Dr hab. Ewa Budzyńska, socjolog rodziny została oskarżona przez studentów, że m.in. o antykoncepcji opowiadała w sposób, który na osoby „bez rzetelnej edukacji seksualnej i dopiero kształtujące swoje poglądy może wpływać negatywnie", a rodzinę definiowała jako złożoną z męża, żony i dzieci. W wywiadzie z nami prof. Budzyńska przypomina, że 50 lat wcześniej jej ojciec, ceniony nauczyciel gimnazjum męskiego, po skardze aktywu ZMS musiał odejść z pracy, bo... zbyt wielu jego uczniów wstępowało do seminarium duchownego.
W grudniu 2018 r. studenci II roku socjologii w piśmie skierowanym do rektora Uniwersytetu Śląskiego prof. Kowalczyka oskarżyli panią o podanie definicji rodziny, złożonej z męża, żony, dzieci, innych krewnych, o nazwanie płodu dzieckiem, o brak aprobaty dla żłobków, jak i o "promowanie ideologii anti-choice, antysemityzmu, homofobii, dyskryminacji wyznaniowej, radykalnego katolicyzmu"... Czym ta sytuacja była dla pani?
Szokiem... Tym bardziej, że pismo mam ciągle w postaci anonimu, czyli bez podpisu autorów.
Jak zareagowali wówczas inni pracownicy uczelni?
W uczelni nikt nie okazał mi wsparcia, poza moim przełożonym prof. Świątkiewiczem oraz kilkoma osobami, które prywatnie okazały swoją przyjaźń. Wokół mnie zrobiło się pusto, natomiast władze Uniwersytetu Śląskiego stanęły murem za studentami. Błyskawiczny odzew pojawił się ze strony Instytutu Ordo Iuris, który zaproponował wsparcie prawne i obronę, Centrum Życia i Rodziny, które nagłośniły całą sprawę (tu wyrazy wdzięczności za 45 tys. podpisów z wyrazami wsparcia) oraz polityków. Ówczesny wicepremier Gowin obiecał pomoc jako minister nauki i szkolnictwa wyższego i wypowiadał się wielokrotnie w sferze publicznej na ten temat, ale gdy odszedł ze stanowiska, sprawa uległa zawieszeniu. Mam nadzieję, że teraz minister Przemysław Czarnek podejmie temat.
Na jakim etapie sprawa jest w tej chwili?
W październiku 2019 r. rzecznik dyscyplinarny ds. nauczycieli akademickich Uniwersytetu Śląskiego prof. Wojciech Popiołek, mimo moich pisemnych wyjaśnień, skierował sprawę do Komisji Dyscyplinarnej uniwersytetu z żądaniem ukarania mnie karą nagany. Wprawdzie uznał naukowość moich wykładów, ale podtrzymał zarzuty ideologiczne, domagając się kary dyscyplinarnej „w celu prewencji ogólnej i szczególnej". Sprawa wciąż się toczy, choć już przed nowo powołaną komisją dyscyplinarną ...
Ponadto na wniosek osoby zupełnie mi nieznanej od marca 2020 r. w katowickiej prokuraturze toczy się dochodzenie w związku z podejrzeniem „tworzenia fałszywych dowodów lub innych podstępnych zabiegów” w toku uniwersyteckiego postępowania dyscyplinarnego. Nie jest ono zakończone.
Co więcej, niedawno rzecznik dyscyplinarny UŚ, prof. Wojciech Popiołek, pozwał Instytut Ordo Iuris, którego prawnicy bronią mnie przed komisją dyscyplinarną, w związku z rzekomym naruszeniem jego dóbr osobistych. Zatem spraw związanych z ideologicznym atakiem na mnie jest więcej.
Ja natomiast po otrzymaniu wniosku rzecznika o postępowanie dyscyplinarne i ukaranie mnie karą nagany w geście protestu złożyłam rezygnację z dalszej pracy na uczelni.
Zaprotestowałam przeciwko jawnej dyskryminacji tych nauczycieli, którzy nie popierają lewackiej ideologii gender. Zwłaszcza, że moja sprawa wpisuje się w historię mojej rodziny.
To znaczy?
50 lat wcześniej, w okresie demokracji ludowej, mój ojciec - nauczyciel liceum męskiego w Wielkopolsce (był tam profesorem jeszcze przed II wojną światową) - także został zmuszony do odejścia, bo młodzież z aktywu ZMS napisała skargę, że niewłaściwie wychowuje swoich uczniów. Zbyt wielu jego wychowanków wstępowało do seminarium duchownego. W nowym ustroju, demokracji liberalnej promującej wolność słowa, sytuacja się powtarza. Ściga się nauczyciela akademickiego za „niewłaściwą” definicję rodziny, opis tradycyjnych ról społecznych w rodzinie na podstawie oskarżeń garstki młodych ludzi, którzy ledwo ukończyli pierwszy rok studiów, ale już wiedzą, że ich wykładowca przynosi szkodę nauce...
Żałuje pani swoich słów podczas wykładu o chrześcijaństwie?
Nie, nie mam czego żałować ani czego się wstydzić. Prowadziłam zajęcia oparte na rzetelnej wiedzy, literaturze i na dokumentalnych filmach. Ukazywałam międzypokoleniowe więzi w rodzinach światowych. Mniej więcej dwie trzecie świata to Azja i Afryka, czyli kraje bardzo tradycyjne, gdzie jest wyłącznie rodzina małżeńska nastawiona na płodność. Ten model przeciwstawia się rodzinie zachodniej, która w wielu krajach może być zakładana przez dwóch homoseksualistów czy dwie lesbijki (łącznie z prawem do posiadania i adopcji dzieci). Zmiany w kulturze w krajach zachodnich idą z jednej strony w kierunku rozpadu rodzin małżeńskich (rozwody), z drugiej odchodzi się w ogóle od zawierania małżeństw i tworzy luźne, krótkotrwałe, związki emocjonalne i seksualne. Trzecie zjawisko, które głębokim cieniem kładzie się na społeczeństwa zachodnie (na ich sytuacji demograficznej), to wybór życia w pojedynkę, bo nikomu drugi człowiek nie jest potrzebny do szczęścia, nie wspominając o bezdzietności i aborcjach. Nic więc dziwnego, że zderzenie cywilizacji europejskiej z np. islamską, czego jesteśmy świadkami (w kulturze zachodniej mieszkają obecnie miliony muzułmanów) - prowadzi do daleko idących konfliktów w skali makro, ale także i mikro, czyli w rodzinie mieszanej kulturowo. Moim celem było przedstawienie studentom głębokiej specyfiki rodzin w poszczególnych kulturach wyrosłych z religii – judaizmu, chrześcijaństwa, islamu, hinduizmu.
Czy chce pani wrócić do prowadzenia zajęć dydaktycznych?
Nie, ta sprawa została już zamknięta. Świat bardzo się zmienił i przychodzi czas, że trzeba odejść. Jednocześnie pamiętam o wcześniejszych rocznikach wspaniałych młodych ludzi, z którymi dobrze mi się współpracowało. Otrzymałam dużo maili od moich byłych studentów, którzy mają w pamięci moje zajęcia, rozmowy dyskusje. To wielka radość.
Niestety, otrzymałam też maile zarówno od studentów, jak i od nauczycieli akademickich, którzy byli prześladowani na uczelniach za to, że nie kryją się ze swoim katolicyzmem. I gdzie tu tolerancja...