"U nas trupów ma nie być. A jakby jakiś był, to ma go nie być" - instruuje dowódca straży pokazany w "Zielonej granicy" Agnieszki Holland. Rubaszny przełożony proponuje też spotkania z panią psycholog, z którą "można umawiać się na godziny" na koszt firmy - pisze dziennikarka "Gazety Polskiej" Sylwia Krasnodębska, która obejrzała film Holland.
W najnowszym numerze tygodnika "Gazeta Polska" Sylwia Krasnodębska, która obejrzała najnowszy film Agnieszki Holland, recenzuje co pokazano w "Zielonej granicy". Nie tylko nie brakuje wątków politycznych, padają nazwiska: Duda, Kamiński, Wąsik, Błaszczak.
"Holland je wymienia, nie pozostawiając złudzeń, że jej filmowi bliżej do rozliczenia się z tymi, którymi gardzi" - pisze Krasnodębska w "Gazecie Polskiej".
Autorka przedstawia wiele wątków, które w przerysowany, wręcz zakłamany sposób przedstawiła Holland. Reżyserka "Zielonej granicy" poświęciła też uwagę pomocy psychologicznej dla strażników granicznych - Holland sugeruje, że psycholożki działają niemal jak prostytutki, które można zamówić "na godziny".
Jak pisze S. Krasnodębska:
"Strażnicy przerzucają osoby uchodźcze przez kolczasty płot, biją bezbronnych, szarpią ciężarne, wyzywają, obśmiewają i podają do picia wodę z potłuczonym szkłem. Są zwyrodnialcami i idiotami. „Teraz jest branie na takich jak my” – chwali się jeden ze strażników, upatrując dla siebie większy sukces matrymonialny. „U nas trupów ma nie być. A jakby jakiś był, to ma go nie być” – instruuje dowódca straży. Rubaszny przełożony proponuje też spotkania z panią psycholog, „z którą można się umawiać na godziny” na koszt firmy".
Pełny tekst dostępny jest w najnowszym numerze tygodnika "Gazeta Polska", dostępnym już w sklepach.