Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Polska

„Święty polskiego patriotyzmu” - rozmowa z J. Pawłowiczem, autorem albumu o rotmistrzu

Rotmistrz Witold Pilecki i jego historia jest biało-czerwona. Z jego życia płynie jasny przekaz: Bóg-Honor-Ojczyzna. Tym trzem słowom był wierny i za taką postawę zapłacił najwyższą cenę.

Rotmistrz Witold Pilecki i jego historia jest biało-czerwona. Z jego życia płynie jasny przekaz: Bóg-Honor-Ojczyzna. Tym trzem słowom był wierny i za taką postawę zapłacił najwyższą cenę. Nie skundlił się, nie sprzedał, nie rozmienił swoich ideałów na drobne, by w konsekwencji wylądować na śmietniku historii. Ogromnie się cieszę, że młodzi Polacy wskazali, że jego miejsce jest na cokołach pomników i takie pomniki stawiają - z Jackiem Pawłowiczem, historykiem, autorem albumu „Rotmistrz Witold Pilecki 1901–1948”, rozmawia Jarosław Wróblewski.

Od wielu lat bada Pan postać rtm. Witolda Pileckiego. Kim jest dla Pana jego postać?
Pan Rotmistrz Witold Pilecki jest dla mnie wzorem polskiego patrioty. Człowieka, który bez względu na to, gdzie i w jakiej sytuacji się znajdował, całym swoim życiem służył ojczyźnie.

Kiedy Polska odzyskiwała w 1918 r. niepodległość, jako młodociany żołnierz Samoobrony Wileńskiej walczył o polskie granice. Następnie uczestniczył w wojnie polsko-bolszewickiej. Kiedy ucichły strzały i trzeba było odbudowywać ojczyznę, znowu był na pierwszej linii, tym razem jako społecznik tworzący swoją małą ojczyznę na Kresach Rzeczypospolitej. Najpierw odbudował zrujnowany rodzinny majątek Sukurcze, w którym uprawiał koniczynę i zajmował się hodowlą bydła, a następnie tworzył podwaliny ówczesnej kresowej samorządności i gospodarności. Zorganizował przynoszącą zyski spółdzielnię mleczarską, wówczas wręcz rewolucyjny pomysł na tamtych terenach, Ochotniczą Straż Pożarną, Przysposobienie Wojskowe Krakusi. Uczestniczył w budowie kościoła i szkoły. Wychowywał patriotycznie miejscową młodzież.

W sierpniu 1939 r., w przededniu agresji niemieckiej i sowieckiej na Polskę, ponownie włożył mundur i ponownie walczył z bronią w ręku o niepodległość. Zawsze był na najbardziej niebezpiecznych odcinkach. Po kapitulacji nie poszedł do niewoli, lecz jako żołnierz Tajnej Armii Polskiej organizował polskie podziemie. Kiedy Niemcy zorganizowali w Auschwitz obóz koncentracyjny (Konzentrationslager Auschwitz), na ochotnika zgłosił się do przeprowadzenia w tym piekle na ziemi misji wywiadowczej. Dał się aresztować i przez blisko trzy lata wysyłał do dowództwa Armii Krajowej raporty o barbarzyństwie niemieckim. W obozie zorganizował Związek Organizacji Wojskowych, konspiracyjną organizację skupiającą więźniów ze wszystkich środowisk politycznych, jakie znajdowały się w Auschwitz. To było coś nieprawdopodobnego, że udało się mu skupić i pogodzić w jednej organizacji ludzi o tak skrajnie różnych poglądach – od socjalistów do narodowych demokratów.


fot. Piotr Gajewski

Po ucieczce z obozu ponownie działał w konspiracji, skierowano go do kadrowej struktury „NIE”, podczas Powstania Warszawskiego dowodził redutą powstańczą, która nigdy nie została zdobyta. Do niewoli poszedł dopiero 5 października 1944 r. Oswobodzony przez armię amerykańską od razu zgłosił się do II Korpusu gen. Władysława Andersa, aby ponownie walczyć. Na rozkaz gen. Andersa wrócił do Polski, aby organizować działalność wywiadowczą dla Rządu Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie. W Warszawie zorganizował siatkę wywiadowczą, która wykradła komunistom wiele niezwykle ważnych informacji, m.in. dotyczących zbrodni popełnianych przez nich i okupacyjne wojska sowieckie na obywatelach polskich. Aresztowany przez UB przeszedł niezwykle ciężkie śledztwo i po sfingowanym procesie został skazany na śmierć i zamordowany.

Jego walka o ukochaną ojczyznę, pozornie przegrana, zakończyła się strzałem w tył głowy w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Mordercą był polski komunista.

Opowiadając historię Pana Rotmistrza, nie można zapominać, że był przede wszystkim wspaniałym mężem i ojcem. Był niezwykle rodzinny, w Sukurczach stworzył prawdziwe gniazdo rodziny Pileckich. Mieszkały tam jego matka, przez dzieci zwana „Bunią”, a także siostry. Odbywały się zjazdy rodzinne i przyjęcia.

Był katolikiem. We wsi Krupa nieopodal Sukurczy uczestniczył w budowie kościoła, w którym do dziś przechowywane są namalowane i ofiarowane przez niego dwa obrazy. Wspólnie z żoną uczył dzieci katechizmu. Był pod ogromnym wrażeniem pism Tomasza à Kempis „O naśladowaniu Chrystusa”.
Był wspaniałym człowiekiem, mężem, ojcem i oficerem Wojska Polskiego.

Czy wszystko o nim już wiemy?
Oczywiście, że nie. Jest kilka takich momentów w życiu Pana Rotmistrza, które sam utajnił. Dotyczą one przede wszystkim działalności konspiracyjnej w okupowanej przez Sowietów Polsce, m.in. nie do końca została odtworzona siatka wywiadowcza, którą stworzył, szczególnie jej część wojskowa.

Dlaczego Pana zdaniem rtm. Pilecki jest dziś tak popularny, zwłaszcza wśród młodych Polaków?
Młodzi Polacy są dumni z ojczystej historii. Są dumni z powstańców listopadowych i styczniowych, legionistów Józefa Piłsudskiego i hallerczyków, bohaterów wojny polsko-bolszewickiej i żołnierzy Września 1939 r. Szczególnie umiłowali historię Żołnierzy Wyklętych, ale też nie ma czemu się dziwić – ich historia jest przecież nieprawdopodobna. Gdyby taki fenomen, jakim byli Żołnierze Wyklęci, wydarzył się w Stanach Zjednoczonych, oglądalibyśmy teraz dziesiątki, o ile nie setki filmów na ich temat. W Polsce takich filmów mamy zaledwie kilka. Niestety polscy filmowcy, z wyjątkiem kilku, wolą wyśmiewać lub opluwać własną historię. To lepiej się sprzedaje za granicą.

Rotmistrz Witold Pilecki i jego historia jest biało-czerwona. Z jego życia płynie jasny przekaz: Bóg-Honor-Ojczyzna. Tym trzem słowom był wierny i za taką postawę zapłacił najwyższą cenę.
Nie skundlił się, nie sprzedał, nie rozmienił swoich ideałów na drobne, by w konsekwencji wylądować na śmietniku historii. Ogromnie się cieszę, że młodzi Polacy wskazali, że jego miejsce jest na cokołach pomników i takie pomniki stawiają.

Ten skazany przez komunistów na zapomnienie człowiek ma obecnie w Polsce kilkadziesiąt szkół noszących jego imię. Ulic, skwerów i placów nie sposób wprost jest wyliczyć. Wkrótce na warszawskim Żoliborzu, w miejscu, skąd został wywieziony przez Niemców do Auschwitz, stanie kolejny pomnik.

Na czym polegał ponadprzeciętny heroizm rtm. Witolda Pileckiego?
W czasie II wojny światowej przeciw Niemcom walczyło kilkanaście milionów żołnierzy z różnych armii, kilkudziesięciu narodowości, wykonywali oni nieprzeciętne czyny, za co płacili najwyższą cenę. Ale tylko jeden na ochotnika poszedł do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz, piekła na ziemi, jakie Niemcy zgotowali wszystkim narodom Europy podczas tej wojny. Był to oficer Wojska Polskiego – Rotmistrz Witold Pilecki.

W jaki sposób próbowano go złamać? Jak go torturowano?
Po aresztowaniu przez UB Pan Rotmistrz przeszedł niezwykle ciężkie śledztwo. Był bity, kopany, funkcjonariusze UB użyli wobec niego chyba wszystkich znanych sobie metod tortur, z miażdżeniem jąder włącznie. Najdelikatniejszą torturą było zrywanie paznokci, jemu zerwali je z rąk i z nóg. O tym, co przeszedł w kazamatach UB, może świadczyć kilka słów, które po kryjomu powiedział podczas procesu: „Oświęcim to była igraszka”. Jeżeli „piekło na ziemi” było igraszką, to czym było więzienie UB?
O torturach stosowanych wobec Pana Rotmistrza opowiadali również sądzeni z nim żołnierze stworzonej przez niego siatki wywiadowczej: Tadeusz Płużański, Maria Szelągowska i inni. Byli dla niego pełni podziwu. Tadeusz Płużański, sądzony wspólnie z Rotmistrzem i również skazany na karę śmierci, zamienioną przez Bolesława Bieruta (agenta NKWD mianowanego przez Stalina prezydentem Rzeczypospolitej) na dożywotnie więzienie, opowiadając o Witoldzie Pileckim, zawsze mówił o nim: „Święty polskiego patriotyzmu”. Cóż może być piękniejszego od tych słów wypowiedzianych przez współoskarżonego?

Dlaczego rtm. Pilecki był tak niewygodny dla komunistów, że musiał zostać zabity?
Legendę Pana Rotmistrza ukradł premier komunistycznego rządu, Józef Cyrankiewicz, który również był więźniem niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz, do którego trafił 4 września 1942 r., czyli dwa lata po Rotmistrzu. Działał tam również w konspiracyjnej organizacji o nazwie Grupa Bojowa Oświęcim (GBO, Kampfgruppe Auschwitz), jednak nigdy nie zetknął się z Pileckim, który w Auschwitz przebywał od nocy 21/22 września 1940 r. do nocy 26/27 kwietnia 1943 r. pod nazwiskiem Tomasz Serafiński. GBO pierwsze kontakty z ZOW rozpoczęła dopiero w połowie 1943 r., czyli już po ucieczce Pana Rotmistrza, natomiast ścisłą współpracę nawiązano dopiero wiosną 1944 r.

W okresie komunistycznym w szkołach kłamliwie uczono, że to właśnie Cyrankiewicz zorganizował konspirację w Auschwitz, natomiast na nazwisko Pilecki nałożony był zapis cenzury i nie wolno było o nim mówić.


fot. arch.

Prof. Andrzej Romanowski próbował w podły sposób zaatakować rtm. Pileckiego, zarzucając mu zdradę swoich podkomendnych. To jednak nie jest prawda. A dlaczego to zrobił?
Trudno doprawdy zrozumieć, dlaczego badacz, od którego powinno się wymagać należytego opanowania warsztatu pracy historyka i wysokich kwalifikacji moralnych, zdecydował się, dla doraźnych celów politycznych, na instrumentalne wykorzystanie casusu bohaterskiego Rotmistrza do brutalnego ataku na Instytut Pamięci Narodowej. Było to tym bardziej rażące, że badacz ów publicznie przyznał, iż nie zna akt sprawy Witolda Pileckiego.

Witold Pilecki był doświadczonym oficerem wywiadu, zdawał sobie sprawę, że jego grupa została zinfiltrowana, że adresy i kontakty uległy rozkonspirowaniu. Po aresztowaniu podjął z ubekami grę, której celem było ratowanie życia podkomendnych. Proszę zwrócić uwagę, że mówiąc m.in. o Marii Szelągowskiej, podawał: „Ona tylko przepisywała moje notatki, była maszynistką”, a przecież Szelągowska była w rzeczywistości etatowym oficerem wywiadu. Jak pokazała historia, gra Rotmistrza udała się, wszyscy pozostali oskarżeni przeżyli.

Jakie są Pana zdaniem szanse na odnalezienie szczątków jego ciała?
Najbardziej kompetentną osobą, mogącą odpowiedzieć na to pytanie, jest oczywiście prof. Krzysztof Szwagrzyk, który właściwie całe swoje zawodowe życie poświęcił poszukiwaniom miejsc pochówków ofiar zbrodni komunistycznych. Prowadzi obecnie prace poszukiwawcze w Warszawie,
m.in. na Wojskowych Powązkach w kwaterze „Ł”, gdzie najprawdopodobniej zakopano zwłoki Pana Rotmistrza. Twierdzi, że jest już bardzo blisko odnalezienia jego szczątków i ja mu wierzę.

Trwa dziś pewien spór o nazwę: Żołnierze Wyklęci czy Żołnierze Niezłomni? Które określenie według Pana jest bliższe prawdy?
Oba określenia są prawdziwe.
Proszę jednak pamiętać, że dwadzieścia kilka lat temu, gdy garstka młodych ludzi związanych ze środowiskiem Ligi Republikańskiej, skupionych wokół Grzegorza Wąsowskiego, Leszka Żebrowskiego i Adama Borowskiego, przygotowała wystawę „Żołnierze Wyklęci”, rozpoczynając walkę o pamięć dla nich, nasi bohaterowie byli nadal naprawdę „wyklęci”. Proszę zwrócić uwagę, że dopiero w 2011 r. dzięki staraniom prezesa IPN‑u Janusza Kurtyki i prezydenta Lecha Kaczyńskiego parlament Rzeczypospolitej ustanowił dzień 1 marca Narodowym Dniem Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”, jest on świętem państwowym.

Oczywiście dzisiaj można sobie dyskutować, że bardziej dumnie i może lepiej brzmiałby termin „Żołnierze Niezłomni”. Tyle tylko, że dwadzieścia kilka lat temu, kiedy pojawiło się to określenie, osoby, które dziś chętnie poprawiają nazwę obecnego święta, wówczas palcem nie kiwnęły w sprawie „Wyklętych”. Dzisiaj łatwo jest się wymądrzać i żądać poprawienia tego, co wywalczyli inni. Nie ma o czym dyskutować, „Żołnierze Wyklęci” – to brzmi autentycznie i dumnie.

Kiedy zostanie wznowiony Pana album o Witoldzie Pileckim, uhonorowany w 2009 r. nagrodą Książki Historycznej Roku?
Album ukazał się w 2008 r., w roku 2009 w wyniku plebiscytu czytelników otrzymał Nagrodę Książki Historycznej Roku im. Oskara Haleckiego. Od tego momentu był dwukrotnie dodrukowywany i z tego, co wiem, osiągnął nakład 8 tys. egz. Mam nadzieję, że wkrótce ukaże się kolejny dodruk, chciałbym jednak rozszerzyć w nim rozdział „Pamięć”, aby pokazać pośmiertne zwycięstwo Pana Rotmistrza i cześć, jaką oddają mu Polacy.

Przygotowuje Pan również bardzo ciekawą wystawę o Rotmistrzu. Czy dowiemy się z niej jakichś nowych faktów? Gdzie będzie można ją zobaczyć?
Otwarcie wystawy planujemy w Centrum Edukacyjnym IPN im. Janusza Kurtyki na ul. Marszałkowskiej 21/25 na 25 maja, tj. w 67. rocznicę zbrodni komunistycznej popełnionej na Panu Rotmistrzu. Mam nadzieję, że dla zwiedzających wystawa będzie niezwykle ciekawa. Oczywiście będzie kilka niespodzianek, ale nie chciałbym na razie o nich mówić. Na obecnym etapie wiedzą o nich tylko dzieci Pana Rotmistrza, Andrzej i Zofia, które pomagają mi przy tej wystawie.

Reklama
Reklama