Tylko trzy placówki na całą Polskę w 2024 r. udzielały kompleksowych świadczeń leczenia ran przewlekłych (KLRP-2). Tymczasem w naszym kraju jest ok. miliona osób z ranami trudno gojącymi się. - Chodzi o wykluczonych chorych, często seniorów, osoby samotne, słabe i biedne, które nie mogą skutecznie walczyć o swoje prawa. Rany są schorzeniem wstydliwym, o którym niechętnie się rozmawia – mówi w rozmowie z portalem Niezalezna.pl prof. Tomasz Banasiewicz, chirurg.
W Polsce wykonywane jest świadczenie kompleksowego leczenia ran przewlekłych (KLRP-1), a także wprowadzone w 2021 r. KLRP-2. To drugie miało polepszyć jakość i usprawnić opiekę nad pacjentem z raną przewlekłą.
Portal Niezalezna.pl poprosił NFZ o podanie, ile w 2024 r. wykonano świadczeń KLRP-1 oraz KLRP-2, a także, ile podmiotów wykonywało te świadczenia. Z przekazanych nam danych wynika, że w 2024 r. z KLRP-1 skorzystało 1248 pacjentów, dla których wykonano 2664 świadczenia. Z ulepszonego świadczenia KLRP-2 skorzystało tylko 520, dla których wykonano 2352 świadczenia. Świadczenia KLRP-1 były wykonywane przez 12 placówek w całej Polsce, a KLRP-2 tylko przez 3 ośrodki.
Prof. Tomasz Banasiewicz, kierownik Katedry i Kliniki Chirurgii Ogólnej, Endokrynologicznej i Onkologii Gastroenterologicznej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, zwraca uwagę, że tworzone do tej pory programy są nieefektywne, nie zabezpieczają nawet 1 proc. potrzeb. Podkreśla, że problem z leczeniem ran w Polsce istnieje od bardzo dawna.
– To jeden z większych wyrzutów sumienia systemu ochrony zdrowia. Chodzi o wykluczonych chorych, często seniorów, osoby samotne, słabe i biedne. Rany są schorzeniem wstydliwym, o którym niechętnie się rozmawia – mówi chirurg. Podkreśla, że pacjenci często mają duże problemy ze znalezieniem placówki, która może udzielić im świadczenia leczenia rany przewlekłej. – W Polsce jest około miliona osób z ranami trudno gojącymi się, a więc skala potrzeb jest ogromna. Szpitale na ogół nie chcą wykonywać tych świadczeń, ponieważ procedury są skomplikowane i słabo wyceniane. Bywa, że zdesperowani pacjenci, którzy nie mogą znaleźć odpowiedniej placówki, w końcu w złym stanie trafiają na szpitalny oddział ratunkowy. To katastrofa – alarmuje prof. Banasiewicz.
Dodaje, że poważnym problemem jest definicja rany przewlekłej, która komplikuje stosowanie refundowanych opatrunków.
– Obecnie obowiązuje kryterium sześciu, a w niektórych sytuacjach ośmiu tygodni, które muszą upłynąć, żeby można było zastosować refundowany opatrunek. To powoduje, że lekarz nie przepisuje refundowanego opatrunku, bo nie może. To absurd
– podkreśla chirurg. Ocenia, że leczenie trudno gojących się ran powinno odbywać się w warunkach ambulatoryjnych, niekoniecznie w szpitalach. – Powinniśmy wykorzystywać też dobrodziejstwa techniki, telemedycynę na przykład w postaci dedykowanej aplikacji. Istnieją możliwości zdalnego łączenia się opatrującej pacjenta pielęgniarki z poradnią, która mogłaby przekazywać zalecenia na odległość. Cały świat do tego zmierza, a my jesteśmy w tyle. Tego rodzaju narzędzia powinien zapewniać NFZ – zwraca uwagę ekspert. Jak przekonuje prof. Tomasz Banasiewicz, leczenie ambulatoryjne byłoby dla systemu tańsze niż szpitalne.
Piotr Zawirski, przewodniczący sekcji ds. opatrunków specjalistycznych Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Wyrobów Medycznych Polmed, zwraca uwagę, że w Polsce leczenie ran przewlekłych napotyka na poważne ograniczenia. Chodzi m.in. o stopy cukrzycowe, owrzodzenia, odleżyny, rany nowotworowe czy powikłane rany pooperacyjne lub pourazowe. Procedury kompleksowego leczenia ran przewlekłych są bardzo skomplikowane i w efekcie kontrakty zawierają tylko wysokoreferencyjne ośrodki.
- To błąd. To powoduje, że dostępność tych świadczeń jest radykalnie ograniczona – mówi ekspert. Ocenia, że błędem jest kierowanie pacjentów z raną przewlekłą do kompleksowego leczenia rany w warunkach szpitalnych i wskazuje na dwie kwestie. – Chodzi między innymi o pieniądze. Szpital to najdroższy hotel świata bez wygód. Za te same pieniądze w rynku ambulatoryjnym można wyleczyć więcej pacjentów. Taki pacjent nie powinien znaleźć się w szpitalu także ze względów epidemiologicznych. Rana niesie duże ryzyko zakażenia – wskazuje Piotr Zawirski.
Wyjaśnia, że leczenie szpitalne i interwencje chirurgiczne są konieczne tylko w niektórych sytuacjach, np. wystąpienia martwicy. – Dalsze leczenie rany powinno być prowadzone przez pielęgniarkę i konsultowane przez lekarza. Do tego nie jest potrzebny szpital. Nie mamy procedury, która zapewniłaby środki takiemu rozwiązaniu. Pacjent obecnie jest skazany na szpital, przychodnie przyszpitalną lub prywatną poradnię, w której wyda nawet kilkanaście tysięcy złotych. Jeżeli chory nie ma możliwości korzystać z tych miejsc, to ginie z punktu widzenia systemu. W efekcie pacjent później trafia do szpitala, gdy jest już za późno i bywa, że konieczna jest amputacja – podkreśla ekspert. – Amputowanie kończyny obciąża budżet państwa. Pacjent nie zostaje wyleczony, nie wraca do normalnego życia, a więc nie wraca do pracy, staje się rencistą. Państwo będzie musiało go wspierać już do końca życia, także świadcząc rehabilitację – zwraca uwagę Piotr Zawirski z Izby Polmed.