Dzisiaj rozpoczyna się ogólnopolski protest przewoźników. Zablokują oni najważniejsze węzły komunikacyjne w kraju. W akcji ma wziąć udział ponad tysiąc pojazdów. Komitet protestacyjny spotkał się z minister infrastruktury Marią Wasiak, ale stwierdził po spotkaniu, że rząd zamiast rozwiązywać problemy tylko o nich rozmawia. Przewoźnikom to nie wystarcza – informuje dzisiejsza „Gazeta Polska Codziennie”.
Protesty mogą doprowadzić do utrudnień w ruchu transportowym na przejściach granicznych, a także w innych miejscach kraju, m.in. na Podlasiu, w okolicach Warszawy, Rzeszowa i Krakowa. Przewoźnicy protestują przeciwko
nieskutecznej polityce rządu w dziedzinie transportu. –
Na kłopoty wynikające z prowadzonej przez Niemcy i Francję polityki ochrony rynku krajowego przed zagraniczną konkurencją oraz z nieprzyjaznej polityki Rosji nałożyło się wiele zaszłości, problemów nierozwiązanych przez polską administrację – uzasadniają podjęcie protestu transportowcy. Nie chcą tego dłużej znosić bezczynnie.
Minister infrastruktury i rozwoju
Maria Wasiak na spotkaniu ze związkowcami obiecała, że rząd będzie wykorzystywał wszystkie dostępne mu sposoby, żeby walczyć z niemieckimi przepisami o płacy minimalnej. Jest gotowa podjąć szybkie rozmowy na temat innych problemów zgłaszanych przez środowisko przewoźników. Zapewnia, że w najbliższym czasie postara się też doprowadzić do rozmów transportowców z premier Ewą Kopacz.
Jednak przewoźnicy nie wierzą tym deklaracjom. –
Póki był dialog, dalecy byliśmy od wychodzenia na ulicę. Jednak problemy trzeba rozwiązywać, a nie tylko o nich rozmawiać – mówi Jarosław Jakoniuk, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Przewoźników z siedzibą w Białej Podlaskiej.
–
Kumulacja negatywnych zjawisk zagraża funkcjonowaniu polskich przedsiębiorstw transportowych na rynku europejskim – oświadczyło z kolei Zrzeszenie Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce. Organizacja przypomina, że
Polska ma 25 proc. udziału w rynku w całej UE. Jesteśmy liderem w branży z drugą największą flotą samochodową. Tymczasem niemiecka interpretacja przepisów o płacy minimalnej, nakazująca, by niezależnie od rodzaju umowy za każdą przepracowaną w Niemczech godzinę wypłacić kierowcom 8,5 euro (ok. 35 zł), rozłoży finansowo wielu polskich przewoźników.
Transportowcy zwracają uwagę, że niemieckie regulacje mogą być niezgodne z prawem UE oraz unijną swobodą przepływu towarów i usług.
Nad ustawą podobną do niemieckich przepisów pracują Francuzi. Wkrótce przyjdzie tam płacić za przejazdy jeszcze więcej, nawet 9,61 euro za godzinę.
Cały tekst w poniedziałkowej „Codziennej”.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Dorota Skrobisz