Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Polska

Kuriozalny list wiceprezes sądu w Olsztynie. Stalinowskie bezprawie nazwała... czasem praworządności

Wiceprezes Sądu Okręgowego w Olsztynie Dorota Lutostańska w oficjalnym liście do sędziów i pracowników sądu określiła początki komunistycznego sądownictwa w 1945 roku jako... "czas praworządności, szacunku do prawa i odpowiedzialności za człowieka". Skandaliczne pismo, nagłośnione przez sędziego Macieja Nawackiego, to rażący przykład historycznego fałszu i gloryfikacji okresu, który w rzeczywistości był początkiem brutalnego, stalinowskiego terroru.

W liście datowanym na 30 września 2025 roku, skierowanym do sędziów i pracowników sądu, wiceprezes Dorota Lutostańska z dumą wspomina pierwszą sesję Sądu Okręgowego w Olsztynie, która odbyła się 28 września 1945 roku. Według niej, było to "wydarzenie, które symbolicznie rozpoczęło nowy rozdział w historii Warmii i Mazur - czas praworządności, szacunku do prawa i odpowiedzialności za człowieka".

Pismo Lutostańskiej przywołuje również słowa ówczesnego prokuratora Jerzego Smoleńskiego, który miał podkreślać, że był to "moment symboliczny - prawo, sprawiedliwość, długo wypaczone i oderwane od ducha polskiej państwowości, zaczęły powracać do społecznego życia".

Na te kuriozalne tezy natychmiast zareagował sędzia Maciej Nawacki, publikując screeny pisma na portalu X. "Tak tylko przypominam, że to był czas, kiedy w późniejszej siedzibie Sądu okręgowego w Olsztynie była ubecka katownia. Ale co ja tam wiem o praworządności" - napisał Nawacki. 

W kolejnym wpisie sędzia Nawacki zdemaskował "autorytet", na który powołała się wiceprezes Lutostańska. Wskazał, że prokurator Jerzy Smoleński, członek Stronnictwa Demokratycznego, w 1947 roku wstąpił do komunistycznej Polskiej Partii Robotniczej (PPR) i został wiceprezydentem Olsztyna. 

Twierdzenia o "praworządności" i "szacunku dla prawa" w 1945 roku są drwiną z historii. Był to czas, gdy komuniści, przy wsparciu sowieckich bagnetów, przejmowali pełnię władzy w Polsce, a fundamentem ich rządów był terror i bezprawie. Sądy stały się jednym z głównych narzędzi do eliminowania przeciwników politycznych i utrwalania dyktatury.

System ten był dokładnym zaprzeczeniem niezawisłości sędziowskiej. To aparat partyjny i Urząd Bezpieczeństwa (UB) decydowały o wyrokach, a sądy miały jedynie je formalnie zatwierdzić. Znakomicie ilustrują to wspomnienia Józefa Światły, zbrodniarza komunistycznego i wicedyrektora X Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, który w latach 1945-1946 był zastępcą szefa Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa w Olsztynie.

W artykule historyka Filipa Musiała o procesach pokazowych w Polsce przytoczono słowa Światły, które obnażają mechanizm stalinowskiego "wymiaru sprawiedliwości":

J. Światło twierdził, że zadanie sądu sprowadza się do przeprowadzenia rozprawy według przewidzianego planu i do ogłoszenia wyroku. "Nie słyszałem nigdy, aby aparat bezpieczeństwa miał jakieś trudności z sędziami". W najważniejszych rozprawach nie pozostawiano sędziom dowolności w prowadzeniu posiedzeń, lecz przygotowywano im "pytajniki" - czyli spis pytań określający o co i jak należy pytać w czasie procesu. Podobna dyscyplina obowiązywała prokuratora, który otrzymywał "listę pytań, które ma zadać na rozprawie oskarżonemu oraz świadkom i nie wolno mu wykroczyć poza wyznaczone ramy. Prokuratorzy są tak dobrani, że nie przychodzi im nawet do głowy sprzeciwiać się rozkazom bezpieki".

Procesy polityczne były wyreżyserowaną farsą, a wyroki, w tym kary śmierci na bohaterów podziemia niepodległościowego, zapadały na najwyższych szczeblach partyjnych, często na bezpośrednie polecenie Bolesława Bieruta.

Czy na takich wzorach "praworządności" chce opierać się nominatka Bodnara?

Źródło: niezalezna.pl