonstytucyjności planowanych rozwiązań. Padają też zarzuty, że nowa opłata ograniczy wolność działalności gospodarczej.

Tu chodzi o biznes. Debata polityczna na ten temat nie bardzo się mieści w kategoriach racjonalnej debaty ludzi, którzy nie są politykami. Ja się do języka politycznego w Polsce zupełnie nie nadaję, bo uważam, że na tym polu dominują debaty pozorne. Dyskusja zakłada jakiś element dobrej wiary i minimalny poziom rzetelności argumentacji. Opodatkowanie powinno się oceniać także z perspektywy wartości pozafiskalnych, bo obowiązek ponoszenia danin publicznych jest obowiązkiem konstytucyjnym. Rozwiązanie daninowe można oceniać w kategoriach pozafiskalnych, jeżeli godzą w inne wartości konstytucyjne. Przykład rządów Leszka Balcerowicza – „przy pomocy podatków trzeba restrukturyzować (czyli  wyniszczyć sektor państwowy) – z perspektywy konstytucyjnej na pewno było to bezprawiem. Podatki nie służą wyniszczeniu żadnego sektora, ale służą dochodom budżetowym. Czy ta konstrukcja owej daniny jest nadużyciem władzy (w znaczeniu, że nie ma ona celu fiskalnego, ale ukryty, ważniejszy cel pozafiskalny)? Nie przedstawiono dostatecznych argumentów, które potwierdzają, żeby tak jednoznaczny pogląd np. o ograniczeniu wolności słowa, o dyskryminowaniu niezależnych mediów przedstawić przy pomocy tej daniny. Jeżeli ktoś stawia taką tezę, musi ją udowodnić. Na razie takiego dowodu nie przedstawiono, ani przez analizę tych przepisów, a także analizę tych projektowanych przepisów z perspektywy wzorców konstytucyjnych. Jeśli ktoś jest to w stanie udowodnić – bardzo proszę – z chęcią ustosunkuję się do tego zarzutu. 

Na razie jesteśmy w sferze takiej „werbalnej młócki”, czyli naszej debaty politycznej, która ma niewiele wspólnego z rzeczową dyskusją. Jeżeli ktoś twierdzi, że „ta wysokość obciążenia jest już dyskryminująca” oraz ma na celu „wyeliminowanie z rynku” określonych podmiotów, to trzeba to udowodnić. W samej konstrukcji projektowanej opłaty od reklam nie widzę potwierdzenia tej tezy.

Obecnie mamy do czynienia jedynie z założeniami, ale słychać zapowiedzi, że ta nowa danina nie będzie uderzała w najmniejsze podmioty. Obowiązek wnoszenia opłaty od reklam ma być obwarowany dość wysokim progiem przychodów z tego tytułu.

To może być przedmiotem merytorycznej dyskusji. Jeżeli będziemy mieli do czynienia z przypadkiem, że ten kto ma mniejsze obroty nie płaci daniny, a ten kto ma większe już ją płaci, to znaczy, że mamy do czynienia z takim „minimum wolnym od podatku”, czyli w istocie jest to jest inaczej zapisana progresja obciążenia. Moim zdaniem, ta danina nie ograniczy swobody działalności gospodarczej w ten sposób, że wyeliminuje jakąś część podmiotów z tego rynku i nie ma istotnego celu pozafiskalnego. Jeżeli ktoś jest w stanie przedstawić odmienne argumenty, to należy ich wysłuchać: na razie ich nie słyszymy.

Jak już zaczyna się w tej sprawie pani Věra Jourová wypowiadać, to już jest czysta polityka. Brakuje jeszcze pana Timmermansa, bo przecież wiadomo, że cokolwiek w Polsce zrobimy, to będzie źle. Jak się z tego projektu wycofamy, to też będzie źle.

No właśnie. Wiele państw w Europie pobiera już tego rodzaju opłatę. Nie słyszałem zarzutów ze strony Brukseli o łamaniu w związku z tym wolności słowa, a w przypadku Polski pierwsze krytyczne komentarze pojawiły się już w fazie pre-konsultacji.

Istotą współczesnego i nie tylko współczesnego świata jest hipokryzja. Do niedawna wmawiano nam, że tzw. Zachód działa tylko szczerze, w imię „nadrzędnych wartości” i o żadnych ukrytych celach jego polityki nie ma mowy. Szczęśliwie jestem starszym człowiekiem i włosy mi na głowie nie stają (bo ich nie mam) ale ręce mi opadają. Czy trzydzieści lat to za mało, żebyśmy chociaż tyle dostrzegli, że słowo w demokracji liberalnej jest takim samym biznesem, jak każdy inny towar? Prawo jest biznesem, poglądy są biznesem, podatki są biznesem – kupuje się przecież niepłacenie podatków. 

Wydaje mi się, że na wszelkie daniny i podatki należy patrzeć w szerokiej perspektywie. Jedna z tych protestujących firm medialnych uzyskała w ciągu roku podatkowego przychód rzędu 9 mld zł, ale z tyt. podatku CIT odprowadziła do budżetu zaledwie ok. 70 tys. zł. Czy to według pana jest normalne? Czy tutaj coś przypadkiem fiskusowi nie ucieka?

Zajmuję się tymi sprawami i piszę o tym ponad czterdzieści lat i nie muszę sobie „posypywać głowy popiołem”, mówiąc, że dopiero teraz dostrzegłem ten problem, przedtem był to temat wręcz „wyklęty”. Podatki są „towarem” i można sobie kupić niepłacenie podatków. Oszustwa księgowe nazwano kreatywną księgowością albo optymalizacją podatkową. Oczywiste jest również, że nie ma czegoś takiego jak uczciwa kreatywna księgowość i legalna optymalizacja podatkowa. Przez te ostatnie kilkanaście lat dążono jednak do zatarcia różnicy między oszustwem podatkowym, a uczciwym obniżaniem opodatkowania. Powstał anglosaski rynek biznesu podatkowego tzw. „andersenizacja podatków”. Pojęcie to pochodzi od firmy doradczej „Artur Andersen”, która w 90-tych latach poległa na oszustwach księgowych w USA. Cały ten biznes oferuje strukturom ponadpaństwowym różnego rodzaju „wynalazki” mające na celu ucieczkę od opodatkowania. Jednak szwindle podatkowe nie w każdym kraju mają takie samo przyzwolenie. W wielu krajach jest tak - nie chcę ich oczywiście idealizować – że niepłacenie podatków jest uznawane za grzech nawet śmiertelny, za czyn bezspornie moralnie potępiany. Tam obowiązek płacenia podatków wywodzony jest wręcz z Ewangelii, w myśl zasady -„oddajcie Cesarzowi, co cesarskie”.

Cechą liberalnej demokracji jest jednak totalne przyzwolenie na tego rodzaju działanie, zwłaszcza w takich państwach małych, „na obrzeżach” Zachodu. Uważa się, że kraje te mają się dostosować do wymogów wolnego rynku, pojmowanego tak, że muszą one tolerować niepłacenie podatków przez tych, którzy umieją to sobie załatwić. To się nasiliło od naszego „unio wstąpienia”, wcześniej tego nie było; w latach 90-tych tego typu działalność jeszcze nie miała takiej skali.

Mamy tutaj wieloletnie zaniedbania, nie staraliśmy się temu przeciwdziałać. To nie jest proste, a przeciwnik jest potężny i nie chce płacić podatków w takich małych państwach, zwłaszcza „nowej Europy”, które uważa za takie swoje „półkolonie”. Dziesiątki razy, kiedy pisałem na te tematy spotykałem się z groźbami i próbami zastraszeń. Tu chodzi o ogromne pieniądze za darmo, bez nakładów, to są miliardy. 

Skoro więc nie dajemy sobie rady z ucieczką od opodatkowania w podatkach dochodowych (np. podmiot ma obrotów 10 mld zł, a z tego kwota płaconego podatku dochodowego wynosi np. 0,5 proc, albo nawet jeszcze mniej) to takim paliatywem mogą tu być podatki typu obrotowego. Taka jest współczesna filozofia i trudno jej odmówić racjonalności, bo przecież konkurenci tych podmiotów, polskie firmy nie płacą 0,5 proc. od przychodów podatku dochodowego tylko ok. 9 proc. 

Czy wspomniana przeze mnie firma medialna (która przy rocznym przychodzie 9 mld zł zapłaciła zaledwie 70 tys. zł podatku CIT), biorąc pod uwagę jej skalę działania, może się czuć zagrożona z tyt. planowanej opłaty od reklam? W jej przypadku nowa danina obciąży jej budżet kwotą ok. 140 mln zł.

Część ciężaru tej daniny publicznej może zostać przerzucona na kontrahentów; nie sądzę jednak, aby można byłoby przerzucić całość. Część popytu może być też przesunąć się na usługi nieopodatkowane, czyli świadczone przez podmioty nieobciążone tą daniną.

Oczywiście powstaje pytanie, jaka jest rzeczywista zyskowność tej działalności? Ta deklarowana przez część branży jest bardzo niska, o czym świadczy wysokość podatku dochodowego. Więc rodzi się drugie pytanie – na ile ta zyskowność jest wynikiem owej optymalizacji podatkowej, a na ile wynika z rzeczywistych kosztów?

Tu danych nie mam, ale jeżeli niski podatek dochodowy wynika w tym hipotetycznym przypadku z jakiegoś wehikułu optymalizacyjnego, to trzeba z tego wehikułu zrezygnować, czyli pokazać rzeczywiste zyski, które mają być przeznaczone na sfinansowanie wyższych kosztów. Przesłanka upadłościowa, polegająca na tym, że zaniża się dochody w celu unikania opodatkowania i jednocześnie nie starcza przez to pieniędzy na zapłacenie wyższych kosztów (bo ta opłata jest kosztem) będzie przesłanką niedostateczną. Czyli jeśli istnieją ukryte rezerwy zysku, które są wytransferowane, to trzeba skończyć z transferem. Chyba że te zyski naprawdę są takie niskie, ale wtedy mówimy o przesłance braku dochodów. Brak bieżących dochodów natomiast wcale nie musi być przesłanką upadłościową, bo można np. zmienić strukturę kosztów, strukturę sprzedaży. To jest biznes.



Prof. dr hab. Witold Modzelewski jest prezesem Instytutu Studiów Podatkowych oraz profesorem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 1992‑1996 był wiceministrem finansów odpowiedzialnym za przebudowę systemu polskiego prawa podatkowego. Za jego kadencji m.in. wprowadzono podatek od towarów i usług oraz podatek akcyzowy, banderolowanie wyrobów akcyzowych, ulgi inwestycyjne w podatkach dochodowych, przepisy o identyfikacji podatników (NIP); opracowano m.in. projekty: Ordynacji podatkowej i ustawy o doradztwie podatkowym oraz koncepcję powszechnego opodatkowania nieruchomości. Wykładowca akademicki na Uniwersytecie Warszawskim, w Szkole Głównej Handlowej oraz na innych uczelniach. Od 40 lat prowadzi wykłady i seminaria na temat podatków i prawa podatkowego. Wychowawca wielu pokoleń specjalistów podatkowych. Autor i współautor ponad tysiąca publikacji książkowych i artykułów poświęconych głównie podatkom i prawu podatkowemu. Doradca Podatkowy oraz Radca Prawny. Członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP. Honorowy Przewodniczący Krajowej Izby Doradców Podatkowych. Członek Komitetu Prognoz „Polska 2000 Plus” przy Prezydium Polskiej Akademii Nauk.

 



Źródło: niezalezna.pl

#podatek od reklam #Składka od reklam #Witold Modzelewski

albicla.com@Przemysław Obłuski