Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Dziennikarz stanął w obronie zwolnionego kolegi - redakcja go ocenzurowała

Amerykański Departament Stanu martwi się o wolność słowa w Polsce. W Ameryce nie muszą się o nią martwić – tam redakcje cenzurują się same.

Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne
pixabay.com /Creative Commons CC0/tacskooo

Donald McNeil od 45 lat pracował jako reporter naukowy New York Times. W ostatnim czasie zyskał szczególną popularność pisząc o gorącym temacie jakim jest pandemia koronawirusa. Jakiś czas temu lewicowy portal Daily Beast ujawnił jednak, że użył on publicznie słowa „czarnuch”. W efekcie musiał się rozstać z redakcją NYT. 

Samokrytyka nie wystarczyła

Pozornie wszystko wydaje się zrozumiałe. Słowo „czarnuch” (ang. Nigger) użyte przez osobę, która nie jest czarnoskóra, jest w ostatnich latach uznawane w USA za najcięższą rasistowską obelgę jaką można sobie wyobrazić – dlatego zwykle bywa zastępowana frazą „słowo na N” (N-word). Użycie jej, zwłaszcza publicznie, przez reportera lewicującej redakcji wywołałoby zrozumiały skandal. W całej sprawie najdziwniejszy jest jednak jej kontekst. Słowo to miało bowiem paść z jego ust w trakcie sponsorowanej przez jego redakcję wycieczki do Peru dla nowojorskich uczniów, która miała miejsce w 2019 roku. W jej trakcie wdał się w pogadankę z jedną  z uczennic, która spytała go o to, czy władze jej szkoły miały rację zawieszając jej kolegę za użycie słowa „czarnuch” w opublikowanym w mediach społecznościowych nagraniu. McNeil chcąc udzielić jej odpowiedzi zaczął dopytywać o kontekst w jakim padło i w trakcie tych dopytywań bezwiednie je powtórzył. 

Kiedy sprawa wyszła na jaw McNeil trafił na rozmowę dyscyplinarną. Został ukarany reprymendą, złożył samokrytykę i wyglądało, że to będzie koniec sprawy. Redaktor naczelny Dean Basquet przyznał, że dziennikarz wprawdzie użył tego słowa, ale nie zrobił tego w złym zamiarze. Ta decyzja nie spodobała się jednak wielu pracownikom redakcji, 150 osób podpisało się pod listem żądającym mocniejszego ukarania go za tą pomyłkę. W zeszły piątek McNeil rozstał się więc z redakcją, chociaż na razie nie jest jasne, czy został wyrzucony czy też zwolnił się sam. 

Dlaczego redakcja zdecydowała się na cenzurę?

Cała sprawa miała wywołać wielkie kłótnie w redakcji pomiędzy osobami, które cieszą się z jego odejścia i tymi, które uważają, że to skandal. Ich felietonista Bret Stephens należy do tych drugich i napisał felieton w jego obronie. Ten jednak nigdy nie został opublikowany. Decyzję o wstrzymaniu jego publikacji miał podjąć w ostatniej chwili wydawca A.G. Suzlberger. Redaktor działu opinii Kathleen Kingsbury powiedziała jednak portalowi Daily Beast, że to nie wydawca a właśnie ona podjęła decyzję o tym, że jego tekst nie trafi do czytelników. Wytłumaczyła ją tym, że ma wysokie wymagania dotyczące felietonów, które stawiają pracowników redakcji w złym świetle i jego tekst ich nie spełnił. 

Na szczęście udało nam się poznać jego treść. Tekst bowiem krążył pomiędzy pracownikami NYT i któryś z nich postanowił przekazać go konkurencji, prawicowemu dziennikowi NY Post. Ten postanowił go opublikować w całości. Dziennikarze podkreślili, że zrobili to bez zgody i wiedzy autora i że to nie on im go przekazał. 

Po jego lekturze nie trudno się domyślić dlaczego redakcja zdecydowała się na tą cenzurę. Stephens stwierdził w nim bowiem, że intencja jest nie tylko podstawą systemów moralnych, ale także prawnych. Zauważył, że w sądzie intencja odróżnia morderstwo od nieumyślnego spowodowania śmierci, chociaż efekt jest ten sam. Zauważył też, że niewrażliwość na intencję to charakterystyczna cecha totalitarnych reżimów. Tymczasem decydując się na ukaranie dziennikarza i twierdząc, że rasistowski język nie będzie tolerowany, Baquet wyraźnie podkreślił, że kontekst w jakim został użyty nie ma znaczenia. 

Wszystko zależy od kontekstu

Stephens zarzucił mu również hipokryzję gdyż, jak zauważył, NY Times nigdy nie unikał publikowania rasistowskich obelg bez ich cenzurowania jeśli pasowało to do kontekstu. Jedna z nich miał być na przykład cytat z słynnego stratega politycznego Republikanów Lee Atwatera:

„Zaczynasz w 1954 mówiąc: czarnuch, czarnuch, czarnuch. W 1968 już nie możesz mówić „czarnuch” zaczyna ci to szkodzić. Więc mówisz „prawa stanowe” i tym podobne”. 

Stephens zauważył, że NYT wielokrotnie publikował ten cytat, po raz ostatni w 2019. Zauważył, że gdyby edytorzy zdecydowali się na ocenzurowanie słowa „czarnuch”, to użycie tego cytatu do krytyki rasizmu w polityce wywołałoby znacznie słabszy efekt. „Dziennikarstwo, które zmienia słowa w totemy – a totemy w lęki – to utrudnienie w jasnym myśleniu i właściwym zrozumieniu”. 

W swoim tekście autor zwraca też uwagę na to, że rasistowski język to nie tylko jedno słowo na N a „szeroka, zmieniająca się i kontestowana kategoria”. Podał przykład anty-syjonizmu, który wiele osób – w tym amerykański Departament Stanu – uważa za formę antysemityzmu. Zauważa też, że jeśli trzymać się zakazu stosowania rasizmu niezależnie od intencji, to niedługo jego redakcja zabroni nie tylko promowania antysyjonistycznych poglądów ale także dyskusji o nich. „To absurdalny pomysł. Ale teraz ryzykujemy, że wejdziemy na ten grunt” – podkreślił. 

W zakończeniu swojego felietonu Stephens zauważył, że żyjemy w czasach, w których każdy jest przekonany, że ma moralną rację i jest w pełni gotowy niszczyć innych aby tego dowieść, co skutkuje zwolnieniami z pracy i publicznymi upokorzeniami. 

„Rolą dobrego dziennikarstwa powinno być wyprowadzenie nas z tego mrocznego miejsca. W zeszłym tygodniu znaleźliśmy się w nim jeszcze głębiej”

– zakończył.

 



Źródło: niezalezna.pl, NYPost

#poprawność polityczna #rasizm #USA

albicla.com@ Wiktor Młynarz