10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

​Nikt nie będzie nas traktował jak państwo kolonialne

Wykluczyliśmy z Wojska Polskiego zasadę niemożności. Procedury mają być dla wojska i dla zwiększenia potencjału obronnego, a nie na odwrót.

Płk Szczepan Głuszczak - http://www.dgrsz.mon.gov.pl/aktualnosci/artykul/najnowsze/2016-04-28-kraby-melduja-sie-do-sluzby/#
Płk Szczepan Głuszczak - http://www.dgrsz.mon.gov.pl/aktualnosci/artykul/najnowsze/2016-04-28-kraby-melduja-sie-do-sluzby/#
Wykluczyliśmy z Wojska Polskiego zasadę niemożności. Procedury mają być dla wojska i dla zwiększenia potencjału obronnego, a nie na odwrót. Pokazaliśmy, że przy dużej determinacji można takie zmiany przeprowadzić – mówi minister Bartosz Kownacki, sekretarz stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej.

Co się zmieniło w ciągu ostatniego roku, jeśli chodzi o polskie wojsko?

- Moim zdaniem nastąpiła ogromna zmiana jakościowa w funkcjonowaniu Sił Zbrojnych RP pod kierownictwem ministra Antoniego Macierewicza. Po pierwsze, obecnie wszystko odbywa się sprawniej. Po drugie, wykluczyliśmy zasadę niemożności. Procedury mają być dla wojska i dla zwiększenia potencjału obronnego, a nie na odwrót. Oczywiście to nie jest łatwe, bo cała machina biurokratyczna funkcjonuje, ale poprzez kilka postępowań, które zostały sprawnie zrealizowane, jak przetarg na moździerze samobieżne Rak lub inne, które w tym roku podpisał lub podpisze minister Macierewicz, pokazaliśmy, że można działanie MON-u usprawnić. Udało się także sfinalizować przetarg na samoloty do przewozu najważniejszych osób w państwie, którego nasi poprzednicy przez osiem lat nie byli w stanie przeprowadzić. My zrealizowaliśmy to w ciągu kilku miesięcy. Staramy się również poprawić współpracę między przemysłem a wojskiem. Przez 25 lat oba te sektory nie mogły się ze sobą porozumieć. Teraz to się zmienia. Brak wspomnianego dialogu obniżał szanse rodzimego przemysłu w prowadzonych postępowaniach na pozyskanie potrzebnego sprzętu wojskowego. Jeżeli postawimy w przetargach na dostawę broni zawyżone wymagania, to polskie podmioty nigdy nie będą mogły ubiegać się o zrealizowanie danego zadania. W bezpośrednim starciu produkty naszych zakładów mogą się okazać nie tak zaawansowane technicznie, jak francuskie, niemieckie czy amerykańskie. Tylko trzeba odpowiedzieć na pytanie, czy chcemy mieć najlepszy na świecie sprzęt z zagranicy, czy chcemy mieć nieco gorszy, choć oczywiście spełniający wszystkie wymagania, ale z wykorzystaniem potencjału krajowego. Uważam, że drugi wariant jest dużo korzystniejszy. Zwłaszcza że nie jesteśmy krajem pokroju państw z Zatoki Perskiej, które mogą sobie na to pozwolić, bo mają niemal nieograniczone zasoby gotówki. My mamy mniejsze możliwości finansowe, ale za to duży potencjał przemysłowy i intelektualny, który powinniśmy jak najlepiej wykorzystać. 


Fot. Filip Błażejowski/ Gazeta Polska

Co polska armia konkretnie dostała w 2016 r.? 

- Część uzbrojenia, na które prowadzone były postępowania, jest jeszcze w fazie produkcji. Zbudowanie tak zaawansowanego technologicznie sprzętu, jak np. armatohaubica, trwa czasem miesiące albo lata. W wypadku okrętów podwodnych proces produkcji wynosi pięć lat od chwili podpisania umowy. Proszę zauważyć, jak skuteczne są nasze działania. Pół roku temu spotykałem się z moim odpowiednikiem z Korei Południowej, a już dzisiaj na wyposażeniu polskiej armii są pierwsze produkowane w Polsce armatohaubice Krab. W fazę realizacji wchodzą niektóre umowy podpisane za poprzedniego rządu, widoczne są już efekty nowych umów podpisywanych m.in. dzięki skuteczności ministra Antoniego Macierewicza. Negocjowanie kontraktu na haubice Krab w dużej części było pod naszym nadzorem. Dziś to uzbrojenie jest dostarczane. Mam nadzieję, że niemieckie czołgi Leopard, na których modernizację umowa została podpisana za rządów w MON-ie Antoniego Macierewicza, też będą wkrótce dostarczane użytkownikom. Oczywiście realizacja umów to proces. Modernizacja czołgów Leopard planowana jest do roku 2019. Warto zauważyć, że zrealizowano z sukcesem kilkaset drobnych umów na dostarczenie uzbrojenia potrzebnego armii. 

Po zakończeniu przetargu na dostarczenie śmigłowców wielozadaniowych przez Ministerstwo Rozwoju rozpoczęła się realizacja nowego zamówienia. Pojawiają się różne liczby oferentów. Czy mógłby Pan sprecyzować, ilu ich jest? 

- Na pewno będą brane pod uwagę firmy mające swoją produkcję w Polsce, czyli Świdnik i Mielec, ale będziemy także rozmawiali z francuską firmą Airbus. 

Słyszałem jeszcze o firmie Bell Helicopter…

- Firma Bell jest zainteresowana, ale my każdemu z oferentów stawiamy sprawę jasno. Musi przenieść przynajmniej część produkcji do Polski. Rozumiem, iż powszechną praktyką na świecie jest to, że nie produkuje się kompletnych śmigłowców w jednym miejscu, a gotowy produkt powstaje w efekcie finalnego montażu, ale zarówno Świdnik, jak i Mielec są włączone w światowy łańcuch dostaw. Nawet w wypadku realizowanego obecnie przez firmę Sikorsky kontraktu na dostawę śmigłowców dla Chile pewne podzespoły trafiają z Mielca. Jesteśmy więc zainteresowani, żeby wspierać przemysł w Polsce. Bell musi mieć tę świadomość.  

Czy zmieniły się oczekiwania, jeśli chodzi o ten śmigłowiec w stosunku do poprzedniego przetargu?

- Od początku uznawałem, że tworzenie jednej platformy dla tak różnych typów śmigłowców jest niezasadne. W ramach programu śmigłowcowego zamierzaliśmy pozyskać śmigłowce różnych wersji – od morskich, lądowych, dla wojsk specjalnych, ewakuacji medycznej, po transportowe. Pozyskanie maszyn do realizacji wszystkich tych zadań opartych na jednej platformie mogłoby skutkować wykluczeniem z dalszych postępowań innych niż Airbus zakładów, w tym polskich. W praktyce bowiem po zakończeniu postępowania mogłoby się okazać, że dla obniżenia kosztów każde następne śmigłowce kupowane na wyposażenie polskich sił zbrojnych będą pozyskiwane właśnie na podstawie tej platformy. W związku z tym w wypadku zamówień kolejnych śmigłowców musielibyśmy pozyskiwać je wyłącznie w zakładach Airbus Helicopters. Wówczas prawdopodobnie nie kupilibyśmy już śmigłowców ani w Mielcu, ani w Świdniku. I to było zagrożenie dla tych zakładów. W postępowaniu walczyliśmy też o jak najkorzystniejszy offset. Skoro (mowa o poprzednim niezrealizowanym przetargu – red.) decydowaliśmy się na rozwiązania francuskie, musieliśmy mieć gwarancję, że to będzie zakład, który będzie lokował w Polsce swoją produkcję. Na offset patrzyliśmy nie tylko przez pryzmat 13,5 mld zł do wydania na śmigłowce wielozadaniowe, ale także docelowych kilkudziesięciu miliardów złotych wydanych w przyszłości na kolejne maszyny. Jeżeli negocjacje offsetowe nie przyniosły oczekiwanych przez obie strony rezultatów, to zgodnie z przepisami prawa, a także z polską racją stanu, minister rozwoju Mateusz Morawiecki musiał podjąć decyzję o przerwaniu rozmów w ramach umowy offsetowej i trzeba było zakończyć postępowanie. Braliśmy pod uwagę każdy scenariusz i uważam, że zakończyliśmy negocjacje z korzyścią dla Polski. 

Czyli teraz to już nie będzie jedna platforma?

- Zupełnie inne wymagania mają śmigłowce morskie niż np. zwykłe śmigłowce transportowe. Tworzenie z tego jednej platformy nie ma sensu. Oczywiście można powiedzieć, że obniżałoby to koszt śmigłowca morskiego, ponieważ kupienie takiego śmigłowca oddzielnie jest droższe niż wspólny zakup w ramach jednej platformy, ale paradoksalnie takie rozwiązanie podwyższa koszt zakupu pozostałych helikopterów. Płacilibyśmy dużo więcej, niż kiedy kupimy oddzielnie np. śmigłowce transportowe i takie do zwalczania okrętów podwodnych. 

Czy efektem tego postępowania może być wybór kilku różnych śmigłowców? 

- Mieliśmy do tej pory w siłach zbrojnych różne platformy i one znakomicie funkcjonowały. Część z nich remontowaliśmy i serwisowaliśmy w Polsce. Ale można tak je zunifikować, żeby docelowo było ich mniej. Będące na wyposażeniu polskiej armii śmigłowce sowieckie i rosyjskie powoli wychodzą z użycia. Obecna sytuacja geopolityczna sprawia, że nie możemy – i nie chcemy – opierać się na dostawach rosyjskich. Jeżeli jednak możliwe jest dalsze używanie tego sprzętu, po jego modernizacji opartej na zdolnościach przemysłowych Polski i tych krajów, które są naszymi sojusznikami, to warto to robić. Ale wróćmy jeszcze do tematu zmniejszania liczby platform śmigłowców wielozadaniowych. Istnieją analizy, które wskazują na to, że jeżeli ma się ok. 20 śmigłowców różnego rodzaju, to zdolności serwisowych nie opłaca się ustanawiać dla kilku śmigłowców, bo jest ich za mało. Wtedy wystarczy jedna platforma. Polska jest jednak tak dużym państwem, że spokojnie kilka różnych typów śmigłowców jesteśmy w stanie pozyskać, a więc możemy to uczynić na bazie kilku platform. Gdybyśmy chcieli zrealizować to, do czego dążyli nasi poprzednicy, czyli zmniejszyć liczbę śmigłowców czy wręcz zlikwidować polską armię, to wtedy myśl o wspólnej platformie byłaby uzasadniona. Działania poprzedniego kierownictwa MON-u prowadziły do tego, że polskie siły zbrojne dysponowałyby zaledwie kilkudziesięcioma śmigłowcami. My uważamy, że powinno być ich dużo więcej.

Czy efektem postępowania może być wybór platform od różnych oferentów?

- Jest to możliwe. Trzeba się zastanowić, w jakim zakresie potrzebujemy zdolności serwisowych. Nam potrzeba już teraz śmigłowców morskich od 4 do 8 sztuk. W przyszłości można przypuszczać, że będzie to jedna platforma i będzie od kilkunastu do 20 śmigłowców. Jeśli mielibyśmy tylko cztery takie śmigłowce, to tworzenie zdolności szkoleniowych na symulatorze, który jest do tego potrzebny, byłoby za drogie. Ale kiedy liczba przekroczy dziesięć, warto pomyśleć o własnych zdolnościach szkoleniowych. Potrzeby na śmigłowce morskie były dużo wyższe, niż potrzebne są dzisiaj. I można było realizować je w perspektywie. 

Rozstrzygnięcie postępowania to jest perspektywa roku czy mniej?

- Znacznie krótsza, jesteśmy w stanie zrobić to bardzo szybko. Ale muszą być zachowane wszelkie procedury i musi to być zrobione z korzyścią dla polskiej armii. 

Niedawno media obiegła plotka, że program „Kruk” na dostawę śmigłowców szturmowych jest opóźniony. Czy może to Pan potwierdzić? 

- To jest nieprawda. Cała ta kuriozalna sytuacja jest wynikiem plotki, która wypłynęła z niejawnego posiedzenia sejmowej komisji obrony. Zastanawiam się, czy to jest bardziej kompromitujące dla dziennikarzy, którzy te plotki powielają, czy dla tych, którzy udzielają błędnych informacji. 

Oczekiwałbym od posła, który otrzymuje wynagrodzenie z publicznych środków, aby słuchał ze zrozumieniem i wyciągał wnioski oraz zadawał rozsądne pytania. Jeden z uczestników komisji miał problem z odróżnieniem śmigłowców uderzeniowych od wielozadaniowych. Zastanawiam się, czy taka osoba powinna w ogóle zasiadać w komisji obrony narodowej. Nieważne, czy jest się w opozycji, czy w partii rządzącej. Trzeba mieć elementarną wiedzę. Ale to samo dotyczy dziennikarzy, bo przecież pracodawca za coś płaci i na pewno nie za kompromitowanie się.

Przy założeniu, że pytanie rzeczywiście dotyczyło śmigłowców uderzeniowych, to nigdy nie padała liczba 24 sztuk. Chcemy pozyskać 16 w pierwszym etapie, a następnie kolejne 16. Ponadto mówimy o śmigłowcach, których procedurę pozyskiwania moglibyśmy bardzo szybko rozpocząć. To postępowanie w żaden sposób nie jest opóźnione. 

W tym kontekście chciałbym zaznaczyć, że zależy mi, aby w każdym postępowaniu obowiązywała zasada koalicyjności czy synergii i współdziałania w samym resorcie. Dotychczas realizowane w MON-ie poprzez Inspektorat Uzbrojenia postępowania opierały się na zdefiniowanych przez siły zbrojne wymaganiach technicznych, które często były nierealne do spełnienia. Mogło to wynikać ze słabych zdolności analitycznych niektórych osób, które opracowywały te wymagania. Z ofert przedstawianych przez różnych producentów tworzyło się jeden wspólny dokument, który opisywał pewien wyimaginowany sprzęt, który nijak ma się do naszych potrzeb bojowych i którego cena jest zawyżona, ponieważ najczęściej taki sprzęt kosztuje dwukrotnie drożej niż trochę słabszy, a spełniający te same zadania. Czasem określony w wymaganiach sprzęt wręcz w ogóle nie istnieje na rynku. Powstaje więc pytanie, czy lepiej mieć w tej samej cenie jeden nieznacznie lepszy śmigłowiec, czy dwa o słabszych parametrach. Odpowiedź jest prosta, bo te dwa wykonają więcej zadań. Ale chcemy doprowadzić do takiej sytuacji, że będzie konkurencyjność. Będziemy prowadzili równolegle rozmowy z kilkoma oferentami, aby uzyskać jak najlepszą cenę. W sytuacji, gdy istnieje tylko jeden dostawca spełniający określone wymogi, nie jest on zainteresowany żadną rozmową z ministerstwem, a już na pewno nie jest zainteresowany negocjacją ceny. Ponadto trzeba zrozumieć sytuację bezpieczeństwa w Europie oraz potrzeby polskich sił zbrojnych. Dla nas priorytetem jest rakietowy system obrony powietrznej i chcemy go jak najszybciej pozyskać. A dopiero z tym skorelowane powinno być np. pozyskanie śmigłowców uderzeniowych. W dzisiejszych czasach uzyskanie kontroli w powietrzu jest podstawą do działań lądowych. To jest idea połączenia, synergii współdziałania różnych rodzajów sił zbrojnych. Formułowanie wobec nas zarzutów, dlatego że chcemy skorelować zakupy z zakupami systemu obrony powietrznej, świadczy o tym, że albo ktoś jest lobbystą, albo nie ma elementarnej wiedzy o obronności. 

Część 2 wywiadu w najbliższą środę 4 stycznia 2017 r. w „Codziennej”.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Bartosz Kownacki #śmigłowce #MON

Igor Szczęsnowicz