Przede wszystkim, jak donoszą pamiętniki z epoki „ociosano starannie dramaty Łabędzia Avonu z dzikich skłonności i usterek, by dokonać przyzwoitej poprawy”… I tak w „Hamlecie” ginął tylko król i królowa, Hamlet i Laertes ocaleli, nie pozwolono królewiczowi wyjechać za granicę, bo ucierpiałaby jedność miejsca i „moralność, dozwalająca na wyjazd przed pomszczeniem śmierci ojca”. Tłumaczył Szekspira Jan Nepomucen Kamiński, który założył własny teatr i tułając się po całej Galicji dawał przedstawienia, włączając w repertuar także sztuki polskie, mimo sprzeciwu zaborców. Jeśli chodzi o Szekspira to wiele autorytetów epoki nie miało o nim dobrego zdania: bano się wpływu, jaki „ten deprawator dobrego smaku” może wywrzeć na gust artystyczny ludzi, a co gorsza na modę do snobowania się na „królewiczów duńskich, Tytanie i Jessyki”. Kazimierz Brodziński ostrzegał przed „samotnym geniuszem, który nie może i nie powinien mieć naśladowców”, bo co będzie, jak społeczeństwo nauczy się od Hamleta „czarnej melancholii i obojętnej pogardy życia oraz posępnych uczuciach, bliskich obłąkaniu”. Ale już Zygmunt Krasiński pisze do przyjaciela: „Czytaj Szekspira – to największy poeta. Byron jest dzieckiem w porównaniu z nim. Nie daj się uwieść nową literaturą tych przeklętych Francuzów, którzy o kochankach piszą, a nigdy nie kochali, którzy świat malować chcą, a w Boga nie wierzą i świata nie znają”.
Krasiński już nie żył, gdy 20 maja 1899 roku w paryskim Théâtre des Nations najsłynniejsza aktorka ówczesnego świata Sarah Bernhardt zagrała Hamleta tak znakomicie, że nazwano ją Boską Sarah. Sztuka trwała cztery godziny bez przerwy, została obsypana entuzjastycznymi recenzjami, a Bernhardt wyrobiła sobie opinię poważnej aktorki dramatycznej.